szarzy ludzie

634 64 47
                                    

,, S z a r z y  L u d z i e" zapisał koślawo na kartce w linie, marszcząc czoło. Postawił myślnik, który bardziej przypominał tyldę, i zatrzymał się. Przygryzł pióro, oczywiście nie ze strony skuwki.

,,z ł o" zdefiniował krótko i adekwatnie, jakby to określiła jego anglistka ,,zwięźle i na temat". Odsunął od siebie zeszyt i z dumą przyjrzał się nakreślonym literkom.

Jeszcze raz sprawdził, czy aby na pewno zwinięta koszulka dostatecznie dobrze zasłania szparę pod drzwiami i nikt po drugiej stronie nie może się zorientować, że w zielonym pokoju na poddaszu wciąż pali się światło. Gdy już był przekonany, położył się w łóżku, nie gasząc uprzednio lampki na biurku. Szarzy Ludzie bali się lampek, takich zapalonych, rzecz jasna. Chłopiec naciągnął kołdrę w sprane kwiaty po sam nos. Kiedyś bardzo się burzył, czemu ma wzór w żółtą i błękitną florę, który po wielu wizytach w pralni, miał bury i brzydki odcień, lecz teraz mało go to obchodziło. Może te wyblakłe tulipany i jaśminy dodawały mu nawet odrobinę otuchy. Szarzy Ludzie nie mieli najmniejszego związku z kwiatami, nawet jeśli te już dawno przestały cieszyć oczy radosnymi barwami.

Przez dłuższą chwilę błądził wzrokiem po każdym kącie pokoju. Momentami wydawało mu się, że w miejscach, do których żółte światło żarówki nie dosięgało, czają się istoty nocy. Jednak nie przerażało go to, w końcu wiedział, że to nieprawdopodobne.

Oni nigdy nie chowali się po kątach.

Policzył do dziesięciu, a później trzykrotnie powtórzył wyliczankę. Zmienił taktykę, teraz jego głowę zaprzątały cyfry od jeden do dwudziestu, następnie przeskoczył do czterdziestki i tak co dwadzieścia. Więcej liczb, mniej Szarych Ludzi. Choć nigdy nie był orłem z matematyki, bardzo mu to pasowało.

Dziesięć, jedenaście, dwanaście. Dziewiętnaście, dwadzieścia.

Wciągnął głęboko powietrze i zacisnął powieki. Jak mógł być tak głupi? Czym prędzej otworzy oczy, mając nadzieję, że jeszcze nie wszystko stracone.

Lampa na biurku przestała emitować złote błyski, światło, bo to, które teraz otaczało jego pokój, miało biało szary, zimny odcień. Zacisnął mocniej palce na kołdrze. Nie widział już  na niej żadnych słoneczników lub bratków, a same szare, rozmazane plamy. Bez kształtu i wyraźnego zarysu. Nieśmiało uniósł spojrzenie.

Miał rację, Szarzy Ludzie nigdy nie kryli się po kątach.

***
(Szarzy Ludzie istnieją naprawdę. Są to istoty, które spotkałam kiedyś we śnie i których widok przyprawia mnie o dreszcze.)

Udało mi się przepisać dużą część prac z tego zbioru, dlatego postanowiłam powrzucać na nowo przynajmniej część z tych starszych

Ops! Esta imagem não segue as nossas directrizes de conteúdo. Para continuares a publicar, por favor, remova-a ou carrega uma imagem diferente.

Udało mi się przepisać dużą część prac z tego zbioru, dlatego postanowiłam powrzucać na nowo przynajmniej część z tych starszych.

Szczególnie, że od dawna rozważałam napisanie dłuższej pracy, czegoś na granicy fantasy i horroru, co łączyłoby się właśnie z tym chyba najstarszym z tego zbioru opowiadaniem.

jak w sufit z latarkąOnde as histórias ganham vida. Descobre agora