plakatówki i motyle

351 54 17
                                    

Nigdy nie myślałam nad tym, co działoby się, gdybym postąpiła inaczej. Wolałam pławić się w zadowoleniu lub popadać w czarne szpony rozpaczy. Nigdy spekulować.

Nie spekulowałam, zaciskając palce na sztywnej dłoni matki. Nie spekulowałam, gdy wynosili jej ciało. Nawet patrząc na zrozpaczoną twarz siostry, nigdy nie spekulowałam.

Było źle, ba, beznadziejnie nawet!, na niczym innym nie umiałam i nie miałam zamiaru się skupiać. Nie spekulowałam, stojąc na skraju peronu, dużo bliżej torów niż nakazywała żółta linia. Nie spekulowałam, gdy silne ręce pracownika dworca wciągnęły mnie do bezpiecznej strefy. Nie spekulowałam, kiedy jego paskudna, męska morda wykrzywiła się w oburzeniu.

Nie poruszyłam ustami na trzask drzwiami i wyzwiska. Na zarzucane okrucieństwo i brak duszy nie odwróciłam głowy, nie obruszyłam się. Nie istniały inne opcje, nie widziałam innych możliwości. Była rozpacz, a jej barwy były ciemne i gęste. Zdawało mi się, że jakiś wielki olbrzym zamalował słońce czarną plakatówką.

Nie wierzyłam w światło, kiedy było ciemno. Nie spekulowałam.

Nad moją głową znowu zaczęły bujać się chmury, ale już nie takie straszne i ciężkie. Lekkie obłoczki, bieluchne i śliczne. Fikuśne wzorki na niebie malowały się jak motyle szlaki w moim brzuchu.

Uniesiona euforią latałam i nie spekulowałam. Przecież czarne plakatówki nigdy nie mogły zamalować słońca, prawda?

Miałam wrażenie, że owady w żołądku ciągną mnie ku nieboskłonowi. Nie walczyłam, bo i po co. Chciałam się unosić, przecież zawsze wierzyłam w latanie. Zawsze wierzyłam w szczęście, nigdy nie spekulowałam. Szczęście było realnym stanem, nie wybujałą, utopijną wizją.

Breja, która zasłoniła wszystkie podniebne żarówki, nie była czarna. Miała paskudny odcień błota i smutku, trochę zmieszany z mgłą, a trochę z rozczarowaniem. Moja dusza znów zgasła, cztery wypalone zapałki, dwie filiżanki z kawy. Jeden skok z mostu.

Zapłonęłam, nigdy nie było źle. Zawsze spekulowałam. Smutek był możliwością, nigdy nie byłam smutna.

Taniec w deszczu, na poręczy mostu. Skoki z wieżowca, lody na Krzywej.

Mrugająca żarówka, rozlane plakatówki.

Rozważałam, nie spekulowałam.

Spekulowałam, wymyślam.

Zaplątałam się w kłamstwach jak mała mucha w sieci. Spekulowałam, owijałam się bardziej. Tabletki i wódka, później piwo w klubie. Kawa w przerwie na lunch, zaraz po niej leżenie na torach. Nie spekulowałam.

Balansując między plakatówkami a motylami. Między jawą a rzeczywistością. Czy ja spekulowałam?

Czy siedząc na obrotowym krześle w opustoszałym magazynku, przyciskając paczkę waniliowych lodów z Krzywej do piersi i lufę pistoletu do skroni, spekulowałam?

jak w sufit z latarkąWhere stories live. Discover now