Rozdział XXVIII

2.2K 108 15
                                    

*3 lata później*

Tak, stało się. Wyszłam ze szpitala. Wszyscy stwierdzili, że się zmieniłam. Uważam że trochę tak, jednak rany i tak pozostaną w środku na zawsze. Poznałam Bruca, nawiązaliśmy bliższą relacje. Na początku trudno było mu do mnie dotrzeć ale udało się mu. Jesteśmy razem. Spakowałam się, żegnając te piekielne mury szpitala psychiatrycznego już na zawsze, ostatni raz zerkając na drzwi budynku poszłam pewnym krokiem. Wiem, że złe czasy już minęły i powinno być tylko lepiej. Mój chłopak wziął mój bagaż, włożył do samochodu.
-Chodź kochanie.- podszedł do mnie i ucałował mnie w czoło
-Już idę-złapałam chłopaka za ręke i wsiadłam do samochodu.

Mimo to, że jestem szczęśliwa mam okropne kompleksy. Przez samookaleczanie mam dużo blizn, nie podoba mi się moje ciało. Mogłoby być ładniejsze ale jednak moja psychika na to nie pozwoliła. Psychiatra przepisał mi antydepresanty, ale ja, jak to ja w środku jeszcze zbuntowana nastolatka powiedziałam:
-Pierdole to cholerstwo.- chwyciłam plastikowe opakowanie z tabletkami i wyrzuciłam je przez okno.
-Nie powinnaś tego wyrzucać-powiedział Bruce
-Znasz mnie, wiesz jaka jestem.- odpowiedziałam
-Wiem ale martwię się o ciebie.
-To jebane gówno jedyne co robi to wpędza mnie w depresje, nie chce tego rozumiesz?- uważam, że to tylko szkodzi niż pomaga
-No okej.-zamilkł i jechał trasą do domu, który był wybudowany częściowo przez jego bogatych rodziców
Bruce obecnie był studentem. Ja muszę wrócić do edukacji chociaż obstawiam że się nie wyrobie, żeby napisać w tym roku mature dlatego postanowiłam, że przystąpie do niej za rok.
Dojechaliśmy do domu. Robił wrażenie powiem wam, byłam w nim kilka razy na przepustkach, okolica była dosyć interesująca. Były bardzo spoko miejsca gdzie można byłoby poznać dużo ludzi więc czemu nie?
Weszłam do domu, rzuciłam bagażem i poszłam zapalić papierosa. Uzależniłam się od nikotyny i już pięć godzin bez papierosa było niewyobrażalnie trudne. Bruce chciał żebym przestała palić ale dla mnie to było za trudne więc zdecydowałam że rzucanie nałogu nie ma sensu. Prędzej czy później i tak umrzemy, prawda? Chuj wie na co.

Stałam na balkonie, zapaliłam szluga i wciągałam dym tytoniowy. Przyszedł Bruce.
-A ty znowu palisz.-stwierdził ponuro
-Dobrze wiesz skarbie, że nie wytrzymam więcej niż kilku godzin bez fajki prawda?
-Dobra, pieprzyć zdrowie, daj mi jedną.-stwierdził i poprosił mnie o szluga
-Napewno tego chcesz? -zapytałam, nie chciałam żeby się uzależnił tak jak ja-A nie wolisz pieprzyć mnie?-dodałam gasząc i wyrzucając papierosa, od razu objełam rękami jego szyje
-Ciebie później, kochanie.- odpowiedział zerkając na mnie, i w tym samym czasie zabierając mi paczke papierosów z tylniej kieszeni w jeansach.

Gdy mieliśmy iść razem do sypialni, zadzwonił mu telefon.
Nie powiedział mi od kogo, poprostu wyszedł.
Poszłam na górę, ponieważ źle się poczułam i postanowiłam iść do łóżka i zaczekać tam na niego. Po chwili usłyszałam trzask drzwi i dźwięk stłuczonej szyby na dole. Zeszłam na dół, a jego nie było. Zaniepokoiło mnie stłuczone okno ale gdy zobaczyłam czerwone ślady, które prowadziły do kuchni, moje serce się zatrzymało.

Witam was, można powiedzieć że mam pomysł na kilka najbliższych części więc spodziewajcie się jeszcze kilku rozdziałów !

Mój psychiatryk.Where stories live. Discover now