39. O krok za daleko

376 62 8
                                    

Dla OfficialAustriaBober

Daniel przynosząc mi jedzenie, czy picie nie szczędził sobie dwuznacznych słów. Cały czas rzucał aluzje do tego, że zrobiłem mu loda.

Byłem pewien, że prędzej czy później będzie chciał to powtórzyć. Byłem tego nawet bardziej niż pewien.

Miałem nadzieję, że się mylę. Że nie będzie chciał żeby zrobił to znowu. I tak czułem obrzydzenie i wstręt do siebie po tym, a jakbym miał to zrobić po raz kolejny... Chyba wolałbym się zabić.

Nawet rozważałem to przez chwilę, ale nie byłem aż takim tchórzem. Dam radę. Przetrwam to, aby wrócić do domu. Do Michaela... A jeśli trzeba będzie to znajdę sposób żeby zabić tego psychopatę. Nie wiem jak, nie wiem czym, ale coś wymyślę.

Moje rozmyślanie o tym jak zabić Daniela, przerwał sam zainteresowany, wpadając do pomieszczenia, w którym mnie trzymał.

- Wstawaj, wychodzimy - warknął.

- Dokąd? - zapytałem, nie ruszając się. Z góry dobiegł hałas.

- Rusz się - syknął wyciągając brony z kieszeni bluzy. Zamarłem. Patrzyłem na niego, nie wiedząc jak się zachować. - Chodź tutaj - mruknął, a ja się nie poruszyłem, bo byłem zbyt przerażony. - Mówię do ciebie! - przeładował pistolet i wymierzył go we mnie. Wstałem powoli, ale nie podszedłem do niego jak tego żądał. Stałem w miejscu. - Czy ty chcesz mnie wyprowadzić z równowagi?! - warknąłem, podchodząc do mnie, a z góry dobiegały coraz głośniejsze hałasy. Jakby ktoś biegał. - Moja cierpliwość się kończy - zbliżył się do mnie.

Rozległ się głuchy dźwięk uderzenia. Jakby ktoś próbował wyważyć drzwi od piwnicy. Słuchać też było jakieś krzyki.

- Jesteś zdziwiony? - zakpił. - Twój chłoptaś cię szukał - warknął. - Ale nie znajdzie się żywego - mierzył do mnie.

- Nie rób tego... Nic nie będziesz z tego miał - próbowałem go uspokoić. - Nie Musisz tego robić.

- Muszę - uśmiechnął się i pociągnął za spust, rozległ się huk, a ja poczułem ogromnym ból. Upadłem na ziemię, zmaroczony... Czułem przeszywający ból rozchodzący się od mojego lewego barku w dół ciała. Przyłożyłem tam rękę, a po chwili rozległ się huk kolejnego wystrzału. Ciężko mi było złapać oddech, czułem ból przy każdym wdechu. Pod palcami, którymi naciskałem ranę, czułem płynącą krew. Walczyłem z powiekami, aby ich nie zamykać. Wiedziałem, że nie mogę tego zrobić.

Ktoś wszedł do pomieszczenia, nie wiedziałem kto, obraz rozmywał mi się przed oczami.

Nagle poczułem, że ktoś przy mnie klęka. Sprawdził mój puls i przycisnął swoją dłoń do mojej rany, sprawiając mi ból, ale tamując krwotok.

- Niech tu nie wchodzi! - krzyknął do kogoś. - Trzymajcie go za zewnątrz! I wezwij karetkę, Luke!!! - wydawał polecenia. - Nie wiem kim był ten człowiek, ale właśnie ratował mi życie. - Stefan - zwrócił się do mnie po imieniu. - Nie zamykaj oczu. Patrz na mnie... Skup się na moim głosie... Wiem, że wolałbyś tu swojego narzeczonego, ale lepiej żeby cię nie widział w takim stanie... Chyba już wystarczająco się o ciebie martwił, co?

Chciałem odpowiedzieć, ale nie byłem w stanie. Mężczyzna jeszcze coś do mnie mówił, ale nie słuchałem. Skupiałem się na tym, aby nie stracić przytomności, ci było bardzo trudne.

- Stefan!!! - ledwo słyszałem krzyk Michaela, który ukląkł po mojej drugiej stronie. Widziałem go jak przez mgłę. Chciałem skupić na nim wzrok, ale nie mogłem. Mówił coś do mnie, ale nie rozumiałem słów.

Moje powieki były coraz cięższe. Ostatkami sił utrzymywałem je w górze, ale w końcu mi tych sił zabrakło. Przymknąłem oczy, ale nadal byłem przytomny. Skupiałem się teraz na dotyku Michaela na mojej dłoni. Chciałem zacisnąć lekko palce, ale nie wiem czy mi się to udało. Sądząc po zrozpaczonym głosie Michaela chyba nie.

I to był moment, w którym urywa mi się film, czyli straciłem przytomność

Kiedy zacząłem odzyskiwać wiadomość, pierwsze co usłyszałem to dziwne, denerwujące pikanie. Potem poczułem ból w lewym ramieniu, a na koniec delikatne muskanie na dłoni.

Próbowałem rozchylić powieki, ale udało mi się to dopiero za trzecim razem.

Biały sufit nie jest fajnym widokiem. Liczyłem na lepszy widok po mojej lewej, ale Michi wyglądał jak cień siebie. Miał sińce pod oczami, rozczochrane włosy o chyba się dziś nie ogolił... I wczoraj chyba też. Siedział na szpitalnym krześle, trzymając lewą dłoń na mojej i muskając kciukiem moje kostki. W prawej ręce miał telefon i chyba pisał SMSa.

- Przez chwilę jestem poza zasięgiem i już mnie zdradzasz - wymamrotałem. Blondyn spojrzał na mnie zaskoczony, ale po chwili uśmiechnął się szeroko, chowając telefon do kieszeni.

- Widzę, że humor ci dopisuje - pogłaskał mnie po policzku. - Jak...?

- Wyglądasz fatalnie - przerwałem mu. - Nie lubię cię z zarostem - dodałem.

- Dopiero się wybudziłeś i... Ale w sumie czego ja się spodziewałem - westchnął. - Zawołam lekarza - wstał i pocałował mnie w czoło. - Kocham cię.

- Ja ciebie też - odparłem, a on wyszedł z sali. Wrócił chwilę później z lekarzem, który stwierdził, że wszystko jest jak powinno i zaaplikował mi coś przeciwbólowego, a potem wyszedł z sali.

- Jak mnie znaleźliście? - zapytałem Michaela.

- Opowiem co wszystko jak już wyjdziesz, ze szpitala - uśmiechnął się.

- Mogę mieć do ciebie prośbę? - szepnąłem.

- Oczywiście, słońce - złapał moją dłoń i pocałował jej wierzch.

- Jedz do domu i się ogarnij. Wyglądasz jak kupa - oznajmiłem czując działanie leków.

- Właśnie to chciałem od ciebie usłyszeć jak się obudzisz... Mogłem cię tam zostawić.

- Umarłbyś beze mnie - wyszeptałem.

- Ale nie postarzałbym się o 10 lat.

- I tak wyglądałeś staro - stwierdziłem.

- Masz szczęście, że jesteś w takim stanie, bo  udusiłbym cię na miejscu.

- Nieprawda. Kochasz mnie najbardziej na świecie - rzuciłem.

- Kocham, jasne że kocham - pocałował mnie w czoło. - Przyjadę wieczorem.

- Dobrze... Będę czekał.

Michi wyszedł z sali, a ja mogłem przestać walczyć z opadającymi powiekami i podzielić sobie odpłynąć do krainy Morfeusza.

It's me, your Stefan | KraftboeckWhere stories live. Discover now