12. "Kiedyś zostanę hokage!"

150 19 23
                                    

Szliśmy nawet powoli, jak na siebie. Już od jakiejś chwili milczeliśmy dość groźnie, a ja w tym czasie przyglądałem się części swojego dzieła.

Jednak pomarańczowa farba była dobrym wyborem - z daleka widać ją na białym śniegu. Widocznie nikt jeszcze tego nie posprzątał. I dobrze.
Niech wszyscy znają...!

Poczułem nagle szorstkie "coś", przejeżdżające mi szybko po twarzy. Zanim w ogóle zorientowałem się, co to było i o co chodziło, do moich uszu dobiegł głośny śmiech Kiby.

Zmrużyłem oczy, rozzłoszczony.

- O żesz! Co ty sobie myślisz?! Jeszcze nawet nie zaczęliśmy walki, a ty jesteś taki jak zwykle! Ty nawet...!

- Może po prostu nikt cię nie uprzedził, że walka może zacząć się niespodziewanie - przerwał mi, nie zważając na moje krzyki i wymachiwanie rękami. -  Na przykład tak. - Znowu nieuprzedzając, wypuścił w moją stronę kolejną gałąź.

Jej złamaniu przeze mnie towarzyszyło szczeknięcie Akamaru. Wredny uśmieszek Kiby zlazł z jego twarzy.

- Tym razem ci się udało, ale nie łudź się. Medalu nie dostaniesz - zripostował i ruszył w dalszą drogę.

Taaak... wędrówka z nim jest naprawdę kłopotliwa, dlatego nie wiem ile bym z nim wytrzymał, gdyby miała potrwać dłużej.

Chwila... czy ja nie zaczynam gadać jak Shikamaru? Rany, ci goście naprawdę źle na mnie wpływają.

No dobra, jeszcze tylko trochę, a skopię tyłek temu gościowi i jego małemu pchlarzowi! Chociaż nie wiem czy to ładnie tak bić zwierzęta. Może przy walce wreszcie go odstawi.

Dobra, doszliśmy. Kiba stanął naprzeciwko mnie; widziałem wtedy jego zacięcie w oczach.

Ja byłem ustawiony plecami do krzaków, a raczej gałęzi, bo narazie oprócz śniegu i tego, to więcej tam nie było. Przede mną był Kiba, a oddalony za nim mój malunek ze wczoraj.

Naprawdę nieźle mi wyszedł...

- A więc... - zaczął teraz mówić mój przeciwnik, ustawiając się do walki. Domyślałem się, że zaraz jak skończy mówić, to zacznie atakować. - ...kto pierwszy będzie miał dosyć, przegrywa! - I ruszył na mnie, wyciągając po drodze kunai.

Wiedziałem, że będzie grał nieczysto! Rany, czasami mam wrażenie, że on jest gorszy nawet od Sasuke!

Nie dałem mu zbyt dużo czasu na atakowanie. Zresztą - w ogóle mu go nie dałem. Wtedy, gdy Kiba miał sztylet przed twarzą, ja zablokowałem go swoim, i chwilę tak staliśmy, obaj się przepychając.

Wreszcie Inuzuka odskoczył, a ja zrobiłem to samo na wszelki wypadek, gdyby chciał we mnie czymś rzucić.

Kiba schylił się, stawiając swojego kundla na ziemi. Co on kombinuje?

- Akamaru, do dzieła! - zawołał do pchlarza, a ten zaraz pobiegł w moją stronę szczekając i szczerząc zęby.

Wielkie mi halo. Ja też bym tak potrafił, ale nie będę się zachowywał jak jakiś świrus!

- Ej, co to ma być za zagrywka? Jak ja mam niby walczyć z psem!? - Odskakiwałem na małe dystanse, a Akamaru wciąż do mnie podbiegał. - Powiedz mu, że ja nie jestem jego kolacją! - zwróciłem się do Kiby, ale ten tylko się zaśmiał.

- He, sam mu to przekaż. Chociaż wątpię, żeby Akamaru chciał słuchać takiego kretyna, jak ty. - Wyszczerzył się i sam nic więcej nie zrobił.

- A żebyś wiedział, że tak właśnie zrobię - warknąłem i skoczyłem na tego małego sierściucha.

Żeby nie było - w tym wypadku chodziło mi o psa, nie o tego drugiego. Z nim policzę się za chwilę.

Upilnować Naruto - zadanie niemożliwe ?Where stories live. Discover now