– Nie pójdę spać. – oznajmiła, od razu zerkając na mnie przez ramię.

– No dobrze. Dla mnie to lepiej, wymęcz ich. – Pocałowałem ją w czoło i ruszyłem do swojego gabinetu.

Uśmiechnąłem się pod nosem, wiedząc, że robię im na złość, ale na pewno nie mieli teraz aż tyle do roboty. Gwiżdżąc pod nosem skierowałem się na piętro, znikając w swoim gabinecie. Mało kto mnie tam odwiedzał, kiedy miałem masę pracy. A tym razem postanowiłem zainteresować się trochę bardziej osoba Gabrielli Dawson. 

Usiadłem przed komputerem i wpisałem hasło w odpowiedni system. Stukałem palcami w szklany blat biurka, czytając wszelkie informacje na jej temat. Nie studiowała. Od roku pracowała w klubie Jima, była absolwentką szkoły muzycznej w Karolinie Północnej. Wyglądała na szara myszkę, niczym nie wyróżniająca się z tłumu. Poza jednym malutkim szczegółem... Magicznym głosem. Słyszałem go na żywo i doskonale wiem, co mówię. Miała niebywałą barwę. Będę musiał wybrać się na kolejny występ. Skoro była pracownica Daggetta, na pewno występowała tam już nie jeden raz. Widać, że robiła to z pasją. Poza tym w innym przypadku nie uczyłaby śpiewu mojej chrześnicy. Uśmiechnąłem się pod nosem, bo znalazłem okazję, żeby znów się z nią zobaczyć. Widziałem, że się mnie bała. Dawało mi to naprawdę duża satysfakcję. Odchyliłem się na krześle, patrząc na jej zdjęcie, które zajmowało cały ekran. Uśmiechała się do obiektywu, trzymając w rękach kwiat. Takie kobiety istnieją. Chyba zacznę wierzyć w anioły. 

Wyciągnąłem z małego kartonika papierosa, wsuwając go do ust. Odpaliłem używkę przy pomocy zapalniczki i zastukałem lekko stopa w drewniana podłogę. Zszedłem na dół, dopiero gdy usłyszałem, że Harry przyjechał.

– Moja córka to mały generał. Cześć. – Podał mi rękę.

– Coś się stało? – zapytałem, witając się z nim uściskiem dłoni.

– U mnie bez zmian. – Rozbawiony spojrzał na Lottie. – Ale tu widzę, że szkoła wojskowa.

Zerknąłem przez ramię przyjaciela na środek salonu, gdzie toczyła się zacięta walka o wygrana, a Charlotte miała ubaw ze wszystkiego po same pachy.

– Tatusiu, zobacz! – Pokazała palcem na moich pracowników.

– Widzę, kochanie. Bardzo się cieszę, że tak dobrze rządzisz.

Uśmiechnęła się szeroko, kręcąc czarna strzałka na kolorowym kółku. Czasami miałem wrażenie, że Lottie bardzo się przejmowała zdaniem ojca. Chciała, by był z niej dumny, chociaż miała dopiero sześć lat.

Nie wiem czy to dobrze, czy źle. Harry mógł być jej autorytetem, ale matka też nie była złym rodzicem. Nawet mogłem pokusić się o określenie, że lubiłem Annabelle, ale rzadko ja widywałem i nie narzekałem na taki stan rzeczy.

– Jim do mnie dzwonił. – rzucił w końcu Styles, a na jego słowa momentalnie się spiąłem. Zabrzmiało to tak, jakbym musiał spowiadać się rodzicowi gdzie, co i z kim robiłem tak późno poza domem.

– I co w związku z tym? – Założyłem ręce na piersi.

– Nic. Po prostu sugeruje ci, że wiem. Rozmawiałem też z Peterem.

– Na temat? – Zmrużyłem oczy.

- Tego całego zadłużenia, które jest jego wina. - dodał, wsuwając ręce w kieszenie. - Ale nie będziemy rozmawiać tutaj...

– Chodź do gabinetu. Oni się bawią. Chcę poznać twoje zdanie.

Odwróciłem się na pięcie i skierowałem się w stronę schodów. Zastanawiało mnie to, czy Harry nie dowiedział się przypadkiem czegoś nowego. Weszliśmy do pomieszczenia i usiedliśmy przy biurku. Spojrzałem na niego ciekawy.

Painkiller [Louis Tomlinson Fanfiction]Where stories live. Discover now