Rozdział 8

2.7K 129 20
                                    

- Słucham? Przecież wyraźnie mu powiedziałam, że nie chcę do niego jechać. - oburzyłam się przypominając sobie moment, w którym Draco rozmawiał ze mną w pokoju wspólnym.
- Cóż, zostałaś już wpisana na odpowiednią listę a twój bilet do Londynu już na ciebie czeka. Radzę się spakować. - powiedział po czym odszedł z tym swoim poważnym wyrazem twarzy.

Przepraszam bardzo, ale to nie Malfoy będzie decydował, gdzie spędzę święta. Wolałabym już je spędzić z dwudziestoma klonami Granger w bibliotece niż u niego w domu.

Szybszym i stanowczym krokiem dotarłam do dużego pokoju, w którym zwykle przebywali Ślizgoni. Oczywiście, zastałam tam Króla Losów Jego Wrogów, czyli w skrócie Malfoyka.

- Nigdzie z tobą nie jadę i jeżeli myślisz, że jak powiesz Snape'owi, że się bardzo cieszę, że to z tobą będę na tych świętach to się grubo mylisz. - powiedziałam wszystko na jednym wdechu.
- Uspokój się. - odparł a jego psychiczna banda parsknęła śmiechem.
- Chodź gdzie indziej, bo zaraz nie wytrzymam.
- Dobrze, tylko spokojnie, bo zaraz tu wybuchniesz a chyba oszczędzimy sobie krwi na ścianach. - znów zabłysnął, ponieważ gang zaczął się śmiać z jego słów.

Szarpnęłam go za nadgarstek, czego się najwidoczniej nie spodziewał reagując cichym krzykiem i wyprowadziłam na zewnątrz.

- No więc, co Panią tak bardzo zdenerwowało, najdroższa Mistrzyni Eliksirów? - uśmiechnął się złośliwie.
- Pomyślmy, może to, że zarzucasz mi wyjazd Z TOBĄ z Hogwartu? - odwzajemniłam jego uśmiech, równie sztuczno, zupełnie tak jak on.
- No dobrze, skoro wolisz pokazać to, jak biedną sierotą bez rodziców i domu jesteś to proszę bardzo. - wycedził przez zaciśnięte zęby.

Nic nie odpowiedziałam. Nikogo nie chcę pokazywać, ale niestety to co powiedział jest całkowitą prawdą. Jestem zwykłą dziewczyną, która nie ma rodziców, nie wie co się z nimi stało a w każde wakacje lub święta musi martwić się o to, gdzie będzie mieszkać. Szczerze mówiąc, to nawet nie wie jakiego statusu krwi jestem, co jest już absolutnie żałosne.

- I co, nie odezwiesz się? - Draco przerwał moje zacne (pozdro Jagoda) przemyślenia.

Ponownie się nie odezwałam.

- No przecież nie będę się bawił zaklęciami na tobie, weź jedź ze mną. - odparł przekonująco.

Po raz kolejny milczałam patrząc na moje lśniące, a jego zakurzone buty.

- Rozumiem, że się zgadzasz? - zapytał dość zaskoczony a jednocześnie szczęśliwy.

Dawno nie widziałam takiego Malfoya.

***

Siedziałam na kanapie razem z Oscarem i Rose, która właśnie opowiadała mu moich super świętach u Malfoya. A raczej opowiadała mu wizję tego, jak ja i Malfoy jesteśmy szczęśliwym małżeństwem z dwójką dzieci.

- Fajnie to brzmi "Emma Malfoy", prawda? - zapytała Oscara, którego raczej nie fascynowały te opowiastki. Zaczął zastanawiać się nad odpowiedzią, kiedy ja postanowiłam go wręczyć.
- Nie, lepiej brzmi "Emma Nic" albo "Emma bez nazwiska". Tak kreatywnie i oryginalnie, nieprawdaż? - udawałam zafascynowaną tym, jak cudowne mogę mieć nazwiska.
- Przestań, ja poważnie mówię. Będziecie uroczą parą. - stwierdziła poważnym głosem, spojrzała na mnie też takim wzrokiem.

Ona nie żartuje.

- Opanuj się, jadę do niego po muszę. Już nie chce mi się latać po nauczycielach i odkręcać tego wszystkiego. - przewróciłam oczami na samą myśl o tym, ile musiałabym się nabiegać.

Ona tylko westchnęła a w naszym gronie zapanowała grobowa cisza. Na chwilę tylko, bo do pokoju wszedł nasz Opiekun Domu informując, że powinniśmy już opuścić Hogwart.

Wyszłam z pokoju razem z resztą, szybko złapał mnie Malfoy.

- Tylko się nie zgub. - odparł i złapał mnie za nadgarstek.

Nobody's daughterWhere stories live. Discover now