Szloch rozsądku

679 37 9
                                    


Dziewczyna stała przygnębiona sztywno w miejscu. Jej nogi zdawały się być z waty, a ręce się pociły i wcale nie z powodu upału za szybą. Jej duże oczy zaszkliły się, gdy stanęła twarzą w twarz z przyjaciółką.  Ta uśmiechnęła się pocieszająco, chociaż w jej ciemnych oczach kryły się łzy. Przytuliła Mari tak raptownie, że dziewczyna aż jęknęła głucho. Łzy swobodnie zaczęły płynąć po jej policzkach. Zupełnie identycznie wyglądała twarz Mulatki. Odsunęła od siebie przyjaciółkę na wyciągnięcie ramion, wciąż ją za nie trzymając i uśmiechnęła się. Obie zaczęły się śmiać. Alya wzruszyła ramionami i otarła wierzchem dłoni policzki.

-Nie bój nic - rzuciła lekko zachrypniętym głosem Mulatka - Tak łatwo się mnie nie pozbędziesz. Będą pisać przy każdej okazji.

Marinette kiwnęła głową. Bała się odezwać, gdyż przeczuwała, że własny głos ją zdradzi.

-Nie martw się. Będę o nią dbał - uśmiechnął się Mulat, przyciągając swoją dziewczynę w talii i całując w czubek głowy.

-Wiem - uśmiechnęła się - To do dupy, że będziecie tak daleko.

-Na szczęście Internet to cudotwórca - rzuciła ze śmiechem Alya.

"Lot numer 427. Paryż - Nowy Jork. Odprawa dobiegnie końca za 10 minut. Pasażerów zapraszamy do punktu odprawy, wejście numer 7." - rozległ się komunikat.

-Musimy lecieć - powiedział Mulat, zarzucając plecak na ramię. 

Ciemnowłosy podał rękę przyjacielowi i przytulił go krótko, klepiąc po plecach.

-Trzymaj się, stary i widzimy się, gdy już podbijecie Nowy Jork - zaśmiał się blondyn.

Mulat puścił oko z szerokim uśmiechem.

-Ma się rozumieć, ziom.

-Na razie, Adrien - przytuliła go Alya - Proszę, bądź miły dla Mari.

Chłopak zaśmiał się, a żegnająca się z Mulatem ciemnowłosa fuknęła na przyjaciółkę. Stali w miejscu, dopóki para nie zniknęła im z oczu. Dziewczyna miała ochotę się rozpłakać. Czuła pieczenie oczu, a każdy oddech był coraz cięższy. Blondyn dotknął jej ramienia, wyrywając ją z letargu. Kiwnął głową na znak, że czas się zbierać. Przytaknęła i ruszyła wraz z nim do wyjścia. Chwilę potem wsiedli do czarnego Astrona Martina chłopaka i odjechali w ciszy z parkingu przed lotniskiem. Chłopak poprawił  dłoń na kierownicy, a drugą otarł o twarz. Westchnął ciężko, co zmusiło dziewczynę do spojrzenia na niego. Jego tęczówki zdawały się bardziej przygaszone dzisiaj i wpatrywały się w skupieniu za przednią szybę.

-Mari... - zaczął niepewnie.

Dziewczyna patrzyła na niego bez słowa. Wiedziała, że skoro zaczął to i skończy, więc dała mu czas na zebranie myśli.

-Ja... - wahał się, jakby ciężko mu było wyrazić myśli.

Samochód zatrzymał się na przydrożnym parkingu nagle. Chłopak zaciągnął sprzęgło gwałtownie i spojrzał na nią smutno.

-Ja też wyjeżdżam - rzucił na jednym wydechu - Pojutrze. Ojciec chce bym wziął udział w kampanii letniej na wybiegu, więc jadę do Mediolanu. Tam firma ma siedzibę główną... 

Dziewczyna tylko kiwnęła głową na znak, że zrozumiała i odwróciła głowę w stronę szyby. Chłopak westchnął. Przechylił się ku niej i złapał za podbródek, by na niego spojrzała. Jego jadeitowe tęczówki zatonęły w jej pełnym smutku spojrzeniu.

-Przepraszam - powiedział cicho, a ich usta niemal się musnęły z powodu dzielącej ich odległości.

-Nie masz powodu przepraszać - uśmiechnęła się słabo - Wszyscy wiedzieliśmy, że przyjdzie taki czas.

Wzruszyła ramionami. Chłopak usiadł na powrót w swoim miejscu.

-Masz rację - odpalił ponownie silnik i ruszył w kierunku domu dziewczyny - A Ty, jakie masz plany na wakacje?

-Będę pomagać rodzicom w kawiarni i chodzić na kurs malarstwa i kreacji. Chcę się dostać na ASP.

-Zawsze byłaś ambitna - zaśmiał się, parkując pod domem dziewczyny.

Żadne z nich się nie ruszyło. Silnik mruczał cicho.

-Mari... nie wiem, kiedy znów się zobaczymy - powiedział półszeptem i przechylił się do dziewczyny.

Jego usta niespodziewanie połączyły się z jej. Całował z pasją, jakby włożył w to wszystkie posiadane uczucia, jakie osoba może odczuwać. Odsunął się od niej, łapiąc ciężko oddech. Dziewczyna była zaskoczona równie mocno, jak jej matka, która akurat stała w drzwiach domu i wpatrywała się w nich z lekko rozchylonymi ustami. Ciemnowłosa warknęła, wracając do żywych.

-Co ty sobie myślisz, do cholery?! -rzuciła ostro.

-Musiałem. Nie mógłbym wyjechać bez tego - powiedział spokojnie.

-Adrien... - zadrżała wściekła - jesteś skończonym palantem - warknęła z odrazą i wyskoczyła z auta.

-Do zobaczenia - rzucił do siebie, obserwując jak dziewczyna wchodzi z rodzicielką do domu.

Chłopak jechał powoli, próbując poukładać myśli ponownie. Nie chciał jeszcze wracać do domu. Chociaż wiedział, że nieuniknione jest spotkanie z ojcem i to na dłuższy czas. Miał plan i nie należał on do najłatwiejszych, a wręcz był piekielnie trudny. Jednak musiał to zrobić dla siebie i dla niej. Uderzył dłonią w kierownicę. Było mu ciężko z tym wszystkim, jak jasna cholera, a najgorsze, że nie mógł podzielić się tym brzemieniem z nikim. Tak, zdecydowanie jego najbliższa przyszłość rysowała się iście kolorowo...


//Przepraszam, że rozdział taki krótki i tak późno... przyznaję, że jest to słaby rozdział. Jednak nie zniechęcajcie się! Prędzej czy później, będzie się działo ; )


Love in the cat's eyesWhere stories live. Discover now