XXI

398 42 26
                                    


Kiedy Maylin powoli zaczęła odzyskiwać przytomność, do jej uszu dobiegł szum aparatury medycznej, do której najwyraźniej została podłączona. Gdy uchyliła powieki, natychmiast uderzyła w nią jasność ambulatoryjnej bieli. Leżała w miękkim łóżku, okryta pledem. Podparła się na wyciągniętych łokciach, usiłując się podnieść. Wtedy delikatna kobieca dłoń spoczęła na jej ramieniu. Ktoś poprawił jej poduszki, aby mogła ułożyć się w pozycji półsiedzącej. Oparła się wygodniej, po raz pierwszy spoglądając na osobę, która jej towarzyszyła. Okazała się nią sama Rey. Wielka mistrzyni Jedi. Maylin przez chwilę miała całkowity mętlik w głowie. Nie wiedziała, co powiedzieć, ani jak się zachować. Jak też miała zwracać się do tej kobiety? Mistrzyni? A może wystarczyło po prostu Rey?

— Wystarczy po prostu Rey — powiedziała mistrzyni Jedi, uśmiechając się lekko.

Maylin poczuła, że się rumieni. Powinna przecież pamiętać, że przy użytkownikach Mocy należy uważać na to, o czym się myśli...

— Rey... — zaczęła. Przełknęła ślinę. Jak długo była nieprzytomna? Gdzie podział się Ben? A Jacen? Tak bardzo chciałaby ich zobaczyć... — Przepraszam za zamieszanie, które spowodowałam... — wykrztusiła. — Ale... Czy to już koniec? Czy Snoke...

— Maylin — powiedziała delikatnie mistrzyni Jedi. — O nic się nie martw. Snoke już nikomu nie zagraża.

Kobieta skinęła głową.

— Co to za miejsce? — pytała dalej. Chciała zapytać także o Bena oraz Jacena, ale obawiała się zadać pytanie. Obawiała się, co mogłaby usłyszeć w odpowiedzi.

— Jesteś w Akademii Jedi. Na Yavin IV — odrzekła Rey. — Spałaś pełną dobę. Zresztą, nic w tym dziwnego. Po tym, co cię spotkało... Skąd jednak wiedziałaś, że to Snoke cię zaatakował?

Rey przysiadła na skraju łóżka, delikatnie ściskając dłoń Maylin. Żona Bena nie była pewna, skąd u mistrzyni Jedi tyle... Przyjacielskich uczuć względem niej. Nie chciała się jednak nad tym zastanawiać. Nie teraz. Na moment spuściła wzrok. Westchnęła ciężko. A później opowiedziała Rey o tym, co działo się w jej domu. Mówiła o snach Jacena, o tym, jak był przerażony, a ona bezsilna, nie potrafiąc mu pomóc. Wyznała także jak się czuła, gdy Ben jej nie wierzył, a potem, jak ogarnął ją spokój i radość, gdy Jacena przestały dręczyć koszmary. Nie na długo jednak. Nadeszła bowiem ta jedna, straszliwa noc... Ciemność, pod postacią Snoke'a, pragnęła posiąść Jacena, ale zadowoliła się nią. Ale tak naprawdę Maylin dowiedziała się, że za wszystko odpowiedzialny był Najwyższy Dowódca, dopiero gdy go ujrzała.

— On... W jakiś sposób stał się częścią mnie — zakończyła swą opowieść. — Był w moim umyśle, ale też ja widziałam, co on myślał...

Rey zmarszczyła brwi, powoli skinąwszy głową.

— Snoke usiłował przejąć twoje ciało. Ale chroniła cię twoja miłość do Bena i Jacena. A nam udało się połączyć wasze umysły dzięki pewnemu starożytnemu rytuałowi... — rzekła.

Maylin nie wykazała zbytniego zainteresowania wspomnianym rytuałem, natomiast na dźwięk imienia chłopca gwałtownie uniosła głowę. Choć dobrze było wyrzucić z siebie wszystko, porozmawiać z kimś, kto jej wysłucha i zrozumie jej uczucia, teraz w sercu kobiety zagościł pewien lęk, choć przecież Rey nie wydawała się być do niej wrogo nastawiona... Maylin chwyciła drugą rękę mistrzyni Jedi, mocno ściskając obie jej dłonie w swoich palcach.

— Nie odbieraj mi go — poprosiła, czując, jak do jej oczu napływają łzy. — Nie zabieraj mi Jacena, błagam... Zrobię wszystko, tylko nie zabieraj mi mojego synka... — Głos załamał jej się, a jej głowa opadła na pierś. Maylin ukryła twarz w dłoniach, łkając cicho.

Star Wars - OdwetWhere stories live. Discover now