II

350 52 4
                                    


Ben, zbudziwszy się rankiem, zamiast żony, znalazł w łóżku obok siebie zwiniętego w kłębek syna, tulącego się do jego boku. Mężczyzna przez moment z uśmiechem spoglądał na twarzyczkę chłopca, widząc w niej odbicie swych własnych rysów, a następnie wstał, najciszej jak umiał, aby nie zbudzić Jacena. Otulił go pledem, rozmyślając nad tym, jak dziwnie potoczyły się ich losy. Gdyby nie Maylin, Ben nie dałby sobie rady. Niemal za zrządzenie Mocy uważał, że kobieta pojawiła się w jego życiu akurat wtedy, gdy desperacko potrzebował kogoś, kto zajmie się nim i Jacenem. Kogoś, kto ich przygarnie...

Choć to nie Maylin urodziła Jacena, Ben nie wyobrażał sobie, że jakakolwiek inna kobieta byłaby dla niego lepszą matką, niż ona. Sam zrobiłby dla niego wszystko, ale podejrzewał, że nigdy nie zasłuży sobie na takie uczucie, jakim Jacen darzy Maylin. Wiedział, że pierwszą rzeczą, jaką zrobi chłopiec, gdy się przebudzi, będzie odnalezienie jej. Tylko po to, żeby przytulić się do jej nóg. Czasem Ben zastanawiał się, czy jego syn podświadomie wyczuwa, kim jest jego prawdziwa matka, i czy Moc podszeptuje mu, że nie jest nią Maylin, ale nigdy o to nie pytał. Nie chciał wprowadzać zamieszania w życiu tak małego chłopca, lecz jednocześnie zastanawiała się, kiedy nastąpi odpowiedni moment, aby wyznać mu prawdę. Jacen miał do niej prawo. Jedynie o samej Mocy Ben wolał mu nie opowiadać. Nie chciał, żeby Jacen kiedykolwiek poszedł w jego ślady. Jeśli czegokolwiek nauczył go przykład jego matki, to wyłącznie tego, że dziecko powinno samo zadecydować, jak pragnie, aby wyglądała jego przyszłość.

Solo przygładził dłonią włosy syna, po czym wyszedł z sypialni, kierując swe kroki prosto do modułu kuchennego, skąd do jego nozdrzy dobiegał słodki zapach naleśników z zoochjagodami. Maylin kręciła się przy stole w części jadalnej, ustawiając na nim talerze pełne puszystych placuszków, miski zoochjagód oraz dzbanek świeżo wyciskanego soku z joganów oraz drugi, z kafem. Ben zauważył także słodki syrop do polewania naleśników, który Jacen wprost uwielbiał. Maylin uśmiechnęła się do męża, gdy go zobaczyła. Mężczyzna odwzajemnił jej uśmiech i obszedł stół, podchodząc do niej od tyłu. Objął Maylin w pasie i przycisnął do swej piersi, opierając brodę na jej ramieniu. Cieszył się, że zanim wstanie Jacen, będą mieli kilka chwil wyłącznie dla siebie. Maylin zaśmiała się cicho, gdy Ben musnął ustami jej szyję.

— Sama to wszystko przygotowałaś? — zamruczał. — Gdzie jest C-3PO? — zapytał, zauważywszy brak złocistego droida protokolarnego, który zawsze kręcił się gdzieś w pobliżu.

— Tak, sama — odparła Maylin, muskając jego policzek dłonią. — Kazałam C-3PO wziąć kąpiel w oleju, żeby mi nie przeszkadzał. Poza tym, chyba na to zasłużył, prawda? — Obróciła się w ramionach męża, tak, aby móc spojrzeć mu w oczy. Nadal się uśmiechała, lecz Moc podpowiadała Benowi, że nie ma w niej radości. Kogoś innego mogłaby oszukać. Ale nie jego. Doskonale wiedział także, co jest przyczyną jej niepokoju. Jacen. A raczej – jego sen.

— Maylin — mruknął. — Przestań się wreszcie martwić, bo oszaleję. Jacenowi nic nie jest.

Ponieważ kobieta nie odpowiedziała, a dziwnie zesztywniała w jego ramionach, Ben westchnął ciężko, wypuścił ją z uścisku i usiadł przy stole, nakładając sobie ogromną porcję naleśników. I to by było na tyle, jeśli chodzi o tych kilka wolnych chwil z własną żoną. Maylin zupełnie przestała go dostrzegać. W jej myślach gościł już wyłącznie Jacena... Niestety, Ben nie mógł nawet w spokoju zjeść śniadania, bo ten właśnie moment Maylin postanowiła wybrać, aby kontynuować dyskusję.

— Jak to wszystko może być ci tak zupełnie obojętne? — spytała, jednocześnie nalewając mężowi parującego kafu z dzbanka. — Nie rozumiem tego. — Pokręciła głową. — Czasem zachowujesz się, jakbyś w ogóle nie miał serca!

Star Wars - OdwetWhere stories live. Discover now