IV

306 38 21
                                    


Lata na Chandrili należały do suchych oraz upalnych. Maylin zdjęła buty, spacerując boso po nagrzanym od słońca piasku. Od czasu do czasu zbliżała się do brzegu oceanu, a wtedy jej stopy obmywały łagodne fale. Ben cały czas trzymał ją za rękę, jak wtedy, gdy powoli budziła się w nich miłość do siebie nawzajem i każdą chwilę pragnęli spędzać w swoim towarzystwie. Nadal nie wiedziała, o czym chciał z nią pomówić, lecz pogoda była tak piękna, że sama wolała nie zaczynać żadnej dyskusji, po prostu rozkoszując się obecnością Bena oraz łagodną bryzą, która muskała jej twarz i rozwiewała kosmyki jej brązowych włosów. Jedynie od czasu do czasu zerkała przez ramię na dom, który pozostawiali coraz bardziej w tyle...

W końcu Ben usiadł na piasku, łagodnie ciągnąc ją za sobą. Umościła się pomiędzy nogami męża, opierając się plecami o jego klatkę piersiową. Ben objął ją i musnął ustami jej policzek.

— Po wakacjach Jacen pójdzie do szkoły — powiedział delikatnie. — Poradzisz sobie bez niego?

Maylin westchnęła ciężko, spuściwszy wzrok. Przez moment rozgrzebywała stopą ciepły piasek, zbierając myśli. Oczywiście, Jacen musiał iść do szkoły. Edukacja była jedną z najważniejszych rzeczy w życiu każdej istoty. Ale czy Ben musiał jej o tym teraz przypominać? Gdy Jacen pójdzie do szkoły, pozna nowych przyjaciół, zmieni się, a ona przestanie być najważniejszą osobą w jego życiu. Będzie za nim tęskniła...

— Nic mi nie będzie — odparła mimo to. — Dzieci dorastają, taka już kolej rzeczy. Jacenowi na pewno spodoba się w szkole. Pozna nowych ludzi, i... — Głos jej zadrżał, więc zamilkła. Za kilka tygodni Jacen całe dnie spędzał będzie z obcymi istotami, nie z nią... I choć wiedziała, że biegu czasu nie można zatrzymać, smuciło ją to ogromnie.

— Maylin — powiedział delikatnie Ben. Po tonie jego głosu słyszała, że się uśmiechał. — To nie koniec świata. Jacen nie będzie daleko. Nadal pozostanie na Chandrili. I codziennie będzie do ciebie wracał.

Kobieta skrzywiła się. Rozumiała, że na pewne sprawy Ben patrzy zupełnie inaczej niż ona. Został oddany do Akademii Jedi, gdy był jeszcze dzieckiem. Matka nie zajmowała się nim z przesadną troską. Mały Ben tęskniła za nią, ale w końcu przywykł do jej nieobecności. Maylin natomiast trzymała się swego domu tak długo, jak tylko zdołała, a wyjazd na studia był dla niej prawdziwą tragedią. Oczywiście, później przywykła do swojego nowego mieszkania, ale prawdziwie w domu poczuła się znów dopiero przy Benie. Po prostu nie umiała rozstawać się z ludźmi, których kochała. Najchętniej trzymałaby ich cały czas przy sobie...

— Wiem, Ben — odrzekła. — Naprawdę. Przecież nie zabronię mu się uczyć. Nie jestem nienormalna...

Ben uśmiechnął się lekko. Cóż, niektórzy z pewnością mogliby uznać ją za niespełna rozumu, zwłaszcza, że wyszła za Kylo Rena. Wiedział, że chciała dla Jacena wszystkiego, co najlepsze. Jednak zaczynał się o nią martwić, ponieważ to Maylin głównie opiekowała się jego synem i z pewnością ciężko przeżyje rozstanie z nim. Na szczęście, jak jej powiedział, Jacen wcale nie będzie daleko. Nie odeślą go na inną planetę. Co to, to nie. Lecz, wbrew pozorom, to nie szkoła była głównym powodem, dla którego Ben chciał pomówić z żoną. Istniało bowiem jeszcze coś, o czym Maylin miała prawo wiedzieć. I wspólnie musieli zdecydować, czy powinien dowiedzieć się o tym także ich syn...

— Posłuchaj — rzekł. — To właściwie nie o szkole chciałem z tobą porozmawiać...

Maylin poruszyła się niespokojnie. Odwróciła się, starając się spojrzeć mężowi w twarz.

Star Wars - OdwetOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz