XIV

248 42 7
                                    


Podczas gdy „Sokół Millenium" pędził przez nadprzestrzeń ku planecie, której współrzędne Ben wprowadził do komputera nawigacyjnego, Solo wymknął się ze sterowni, kierując swe kroki do przebudowanego kambuza. Wedle opowieści jego ojca kiedyś mieściła się tam dodatkowa ładownia, lecz kiedy Han ożenił się z Leią, przebudował starą ładownię, aby statek nabrał bardziej rodzinnego charakteru. Znalazła się tam więc szeroka koja, na której z powodzeniem mogły zmieścić się dwie osoby, rozrywkowy moduł holo oraz kącik do przygotowywania posiłków. Mimo starań, jakie podjął jego ojciec, aby przebudować stary koreliański frachtowiec, Ben pamiętał, że rodzinne przejażdżki „Sokołem" oraz sielankowe chwile wśród jego rodziców były jednak rzadkością. Mężczyzna bardziej pamiętał ich kłótnie, niemal nieustające, oraz to, jak patrzyli na niego, gdy, będąc jeszcze dzieckiem, nie potrafił kontrolować tkwiącej w nim Mocy i zupełnie nieświadomie oraz nie celowo niszczył otaczające go przedmioty. Spoglądali na niego wtedy nie jak na swoje dziecko, a jak na potwora, obdarzonego dziwacznymi mocami, których nie potrafili, albo nie chcieli pojąć. W dodatku, rozmawiali o nim za zamkniętymi drzwiami, kiedy sądzili, że ich nie słyszy. Zastanawiali się, co powinni z nim zrobić. Jak go... Okiełznać. A później matka odesłała go do Akademii Jedi, aby już w ogóle nie musieli na niego patrzeć...

Ben potrząsnął głową, pozbywając się nieprzyjemnych wspomnień. To była przeszłość. Nie powinien już o tym myśleć. Teraz wszystko uległo zmianie. Sam został ojcem, i nigdy nie odeśle swojego syna dalej niż do normalnej szkoły, znajdującej się na tej samej planecie. Na tym samym kontynencie. W tym samym mieście. Wszystko się zmieniło, a jego syn miał cudowną matkę. Maylin nigdy nie spoglądała na Jacena z odrazą. Gdy chłopiec zrobił cokolwiek, co miało związek z Mocą, w jej oczach lśnił podziw oraz duma. Dla niej Jacen nie był małym potworkiem, którego należy się czym prędzej pozbyć. Dla Maylin Jacen był cudem. A cały „Sokół" pełen był wspomnień o niej. Kiedy pierwszy raz zabrał ją na przejażdżkę na pokładzie tego statku, była obok niego, w sterowni, siedząc w fotelu drugiego pilota. Jacen usadowił się wygodnie na jej kolanach i piszczał radośnie na widok wszystkich kolorowych guzików. Sięgał ku nim rączkami, koniecznie pragnąc sprawdzić co się stanie, gdy wciśnie któryś z nich. Maylin starała się odciągnąć od nich jego uwagę, pokazując mu widoczne za iluminatorami cuda kosmosu, ale choć Jacen od czasu do czasu wodził wzrokiem za tym, co mu wskazywała i przez chwilę zafascynowany spoglądał przez iluminator, to jednak migające światełka na konsoli sterowania były ciekawsze. Maylin zażartowała wtedy, że kiedyś będzie z chłopca świetny pilot. Widać, do czego go ciągnie. Ben wziął więc syna na kolana, położył jego rączki na sterach, zakrył je swymi dłońmi i ku uciesze Jacena i pełnym przerażenia protestom Maylin, zaczął wyczyniać „Sokołem" dzikie akrobacje. Po tak pełnym wrażeń locie Jacen trochę pomarudził, ale w końcu usnął na kolanach Maylin, która bezustannie gładziła dłonią jego ciemne, kędzierzawe włoski. Była zła i kiedy zauważyła, że malec zasnął, zaczęła natychmiast wypominać mężowi, co jest bezpieczne, a co nie dla dziecka w wieku Jacena. Kręcenie w kosmicznej próżni dzikich akrobacji z pewnością nie było. Solo z trudem powstrzymywał się przed przewracaniem oczami. Przecież w gruncie rzeczy nic się nie stało. Powiedział wtedy Maylin, że to ona jest matką, więc powinna się martwić i zacałowywać Jacena, a on, jako ojciec, będzie uczył go złych rzeczy i zabierał na niebezpieczne wyprawy. W tamtym momencie Maylin bardziej przeraziła się, niż zezłościła i Benowi zajęło trochę czasu, nim udało mu się ją uspokoić i wyjaśnić jej, że tylko żartowała. Zawsze za bardzo się wszystkim przejmowała. Później położyli Jacena spać w niewielkim pomieszczeniu, które wydzielił z kambuza specjalnie na pokój dziecinny i w drodze powrotnej kochali się w nadprzestrzeni. O takich chwilach Ben pragnął pamiętać. I, patrząc wstecz, nie potrafił zrozumieć, kiedy coś się między nimi popsuło. Kiedy i dlaczego przestał zauważać Maylin? Kiedy przestał jej słuchać? Czy wynikało to z jego zazdrości o Jacena, bo im chłopiec był starszy, tym więcej czasu Maylin poświęcała jemu, całkowicie zapominając o Benie, swoim mężu? A może chodziło o coś jeszcze innego? O drobne gesty i nieporozumienia, które w konsekwencji sprawiły, że zaczęli żyć obok siebie, ale już nie razem? Popełnił błąd, lekceważąc żonę, nie chcąc słuchać jej ostrzeżeń, bo tak naprawdę nie chciał wierzyć, że w jego domu dzieją się niepokojące rzeczy. Wolał nazwać ją wariatką, bo tak było wygodniej. W ten sposób całą winę zrzucał na nią i nie musiał przejmować się konsekwencjami. W tym samym czasie Maylin odchodziła od zmysłów, zamartwiając się. I wreszcie to ona zapłaciła za wszystkie jego błędy. Mężczyzna nadal zastanawiał się, czym lub kim była ciemność, prześladująca jego syna. Był to jakiś uczeń Snoke'a, o którym nawet on nie wiedział? Czy może jakiś tajemniczy Lord Sithów, chcący przeciągnąć Jacena na Ciemną Stronę Mocy, lub może pragnący zniszczyć jego rodzinę? To między innymi dlatego Ben zabrał ze sobą syna. Nie mógł zostawić go w domu pod opieką C-3PO, kiedy nie był do końca pewien, co tak naprawdę mu grozi. Dlatego, nieważne jak niebezpieczna miałaby być jego wyprawa do Akademii Jedi – przy nim Jacenowi z pewnością grozi mniejsze niebezpieczeństwo, niż gdyby chłopiec pozostał w domu z C-3PO. Zresztą, Ben nigdy tak naprawdę nie potrafił zaufać droidom. Wszystkiemu winien był pewien wypadek z jego dzieciństwa, kiedy to rodzice mężczyzny, zajęci własnymi sprawami, pozostawili go w domu samego, z droidem kuchennym w charakterze niańki. Droid zaatakował go, pragnąc nożem kuchennym pozbawić go głowy. Solo nadal nie rozumiał, co się wtedy stało. W jednej chwili robot już miał wcielić swój zamiar w życie, a w następnej nagle wypuścił go z uścisku metalowych dłoni, spojrzał na ogromny nóż kuchenny i nieco zdezorientowany wrócił do przygotowywania posiłku. Zupełnie, jak gdyby nic się nie stało. Ben wolał więc nie ryzykować, że coś podobnego mogłoby przydarzyć się jego dziecku. Gdyby C-3PO przepaliły się jakieś obwody, lepiej, żeby Jacena nie było w pobliżu...

Star Wars - OdwetWhere stories live. Discover now