Na wstępie chcę was przeprosić za wszelkie niezgodności z kanonem, będę starała się nie nawydziwiać i poprawiać wszelkie niedogodności, jeśli będzie to możliwe
Spróbuje nie zrobić z Toma cioty
Plus opowiadanie jest w trakcie moich nieudolnych poprawek pod względem interpunkcji i wkradających się błędów, ale mimo wszystko nie powinny one szczególnie razić w oczy... chyba.Miłego czytania
Jednak nie psychoza
Wszystko zaczęło się w chwili, kiedy u progu drzwi jej pokoju stanął starszy mężczyzna odziany w dziwne szaty. On sam był dziwny, ale jeszcze dziwniejsze było to, co miał jej do przekazania. Oczywiście z początku myślała, że ma ją zabrać do ośrodka dla obłąkanych, ponieważ to, co jej mówił, było jakimś szaleństwem. Szaleństwo, w które uwierzyła, mając świadomość, dlaczego przenoszą ją od rodziny do rodziny, bali się jej, nie potrafiła tego inaczej określić. Wszędzie gdzie była, działy się złe i niecodzienne zjawiska. Bała się ich, bała się siebie i nie potrafiła zrozumieć tego, że człowiek o nazwisku Dumbledore próbował jej przekazać, że to dar i coś pięknego. Nie mogła nazwać tego darem, dopóki nie machnął patykiem, który nazywał różdżką i sprawił, że wyleciały z niej kolorowe iskry, które gdyby przymrużyć oczy przypominały zorzę polarną z ilustracji, które pokazywała jej niegdyś opiekunka prawna, zanim zobaczyła, że dziecko, które przyjęła pod dach, jest... dziwne.
Był to rok 1942, mieszkała w Londynie, który opanowany był przez wojnę. Spędzanie czasu na zewnątrz wiązało się z ryzykiem, a na ulicach panowała bieda w wyniku czego, znienawidziła to miasto. Wcześniej, kiedy była młodsza, mieszkała z inną rodziną w Szkocji w domu oddalonym od miasta. Tam było bezpieczniej. Mogła całymi dniami przysiadywać na łące i bawić się z psem. Potem jej umiejętności dały o sobie znać, a mocno wierząca rodzina zaczęła wzywać egzorcystów i duchownych, mając nadzieje na pomoc, potem pojawiły się komplikacje.
Profesor Dumbledore zabrał ją ze sobą na ulicę Pokątną, gdzie mieli zrobić zakupy do szkoły. Oczywiście próbował choć trochę jej wytłumaczyć to wszystko. W dodatku problemem był fakt, że została odkryta dosyć późno i dołącza do szkoły podczas piątego roku, nie potrafiąc nic, przez co będzie musiała zasięgać pomocy nauczycieli i reszty studentów poza zajęciami co ją przerażało. Nie wiedziała nawet, czy ktokolwiek ją polubi, sama nigdy nie miała prawdziwych przyjaciół. Co prawda spotykała osoby w swoim wieku, jednak te trzymały się z daleka z wiadomych powodów.
Kiedy ujrzała domniemaną ulicę, nie mogła w to wszystko uwierzyć. Pierwsze co dostrzegła to tłumy nastolatków chodzące od sklepu do sklepu. Wszyscy wydawali się tacy podekscytowani, ona sama również. Profesor posłał jej ciepły uśmiech, po czym udał się wraz z nią do Różdżek Oliviandera.
Zawsze uważał, że to niesamowity widok, kiedy zabiera się młodego czarodzieja z mugolskiej rodziny na Pokątną po raz pierwszy. Sam nie do końca miał pojęcie, jak się czuli, ale kiedy dostrzegał te uśmiechy czy westchnięcia na widok magicznej ulicy, to czuł ciepło w sercu. Hogwart odmienia życia wielu.
Zakupy nie trwały długo. Już po kilku minutach Alexandra odnalazła odpowiednią różdżkę. Potem przyszedł czas na podręczniki i mundurek szkolny. Do rozpoczęcia nauki został jej miesiąc. Przez ten miesiąc wakacji codziennie odwiedzał ją profesor. Nie gościł nigdy zbyt długo, ale za każdym razem wynosiła z lekcji dużo, więcej niż mógłby się spodziewać po tak niepozornej dziewczynie. Już wtedy, na wstępie wiedział, że jest utalentowana. Miał przeczucie, że dokona wielkich rzeczy.
Wszystko minęło jej tak szybko, że zanim się obejrzała była już na dworcu King's Cross dokładnie na peronie 9 ¾. Zawsze była dosyć odważna, więc gdy zrozumiała, że Dumbledore chce dla niej dobrze, była gotowa mu uwierzyć, że jeśli wbiegnie w kamienną ścianę, to nie skończy się to bolesnym zderzeniem.
Oczywiście jak się okazało, miał racje. Niedługo potem wkroczyła ze swoimi bagażami do pociągu, szukając jakiegoś pustego przedziału, by poczytać książkę, którą podarował jej nauczyciel, twierdząc, że może pomoże jej nieco zrozumieć. Chodziła i zaglądała, jednak praktycznie w każdym przedziale znajdowały się minimum dwie lub trzy osoby. Kiedy doszła na sam koniec, z ulgą zauważyła, że tam akurat jest pusto. Weszła do środka, ciągnąc ciężkie bagaże, przez co się zachwiała i potoczyła lekko do tyłu. Zatrzymała się na czymś twardym. Odwróciła się lekkim napięciem i wtedy dostrzegła, że najwidoczniej nie jest sama. Przed nią stał niczym posąg chłopak. Jego mina zauważalnie wyrażała irytacje zmieszaną ze spięciem. Wyraźnie nad nią górował i wydawał się sporo starszy. Zmroził ją swoim wzrokiem.
- Wybacz, nie chciałam na ciebie wpaść. Nazywam się Alexandra, ale możesz mi mówić Ale... - Nie dokończyła, bo chłopak jej przerwał, odsuwając się przy tym.
- Ten przedział jest zajęty, nie obchodzi mnie twoje imię – odparł z grobową miną. Przyzwyczaiła się wobec niechęci innych wobec niej jednak on ze swoją nienaganną fryzurą i beznamiętnym wyrazem twarzy okazywał się bardziej irytujący, niż mogłaby z początku pomyśleć.
- Tak jest zajęty, przeze mnie – uśmiechnęła się i ze stoickim spokojem usiadła naprzeciwko, więcej na niego nie spoglądając. Jednak pewna była, że na jego twarzy pojawiła się nutka zdziwienia po jej odpowiedzi. Jeśli wszyscy tam okażą się równie gburowaci co on to czuła, że nie wytrzyma tam zbyt długo. Zaczęła czytać książkę od profesora. Po jakimś czasie wyszedł bez słowa, zostawiając ją samą. Mogła w spokoju pozyskiwać informacje. Niestety jego nieobecność trwała zaledwie godzinę. Tak przynajmniej się jej wydawało, bo kiedy czyta, to czas leci jej nieco inaczej, szybciej. Jego pojawienie się nie zdziwiło jej, bardziej zadziwiającym faktem było to, że postanowił się odezwać. Wtedy również dostrzegła przypinkę na jego szacie, bo o dziwo był już w mundurku.
- Masz się przebrać w mundurek, do Hogwartu pozostało pół godziny panno nic niewiedząca – powiedział protekcjonalnym tonem, ponownie siadając na swoim miejscu i zabierając się do pisania czegoś na pergaminie. Przez jego słowa aż krew się w niej zagotowała. Miała ochotę powiedzieć mu coś bardzo brzydkiego za te „Panno nic niewiedząca", jednak zacisnęła zęby. Wyciągnęła z torby ubrania i poszła do łazienki, przebrać się wiedząc, że nie opłaca się go nawet prosić o to, aby na moment wyszedł. Pewnie prędzej kazałby jej samej wyjść i przebierać się na korytarzu, co nie było najlepszą opcją. Łazienka też okazała się nie najlepszym wyjściem przez ciągnącą się do niej kolejkę. Tam spotkała kilka dziewczyn i najwidoczniej jedna postanowiła zagadać. Miała czarne proste włosy sięgające jej do łopatek.
- Nie kojarzę cię. Z jakiego domu jesteś? – zapytała, świdrując ją wzrokiem, wydawała się nawet miła.
- Właściwie to nie mam jeszcze domu, dopiero dziś mnie przydzielą – odpowiedziała z lekkim napięciem, bojąc się, że uzna ją za dziwaczkę tak jak tamten chłopak. Jej sytuacja była nietypowa. Hogwart nie miał w zwyczaju przyjmować nowych uczniów. Była wyjątkiem, ale nie miała zielonego pojęcia dlaczego.
- Nie wyglądasz na pierwszoroczną – Spojrzała na nią sceptycznie, lekko przechylając przy tym głowę.
- Jestem na piątym roku, po prostu jestem w lekko skomplikowanej sytuacji – wytłumaczyła się, zauważając, że kolejka się nieco pomniejszyła.
- Wydajesz się miła, mam nadzieje, że trafisz do mojego domu. Jestem Bella Wirehood a ty?- przedstawiła się, wystawiając dłoń.
- Nazywam się Alexandra Raintgrow, ale możesz mówić mi Alexa – odparła, po raz pierwszy uśmiechając się tego dnia. Poczuła, że może jednak sobie poradzi w całym tym wariatkowie, jeśli tak to można było nazwać.
- Miło było cię poznać Alexo – uśmiechnęła się, po czym zniknęła za drzwiami i po kilku minutach wyszła przebrana w mundurek z zielonym krawatem.
Spojrzała na siebie w nieco zabrudzonym lusterku. Jej jasna cera dziś wydawała się bledsza i bardziej szara niż zwykle co jej nie zadowoliło. Przeczesała palcami ciemnobrązowe kręcone włosy, po czym zaczęła się przebierać. Kiedy wyszła na zewnątrz, zauważyła, że wszyscy dookoła szykują się już, co oznaczało, że Hogwart jest już naprawdę blisko. Jej serce zabiło szybciej na tę myśl, a ręce zaczęły się trząść, nie była na to gotowa.
VOCÊ ESTÁ LENDO
Jesteś moim koszmarem - Tom Riddle [ZAKOŃCZONE]
FanficRozdziałów jest dużo ale nie są jakoś szczególnie długie. Chłodny, arogancki i skryty - taki właśnie był. Zbyt późno zorientował się, że już dawno go przejrzała, a dusze miała czarniejszą niż nocne niebo. Ten moment, kiedy twój największy koszmar s...