I. W drodze

21.9K 601 316
                                    


Na wstępie chcę was przeprosić za wszelkie niezgodności z kanonem, będę starała się nie nawydziwiać i poprawiać wszelkie niedogodności, jeśli będzie to możliwe
Spróbuje nie zrobić z Toma cioty
Plus opowiadanie jest w trakcie moich nieudolnych poprawek pod względem interpunkcji i wkradających się błędów, ale mimo wszystko nie powinny one szczególnie razić w oczy... chyba.

Miłego czytania

Jednak nie psychoza

Wszystko zaczęło się w chwili, kiedy u progu drzwi jej pokoju stanął  starszy mężczyzna odziany w dziwne szaty. On sam był dziwny, ale jeszcze  dziwniejsze było to, co miał jej do przekazania. Oczywiście z początku  myślała, że ma ją zabrać do ośrodka dla obłąkanych, ponieważ to, co jej  mówił, było jakimś szaleństwem. Szaleństwo, w które uwierzyła, mając  świadomość, dlaczego przenoszą ją od rodziny do rodziny, bali się jej,  nie potrafiła tego inaczej określić. Wszędzie gdzie była, działy się złe  i niecodzienne zjawiska. Bała się ich, bała się siebie i nie potrafiła  zrozumieć tego, że człowiek o nazwisku Dumbledore  próbował jej przekazać, że to dar i coś pięknego. Nie mogła nazwać tego  darem, dopóki nie machnął patykiem, który nazywał różdżką i sprawił, że  wyleciały z niej kolorowe iskry, które gdyby przymrużyć oczy  przypominały zorzę polarną z ilustracji, które pokazywała jej niegdyś  opiekunka prawna, zanim zobaczyła, że dziecko, które przyjęła pod dach,  jest... dziwne.

Był to rok 1942, mieszkała w Londynie, który  opanowany był przez wojnę. Spędzanie czasu na zewnątrz wiązało się z  ryzykiem, a na ulicach panowała bieda w wyniku czego, znienawidziła to  miasto. Wcześniej, kiedy była młodsza, mieszkała z inną rodziną w  Szkocji w domu oddalonym od miasta. Tam było bezpieczniej. Mogła całymi  dniami przysiadywać na łące i bawić się z psem. Potem jej umiejętności  dały o sobie znać, a mocno wierząca rodzina zaczęła wzywać egzorcystów i  duchownych, mając nadzieje na pomoc, potem pojawiły się komplikacje.

Profesor Dumbledore  zabrał ją ze sobą na ulicę Pokątną, gdzie mieli zrobić zakupy do  szkoły. Oczywiście próbował choć trochę jej wytłumaczyć to wszystko. W  dodatku problemem był fakt, że została odkryta dosyć późno i dołącza do  szkoły podczas piątego roku, nie potrafiąc nic, przez co będzie musiała  zasięgać pomocy nauczycieli i reszty studentów poza zajęciami co ją  przerażało. Nie wiedziała nawet, czy ktokolwiek ją polubi, sama nigdy  nie miała prawdziwych przyjaciół. Co prawda spotykała osoby w swoim  wieku, jednak te trzymały się z daleka z wiadomych powodów.

Kiedy  ujrzała domniemaną ulicę, nie mogła w to wszystko uwierzyć. Pierwsze co  dostrzegła to tłumy nastolatków chodzące od sklepu do sklepu. Wszyscy  wydawali się tacy podekscytowani, ona sama również. Profesor posłał jej  ciepły uśmiech, po czym udał się wraz z nią do Różdżek Oliviandera.

Zawsze uważał, że to niesamowity widok, kiedy zabiera się młodego czarodzieja z mugolskiej  rodziny na Pokątną po raz pierwszy. Sam nie do końca miał pojęcie, jak  się czuli, ale kiedy dostrzegał te uśmiechy czy westchnięcia na widok  magicznej ulicy, to czuł ciepło w sercu. Hogwart odmienia życia wielu.

Zakupy  nie trwały długo. Już po kilku minutach Alexandra odnalazła odpowiednią  różdżkę. Potem przyszedł czas na podręczniki i mundurek szkolny. Do  rozpoczęcia nauki został jej miesiąc. Przez ten miesiąc wakacji  codziennie odwiedzał ją profesor. Nie gościł nigdy zbyt długo, ale za  każdym razem wynosiła z lekcji dużo, więcej niż mógłby się spodziewać po  tak niepozornej dziewczynie. Już wtedy, na wstępie wiedział, że jest  utalentowana. Miał przeczucie, że dokona wielkich rzeczy.

Wszystko  minęło jej tak szybko, że zanim się obejrzała była już na dworcu King's  Cross dokładnie na peronie 9 ¾. Zawsze była dosyć odważna, więc gdy  zrozumiała, że Dumbledore chce dla niej dobrze, była gotowa mu uwierzyć, że jeśli wbiegnie w kamienną ścianę, to nie skończy się to bolesnym zderzeniem.

Oczywiście  jak się okazało, miał racje. Niedługo potem wkroczyła ze swoimi  bagażami do pociągu, szukając jakiegoś pustego przedziału, by poczytać  książkę, którą podarował jej nauczyciel, twierdząc, że może pomoże jej  nieco zrozumieć. Chodziła i zaglądała, jednak praktycznie w każdym  przedziale znajdowały się minimum dwie lub trzy osoby. Kiedy doszła na  sam koniec, z ulgą zauważyła, że tam akurat jest pusto. Weszła do  środka, ciągnąc ciężkie bagaże, przez co się zachwiała i potoczyła lekko  do tyłu. Zatrzymała się na czymś twardym. Odwróciła się lekkim  napięciem i wtedy dostrzegła, że najwidoczniej nie jest sama. Przed nią  stał niczym posąg chłopak. Jego mina zauważalnie wyrażała irytacje  zmieszaną ze spięciem. Wyraźnie nad nią górował i wydawał się sporo  starszy. Zmroził ją swoim wzrokiem.

- Wybacz, nie chciałam na ciebie wpaść. Nazywam się Alexandra, ale możesz mi mówić Ale... - Nie dokończyła, bo chłopak jej przerwał, odsuwając się przy tym.

-  Ten przedział jest zajęty, nie obchodzi mnie twoje imię – odparł z  grobową miną. Przyzwyczaiła się wobec niechęci innych wobec niej jednak  on ze swoją nienaganną fryzurą i beznamiętnym wyrazem twarzy okazywał  się bardziej irytujący, niż mogłaby z początku pomyśleć.

- Tak  jest zajęty, przeze mnie – uśmiechnęła się i ze stoickim spokojem  usiadła naprzeciwko, więcej na niego nie spoglądając. Jednak pewna była,  że na jego twarzy pojawiła się nutka zdziwienia po jej odpowiedzi.  Jeśli wszyscy tam okażą się równie gburowaci co on to czuła, że nie  wytrzyma tam zbyt długo. Zaczęła czytać książkę od profesora. Po jakimś  czasie wyszedł bez słowa, zostawiając ją samą. Mogła w spokoju  pozyskiwać informacje. Niestety jego nieobecność trwała zaledwie  godzinę. Tak przynajmniej się jej wydawało, bo kiedy czyta, to czas leci  jej nieco inaczej, szybciej. Jego pojawienie się nie zdziwiło jej,  bardziej zadziwiającym faktem było to, że postanowił się odezwać. Wtedy  również dostrzegła przypinkę na jego szacie, bo o dziwo był już w  mundurku.

- Masz się przebrać w mundurek, do Hogwartu  pozostało pół godziny panno nic niewiedząca – powiedział  protekcjonalnym tonem, ponownie siadając na swoim miejscu i zabierając  się do pisania czegoś na pergaminie. Przez jego słowa aż krew się w niej  zagotowała. Miała ochotę powiedzieć mu coś bardzo brzydkiego za te  „Panno nic niewiedząca", jednak zacisnęła zęby. Wyciągnęła z torby  ubrania i poszła do łazienki, przebrać się wiedząc, że nie opłaca się go  nawet prosić o to, aby na moment wyszedł. Pewnie prędzej kazałby jej  samej wyjść i przebierać się na korytarzu, co nie było najlepszą opcją.  Łazienka też okazała się nie najlepszym wyjściem przez ciągnącą się do  niej kolejkę. Tam spotkała kilka dziewczyn i najwidoczniej jedna  postanowiła zagadać. Miała czarne proste włosy sięgające jej do łopatek.

- Nie kojarzę cię. Z jakiego domu jesteś? – zapytała, świdrując ją wzrokiem, wydawała się nawet miła.

-  Właściwie to nie mam jeszcze domu, dopiero dziś mnie przydzielą –  odpowiedziała z lekkim napięciem, bojąc się, że uzna ją za dziwaczkę tak  jak tamten chłopak. Jej sytuacja była nietypowa. Hogwart nie miał w zwyczaju przyjmować nowych uczniów. Była wyjątkiem, ale nie miała zielonego pojęcia dlaczego.

- Nie wyglądasz na pierwszoroczną – Spojrzała na nią sceptycznie, lekko przechylając przy tym głowę.

-  Jestem na piątym roku, po prostu jestem w lekko skomplikowanej sytuacji  – wytłumaczyła się, zauważając, że kolejka się nieco pomniejszyła.

- Wydajesz się miła, mam nadzieje, że trafisz do mojego domu. Jestem Bella Wirehood a ty?- przedstawiła się, wystawiając dłoń.

- Nazywam się Alexandra Raintgrow,  ale możesz mówić mi Alexa – odparła, po raz pierwszy uśmiechając się  tego dnia. Poczuła, że może jednak sobie poradzi w całym tym  wariatkowie, jeśli tak to można było nazwać.

- Miło było cię  poznać Alexo – uśmiechnęła się, po czym zniknęła za drzwiami i po kilku  minutach wyszła przebrana w mundurek z zielonym krawatem.

Spojrzała  na siebie w nieco zabrudzonym lusterku. Jej jasna cera dziś wydawała  się bledsza i bardziej szara niż zwykle co jej nie zadowoliło.  Przeczesała palcami ciemnobrązowe kręcone włosy, po czym zaczęła się  przebierać. Kiedy wyszła na zewnątrz, zauważyła, że wszyscy dookoła  szykują się już, co oznaczało, że Hogwart jest już naprawdę blisko. Jej serce zabiło szybciej na tę myśl, a ręce zaczęły się trząść, nie była na to gotowa.

Jesteś moim koszmarem - Tom Riddle [ZAKOŃCZONE] Onde histórias criam vida. Descubra agora