IX

5.4K 452 273
                                    

Pov. Starka

Szedłem korytarzem razem z dyrektorem szkoły. Jak, na każdym takim spotkaniu nadawał mi cały czas o historii szkoły i nowych planach jej dotyczących. Przechodząc obok szafek zauważyłem plecak i dobrze znaną mi kurtkę. Dyrektor widząc że się za patrzyłem westchnął dosyć głośno.

- Zawsze coś zostawiają. Ale to już przesada! - pokazał na plecak.

Usłyszałem głośny śmiech i odgłosy kaszlu z męskiej toalety. Między tym wszystkim wyłapałem jedno nazwisko.

Parker.

Zerwałem się biegiem do męskiej łazienki, a dyrektor za mną.

Gdy tam wbiegliśmy zobaczyliśmy czterech chłopaków. Ale najbardziej rzucił mi się Parker który ledwo miał siłę podpierać się o ziemię, z głową w kiblu. Ciśnienie automatycznie mi skoczyło. Podbiegłem do nich i pierwsze co to wyrwałem jednemu z nich telefon. Uczniowie przestraszyli się i odsuneli od chłopaka. Bez słowa wyciągnąłem głowę Petera. Był blady i nieprzytomny. Szybko położyłem go na ziemi i sprawdziłem oddech oraz bicie serca. Spanikowałem i nie zwracając uwagi na dyrektora, który prawdopobnie wzywał tamtych uczniów, zacząłem robić masaż serca rzucając tylko "Zadzwońcie na karetkę!" co dyrektor zrobił automatycznie.

Gdy zrobiłem 30 uciśnięć nachyliłem się nad jego ustami. Chwilę się zawachałem...

Szybko jednak otrząsnąłem się i załączyłem nasze usta robiąc dwa wdechy. Jednak nadal nic. Powtarzałem tą czynność do przyjazdu karetki. Wtedy ratownicy przejęli to zajęcie i odsuneli mnie od chłopaka. Stałem zapatrzony w nieruchome ciało Petera i modliłem się, aby jak najszybciej się obudził. Kiedy karetka go zabrała spojrzałem groźnie na chłopaków.

- Co wy sobie myśleliście?! A może wogóle nie myślicie! Napewno za to zapłacicie! A pierwsze co zrobicie kiedy Peter się obudzi, to pójdziecie do niego i go przeprosicie! Jasne?! - nakrzyczałem na nich.

Miałem łzy w oczach, ale na szczęście przez okulary przeciwsłoneczne nie było tego widać. Nie czekając na ich odpowiedź wziąłem plecak i kurtkę Petera, po czym udałem się do szpitala.

Zdałem sobie sprawie jak cholernie mi na tym dzieciaku zależy.

Pov. Peter

Ciemność, tajemnicze dźwięki i rozmowa dwóch mężczyzn, to pierwsze co pamiętam po przebudzeniu. Nie myślałem gdzie jestem. Co tu robię.
Interesowało mnie tylko to, co stało się w szkole, że Will mnie zostawił. Jego rodzice są wpływowi, nauczyciele się go boją. Dyrektor też. Więc.. Kto mu przerwał? Co tam się stało??

Zacisnąłem ręce w piąski co zauważył jeden z mężczyzn. Usłyszałem nawoływanie mojego imienia. Nie przejąłem się nim do póki nie zorientowałem się czyj to głos.

Uchyliłem oczy lecz momentalnie je zamknąłem widząc śnieżnobiałe światło wyżerające moje oczy. Po kilku podejściach światło przestało być takie szkodliwe dla moich oczu i mogłem ze spokojem dostrzec że jestem w szpitalu.

- Peter. Peter! Żyjesz! Jezu już się bałem że tutaj zejdziesz!

Głos mężczyzny obudził mnie do końca. A już tym bardziej moment w którym mnie przytulił.

- P-panie... Panie Stark? - powiedziałem z chrypką.
- Tak dzieciaku?
- Nie... Nie mogę oddychać - jękłem zgodnie z prawdą.
- Ah, wybacz - puścił mnie - Cieszę się że nic Ci nie jest.

Przyjrzałem się mężczyźnie. Miał podkrążone oczy i okulary założone na włosy. Mankiety jego koszuli były pogniecione, a marynarka leżała na krześle obok. Na sali byłem tylko ja.

- Jestem... W szpitalu? - zapytałem niepewnie.
- Tak i nie. Jesteś w szpitalu, w mojej wieży. Może nie tyle co szpital ale oddział ratunkowy.
- Ile tu jestem?
- Dwa dni.

Dwa dni w wieży...

Czekaj.

Dwa dni?!

O-ho.

Ciocia May mnie zabije....

I Try To... [TonyXPeter] Donde viven las historias. Descúbrelo ahora