27

1.7K 107 31
                                    

Czas pędził jak szalony, więc i ja musiałam. Biegłam i przeskakiwałam przeszkody z prędkością, o jakiej nie wiedziałam, że jestem w stanie z siebie wykrzesać. Serce mi się krajało, kiedy wokół mnie widziałam ślady krwi, mając nadzieję, że nikt niewinny nie stracił życia... Obudzeni już uczniowie kulili się przerażeni w piżamach, nieświadomi tego, co się dzieje w ich ukochanej i dotychczas bezpiecznej szkole.

- Wracajcie do łóżek! - krzyczałam co jakiś czas, mając nadzieję, że choć jedna osoba posłucha i nie będzie narażona na atak.

Kiedy wybiegłam przez zdewastowane drzwi frontowe, poczułam kolejne wewnętrzne ukłucie; walka toczyła się nawet tutaj, a co gorsza, na ciemnym jak smoła niebie widniał przerażający Mroczny Znak - Czyli jednak ktoś zginął... Nie mogłam sobie pozwolić nawet na ułamek sekundy odpoczynku, biegłam wciąż przed siebie, dostrzegając z daleka coraz to wyraźniejsze sylwetki.

Z lewej strony dojrzałam płonącą chatkę Hagrida i jego samego próbującego powstrzymać dwóch bezwzględnych przeciwników, a niemal na wprost pokazała się grupka śmierciożerców i ktoś jeszcze, już w pewnej odległości od reszty. Wszyscy pędem kierowali się do bramy. Śmierciożercy i goniąca ich samotna postać nieustannie obrzucali się zaklęciami. Im bardziej się zbliżałam, tym łatwiej było mi rozpoznać te osoby. Nie mogłam pojąć sceny, która rozgrywała się na moich oczach - Potter atakujący Snape'a, Snape odciągający Carrowów od Pottera i niedaleko rozkojarzony Malfoy. Musiałam działać.

- Diffindo - skierowałam różdżkę na dopiero co odsłonięte przedramię. Rozcięty bandaż wepchnęłam głęboko do kieszeni spodni. - Colovaria - użyłam zaklęcia na swoim swetrze. Śmierciożerca wypisz wymaluj. Zakpiłam w myślach.

Znowu omiotłam wzrokiem swoje otoczenie. Teraz Potter, który akurat padł na ziemię w odległości zaledwie kilkunastu kroków, szybko podźwignął się na nogi i niezbyt precyzyjnie wymierzył różdżką w stronę Snape'a:

- Sectum... - stanęłam jak zaklęta, znowu słysząc ten czar z ust Pottera, nie dowierzając, że ponownie ośmielił się go użyć. Jednak Mistrz Eliksirów bez problemu odbił zaklęcie. W tym samym czasie chłopak zbliżył się do niego na niebezpiecznie bliską odległość. Zaraz potem chłopaka odrzuciło kilka metrów dalej, niemal pod moje stopy, leżał teraz bezbronny, dysząc wściekle, a moment później, tuż obok znalazł się Snape z takim wyrazem twarzy, jakiego nigdy u niego nie widziałam.

- Śmiesz używać przeciw mnie moich własnych zaklęć, Potter? To ja je wymyśliłem... - o czym on gada?! Jak to on je wymyślił? Dlatego wiedział jak pomóc Draconowi? W tle wciąż słyszałam krzyki i trzaski, ale teraz mój mózg skupił się tylko na niedorzecznych, jak dla mnie, słowach opiekuna domu. - ja, Książe Półkrwi! - obaj zdawali się nie wiedzieć o mojej obecności, choć byłam niemal tuż przy nich. - A Ty chciałbyś zwrócić moje wynalazki przeciw mnie... jak Twój plugawy tatuś, tak? - Snape bez wątpienia był w jakiejś dzikiej furii, nawet Potter ani drgnął, widząc jego postawę. - O, nie, nie sądzę... NIE! - Harry niespodziewanie rzucił się w stronę swojej różdżki, która wcześniej wyleciała mu z ręki, ale i tym razem Mistrz Eliksirów się jej pozbył.

- A więc zabij mnie - wydyszał Harry, który już nie wydawał się przestraszony, lecz i on poddał się jakieś dzikiej furii! Musiałam, musiałam coś zrobić! - Zabij mnie, jak zabiłeś jego, Ty tchórzu... - Co?! O kim on mówi? Przecież jego ojca zabił...

- NIE NAZYWAJ MNIE TCHÓRZEM!!! - profesor wyglądał teraz, jakby ta furia, która przed chwilą go dopadła, była niczym... Jego twarz wyrażała ból, jakby połączony z opętaniem. Uniósł dłoń dzierżącą różdżkę. Wystraszyłam się i nie myśląc wiele, odepchnęłam go jednym ruchem.

Darker // with Draco MalfoyWhere stories live. Discover now