9

2.5K 134 29
                                    

Podczas jednej z pierwszych majowych kolacji w końcu stwierdziłam, że jest ze mną już na tyle dobrze, że mam już siłę i ochotę na opierdolenie Danny'ego. Postanowiłam, że jak tylko zjem, to wyjdę i poczekam na niego przed jego gabinetem. Ale Mike pokrzyżował mi plany: czekał na mnie przed WS.

- Masz chwilę? - spojrzałam na niego przelotnie.

- Jasne. - nie mogłam mu odmówić, przez ostatni czas, to on wspierał mnie najbardziej.

- Zarezerwowałem sobie wieczór dla siostry - uniosłam lekko brwi. - No wiesz, przez to wszystko, co ostatnio się działo... mam na myśli, że było Ci ciężko, nam było ciężko i nie nauczyłem Cię tego, co robiliśmy na ostatnim spotkaniu GD. Wtedy, kiedy Umbridge nas przyłapała... - szybko przeanalizowałam to, co brat mi przekazał i uśmiechnęłam się półgębkiem.

- A co takiego właściwie ćwiczyliście?

- Zobaczysz - powiedział z nutką podekscytowania. - Chodź! - zawołał i jednocześnie szybkim krokiem ruszył w stronę naszego stałego miejsca spotkań. - Dobra, sala zamknięta i wyciszona - poinformował, stając naprzeciwko mnie w znacznej odległości. - A teraz patrz - zamknął oczy, stanął troszeczkę szerzej i przez krótką chwilę skupił się na czymś w swojej głowie (a przynajmniej tak to wyglądało), po czym uśmiechnął się lekko. Pewnym ruchem wyciągnął przed siebie różdżkę. - Expecto Patronum! - wypowiedział pewnie zaklęcie, po czym z jego różdżki wydobyła się srebrzysta mgiełka, która szybko przemieniła się w postawnego hipogryfa, który dumnie przemierzył salę. Patrzyłam na to z otwartą buzią, byłam pod niemałym wrażeniem, nie tylko tego, że Mike wyczarował cielesnego patronusa, ale też dla tego, jaki kształt przybrał.

- Klawo jak cholera! - zawołałam. - Musisz mnie tego nauczyć. - dodałam zachłannie. Mike uśmiechnął się, słysząc moją wypowiedź.

- Po pierwsze, nie mów klawo, tak się nie mówi, to dziwne... Po drugie, po to tu jesteśmy, żeby Cię tego nauczyć. Gotowa?

- Tak. Znaczy nie... Hipogryf? Wow! Ja rozumiem, że jesteś honorowy i takie tam, ale żeby hipogryf? Wow. - wciąż nie mogłam wyjść z podziwu.

- No nie? Jak po raz pierwszy udało mi się go wyczarować, to sam nie wierzyłem, że to mój patronus. Jest super! Ale koniec gadania o mnie, bierz się do roboty. - na słowa brata wyprostowałam się, dając mu znak, że ma moją pełnią atencję. - Wyciągnij różdżkę. Od razu mówię, że przy tym zaklęciu ruch ręki nie ma znaczenia. Musisz oczyścić umysł i skupić się na jednym najszczęśliwszym, ale i jednocześnie bardzo silnym wspomnieniu, i kiedy poczujesz, że to wspomnienie Cię wypełnia, podnieś różdżkę, i wypowiedz wyraźnie Expecto Patronum. Rozumiesz wszystko? - pokiwałam głową, zastanawiając się już nad wspomnieniem. Kupno różdżki? Za słabe... O! Może dzień, w którym dostałam list z Hogwartu? To może być to! Postąpiłam zgodnie z poleceniami Mike'a i nic... Nawet iskier.

- Cholera, potrzebuję czegoś innego - mruknęłam pod nosem. A mój pierwszy mecz quidditcha w drużynie Ślizgonów, który wygraliśmy dzięki mnie? Postarałam sobie przypomnieć, jakie emocje mi wtedy towarzyszyły i jeszcze raz spróbowałam: - Expecto Patronum! - tym razem był postęp; na kilka sekund na końcu różdżki pojawiło się światełko, no po prostu bomba...

- No dawaj, Maya, co zawsze sprawia, że się cieszysz?

- Jedzenie. - odparłam. Mike zrobił zażenowaną minę.

- Skup się i pomyśl. - polecił ponownie. Westchnęłam głęboko.

- Jedzenie, za słabe. Quidditch już próbowałam, z Hogwartem to samo... Przyjaciela i rodzina! Jak ja mogłam wcześniej na to nie wpaść?! - klepnęłam się w czoło, po czym znowu "przeszukiwałam" wspomnienia. Wspólne uczenie się naszej paczki w bibliotece? Serio, jesteśmy aż tak nudni? Zaśmiałam się w duchu. Po dłużej chwili po kolei spróbowałam kilku wspomnieć z przyjaciółmi typu: nasza pierwsza podróż pociągiem Hogwart Express czy wakacyjne ogniska. I... Za każdym razem była mgła, może i z czasem silniejsza, ale wciąż mgła... Może przynajmniej jeden dementor by się spłoszył. Jednak to wciąż było za mało. - Najlepsze na koniec - i kiedy tylko pomyślałam o rodzinie, to od razu przed oczami zobaczyłam obraz z ostatnich świąt: robiliśmy pamiątkowe zdjęcie całą rodziną, były wszystkie ciotki, wujkowie, kuzynki, kuzyni i wszystkie pupile, jakie były pod ręką. Było przezabawnie, musieliśmy robić kilkanaście podejść, bo za każdym razem ktoś ziewał, przeżuwał jedzenie, musiał iść koniecznie do toalety czy nawet robił sąsiadowi psikusa, żeby ten na zdjęciu na przykład gasił podpalony rękaw szaty. Na samą myśl uśmiechnęłam się szeroko i poczułam wewnętrzne ciepło, to jest to! Uniosłam różdżkę i pewna siebie wypowiedziałam zaklęcie: - Expecto Patronum - Srebrzysta mgła "wyleciała" z różdżki, zawirowała, a potem przemieniła się w ponad półtora metrowego, trzygłowego węża w pasy. - Na Salazara... - tylko tyle udało mi się wydusić, zanim widłowąż się rozpłynął. - Co się właśnie stało?

Darker // with Draco MalfoyWhere stories live. Discover now