Rozdział 18 Twin Falls

5.9K 303 17
                                    


Następnego dnia

Po ponad dobie dojechaliśmy na miejsce. Miasteczko Twin Falls nie jest duża, kiedy w mieście zjawia się ktoś nowy zaraz jest zauważany. Mimo, iż to piękne i spokojne miejsce nie brakuję tutaj wrażeń. Pogoda również bywa w Twin Falls bardzo zmienna. Choć zwykle przez większość czasu jest ponuro, deszczowa, a słońce rzadko wychodzi zza chmur miasto ma swój urok. Gdy wjechaliśmy do miasteczka przywitał nas deszcz. Teraz już trochę się wypogodziło, ale przyjemnych promieni słońca brak. Być może to dlatego, że lato powoli się kończyło, bądź najzwyczajniej w świecie taki urok tego miasteczka. I prędzej stawiałabym na to drugie, gdyż nawet w samym środku lata bywa tutaj podobnie.

Ludzie z reguły są przyjaźnie nastawieni, ale bywają bardzo podejrzliwi przez co dla nas mogą być kłopotliwi.

Zajechaliśmy pod dom mojej babci, który stał na obrzeżach, a dokładnie 2/3 kilometry od głównego wjazdu do miasta.

Zaparkowaliśmy samochody na posesji domu, po czym opuściliśmy pojazdy.

-Naprawdę myślisz, że w tej ruderze nikt nas nie znajdzie? - rozpoznałam głos Evan'a.

-Sama auta nas zdradzą. Myślisz, że ludzie nie zauważą dwóch drogich samochodów zaparkowanych pod opuszczonym od 12 lat domem? - Kyle stanął obok mnie.

-Ja przynajmniej się staram, a wy tylko narzekacie - westchnęłam.

Wyprzedziłam mężczyzn i podeszłam bliżej domu. Zatrzymałam się na starej nie za dużej werandzie i spojrzałam na zabite deskami drzwi wejściowe. Sama ich nie otworze. W tym przypadku przyda mi się chyba mała pomoc.

-Ruchy wy jęczydusze! - zawołałam po chwili do siebie chłopaków.

Szóstka przyjaciół niechętnie zareagowała na moje wołanie i przyszli mi z pomocą. Devon złapał za jedną z desek i za jednym mocnym pociągnięciem oderwał stare drewno. Reszta poszła w ślady bruneta i wzięli się za odrywanie desek, którymi zabite zostały również okna.

-Nie tak. Nie możecie tego zrobić bardziej ludzko? - zganiłam przyjaciół.

-Jeśli mamy to zrobić w ludzki sposób to zaraz zrobisz to samo - Devon zgromił mnie spojrzeniem.

-Dobrze już się nie wtrącam. Tylko uważajcie by nikt was nie zauważył.

Po pięciu minutach mogliśmy już wejść do środka. W domu panował zaduch, a w powietrzu unosił się kurz, który sami zresztą unieśliśmy w górę naszą obecnością, kiedy przekroczyliśmy próg. 

Półmrok w domu, stare, zakurzone meble, spróchniałe gdzieniegdzie drewno, rozpadające barierki od schodów oraz zapach stęchlizny i wilgoci. Miejsce to nie należało do najekskluzywniejszych, ale przynajmniej mieliśmy dach nad głową i na jakiś czas byliśmy bezpieczni.

-Czy to miejsce naprawdę jest nawiedzone? - podszedł do mnie i szepnął mi na ucho Ren.

-Jesteś wampirem, a boisz się duchów? - zaśmiałam się.

-To jest zupełnie co innego - rozejrzał się po pomieszczeniu.

-Stary przecież one nie żyją tak samo jak ty, więc czym tu się przejmujesz. Na zawał serca raczej już nie umrzesz - Cameron wybuchnął śmiechem klepiąc przyjacielu w ramię.

-Jak mamy tutaj żyć? Przecież to miejsce to jakaś katastrofa. Brakuję tylko tabliczki przed wejście ,,Uwaga, grozi zawaleniem" - Devon kopnął krzesło, które stało w salonie, a ono rozpadło się.

-Rozumiem, że nie jest to szczyt waszych marzeń, ale tutaj jesteście bezpieczni.

-Nie zapominaj, że gdyby nie ty wcale nie musielibyśmy się ukrywać! - Kyle podszedł do mnie bliżej.

-Jest tu w ogóle prąd? - Nash rozglądał się po pomieszczeniu w celu znalezienia jakiegoś gwiazdka.

-Zabiję ją od razu i będzie po sprawie. Co wy na to? - chłopak powoli zaczął iść w moim kierunku, a ja wolałam nie ryzykować i cofnąć się o kilka kroków.

Mężczyzna przygwoździł mnie do ściany łapiąc mnie za nadgarstki i uniemożliwiając tym samym jakiekolwiek ruchy rękoma. Mężczyzna tuż nad moją głową trzymał jedną ręką moje nadgarstki. Drugą dłoń zaś położył na mojej szyi.

W tamtym momencie wiedziałam, że jest do tego zdolny. Wystarczy, że trochę mocniej zacisnął by swoją dłoń, a szybko zrobiłoby mi się ciemno przed oczami.

-Kyle zostaw ją. Jeszcze pośmiertnie będzie cię nawiedzać - Nash spojrzał obojętnym wzrokiem w naszą stronę, a pozostała czwórka próbowała powstrzymać się od śmiechu.

-Zaryzykuję! - srebrnowłosy chłopak wzmocnił swój uścisk.

-Nie radziłbym. Mówię jeszcze takie paranormal activity ci zrobi, że twoja nieśmiertelność cię nie uratuję - chłopak wymamrotał coś niezadowolony pod nosem, a po chwili puścił mnie.

-Wystarczy tutaj trochę posprzątać i będzie dom jak nowy - rozmasowywałam dłonią bolącą szyję po uścisku wampira.

-Na pewno nie będę tego sprzątał - Devon odwrócił się tyłem do mnie w stronę okna.

-Sama wszystko sprzątnę, tylko nie przeszkadzajcie mi - podwinęłam rękawy i udałam się do kuchni w poszukiwaniu czegoś czym mogłabym sprzątnąć otaczający nas bałagan.

W kuchni znalazłam jakąś starą szczotkę i kilka ściereczek. Na razie musi to wystarczyć, a potem udam się do sklepu, zakupię najpotrzebniejsze rzeczy i doprowadzę dom do porządku.

-Udowodnię tym aroganckim dupkom swoją rację i pokażę im jak bardzo się mylą - pomyślałam w głębi duszy.

-Dupkom? - nagle znikąd za mną pojawił się Nash.

-Dupkom? - powtórzyłam bezmyślnie po mężczyźnie.

-Ty się domagasz, żeby twoja kara była surowsza - przyparł mnie do ściany, po czym szepnął mi na ucho.

-Nie mam czasu! Nie przeszkadzaj mi. Muszę sprzątać, żeby dobrze się mieszkało... - wymknęłąm się chłopakowi, po czym zrobiłam krótką przerwę w swojej wypowiedzi - rozpieszczonym książętom - dodałam po chwili.

-Raven doigrasz się - zawołał za mną Nash.

-Czekam...panie - odrzekłam z zadziornym uśmieszkiem na twarzy, po czym zabrałam się do sprzątania.

Nikt nie mówił, że życie z szóstką dumnych wampirów będzie łatwym, ale ja wcale tego nie oczekiwałam. I szczerze mówiąc nie żałuję, że ich poznałam, choć często potrafią zajść mi za skórę. Bywają nieobliczalni, lekko stuknięci, ale można na nich polegać. I mimo ich postawy, zachowania czy nawet złych charakterów nie żałuję, że moje życie zostało z nimi powiązane.


Nowe rozdziały 2 stycznia bądź 3 ;)

KsiążętaWhere stories live. Discover now