³⁹.Może to ważne...

2.3K 300 32
                                    

 

  - Felix... to obrzydliwe - jęknął Changbin, patrząc, jak blondyn pożera marchewkę, jednocześnie dzieląc się nią z koniem. - I chcesz, abym później cię całował... - Pokręcił głową, gdy chłopak oddał już całe warzywo na pastwę kasztana.
- Kiedyś przywykniesz. - Wzruszył ramionami, ciągle mając policzki pełne jedzenia.
Chłopcy kończyli właśnie obrządki w ostatniej stajni do ogarnięcia, gdy na zewnątrz słonce powoli opuszczało się za horyzont, malując tym samym niebo w pastelowe kolory żółci i różu. Dodatkowo, chmury, które leniwie sunęły wraz z delikatnymi podmuchami wiatru, sprawiały, że cały obraz przyrody wyglądał błogo i bardzo spokojnie.

- Już tylko ogarnąć w siodlarni i obowiązki z głowy. - Changbin mruknął do siebie, pakując porozwalane przez blondyna szczotki do czarnej skrzynki. Teoretycznie mógłby dać Felixowi nauczkę, że jak się nabałagani, to trzeba sprzątnąć, ale po pierwsze — wiedział, że chłopak miał ciężki dzień. Po drugie — jeśli on to zrobi, to będzie dwa razy szybciej. I po trzecie — może domagać się później o to nagrody.

- Widziałeś gdzieś moją... o. - Brunet wywrócił oczami, podając młodszemu skrzynkę ze szczotkami, kopystkami, ochraniaczami, mokrymi chusteczkami i innymi tego typu pierdołami, które przydają mu się na co dzień.
- Nie rób takich min... jestem dziś trochę zakręcony... - jęknął młodszy, biorąc swoją własność do rąk.

Felix znów podjął wyzwanie i postanowił wziąć udział w zawodach, organizowanych w jednej z sąsiednich stajni. Nie był to zbyt wymagający konkurs (a przynajmniej tak oznajmił pan Lee), więc blondyn stwierdził, że będzie to miłym zbieraniem doświadczenia i podbiciem swojego ego.
- Co robimy później? - Felix zaczął układać czapraki w równych kupkach, jeden na drugim, oddzielając te nowsze i droższe od tych starszych, nieco bardziej zużytych.
- Chyba nic. - Changbin wziął się za zwijanie owijek i parowanie ochraniaczy, z którymi godzinę temu katowały się dzieciaki uczęszczające na zajęcia do ojca Felixa. Okazało się to być jednak zbyt dużą, czarną magią, której maluchy nie potrafiły jeszcze ogarnąć. Dlatego też czarnowłosy miał nieco więcej roboty.

- Zdajesz sobie sprawę z tego, że dziś też cię nie wypuszczę?
- Ratunku, ten zwyrodnialec mnie tu więzi! - Brunet udał spanikowany ton, krzywiąc się przy tym, jakby zobaczył ducha, a Lix jedynie roześmiał się głośno, odkładając na kupkę potnik w kolorze głębokiej czerwieni.
- Ale ja na serio mówię... zostań. - Na te słowa blondyna, Changbin westchnął cicho, zwijając ostatnią, zieloną owijkę w idealną rolkę.
- Nie sądzisz, że twój ojciec ma już mnie dość?
- Nie spędzasz czasu z tatem tylko ze mną palancie. - Młodszy przejechał wzrokiem przez wszystkie ogłowia, które były do użytku dla uczących się tu dzieci. - Poza tym... co go to obchodzi. Skoro już zaakceptował fakt, że jesteśmy razem, to musi zaakceptować fakt, że będziesz u mnie przesiadywał. - Brunet westchnął ponownie, spoglądając na Felixa, który z założonymi rękoma i nieugiętą miną spoglądał na Changbina, jakby na sto procent pewny, że starszy i tak się ugnie... co było racją.
- Wykorzystujesz moment, że Maxa i Wendy nie ma w domu?
- Mmm, tata też wybywa. Mamy caaaały dom dla siebie.
- Mmm, więc to takie buty. - Brunet uniósł wysoko brwi, wiedząc, że jego druga połówka nie odpuści, a jak będzie trzeba, to użyje drastycznych środków, aby zmusić starszego do zostania chociaż na wieczór. - Niech ci będzie - mruknął, kręcąc głową, jednocześnie będąc zażenowany tym, jak łatwo uległ.


                                                                                                  ***

Changbin ziewną przeciągle, próbując nie zasnąć. Niby nic mu nie szkodziło choć na chwilę zmrużyć oczy. Szczególnie że byli zupełnie sami w domu blondyna i nawet gdyby oboje usnęli w salonie, przed telewizorem, a pan Lee wpadłby nagle i zastał ich smacznie chrapiących przy napisach końcowych, to raczej nic by się nie stało.
Brunet spuścił więc swój wzrok, aby sprawdzić, czy Felix już, a raczej czy nadal śpi i przejechał delikatnie opuszkami palców wzdłuż kręgosłupa blondyna, który zaskoczony nagłą pieszczotą, wzdrygnął się momentalnie.
- Obudziłem cię? - Głos Changbina był zachrypnięty i nieco znużony, jednak nie potrafił powstrzymać się od wygięcia kącików ust do góry, gdy Felix westchnął cicho, wtulając swój nos w ciepłe ciało bruneta.
- Nie śpię - mruknął, zarzucając nogę na uda starszego, jednocześnie starając się ponownie nie usnąć.
- Właśnie widzę.
- Ty też już prawie śpisz Binnie - jęknął młodszy, zarzucając na siebie i ciało swojego chłopaka miękki, biały koc.

Normalnie... ta dwójka oglądałaby film do samego końca, a później jeszcze poszła na górę i tam dokuczała sobie przez dobrych kilka godziny, aby ostatecznie zasnąć w niewiadomym dla siebie momencie. Jednak dzisiaj oboje byli zmęczeni. Felix prawie sunął się po ziemi, po całym dniu pracy, której miał teraz razy trzy, gdyż jego brat wybrał się ze znajomymi do Busan, a Wendy została porwana przez swojego chłopaka do Danii na kilka dni. Jakby było tego jeszcze mało, to Hyunjin wziął wolne w pracy, a powodów raczej nie trzeba przedstawiać. Dlatego blondyn miał mnóstwo roboty. Zresztą tak jak Changbin, który też chodził dziś jak w zegarku, wykonując prawie każde polecenie przełożonych.
- Chodźmy na górę. - Brunet, patrzył przed siebie, próbując zarejestrować, co się dzieje w filmie. Obraz był jednak zbyt rozmazany i niewyraźny, więc odpuścił sobie po dosłownie kilku momentach i znów spojrzał na Felixa, którego widział już nieco ostrzej.
- Góra za daleko. Zmęczony. Spać. - Blondynowi najwidoczniej nie chciało się już myśleć o wszelakich pierdołach, związanych z poprawnym sposobem używania języka i rzucił parę słów, mając nadzieję, że starszy go zrozumie.
- Nie wygodnie tu.
- Nie chce mi się.
- Lix...
- Binnie... - Młodszy zmarszczył nos i zacisnął mocno oczy. Miał wrażenie, że pójście do własnej sypialni, było jak wspięcie się na sam szczyt najwyższej góry świata. Był ospały, nieco obolały i tak bardzo wycieńczony, że jedyne, na co miał siłę to oddychanie i ewentualne wałkonienie się na Changbinie.
- Chyba... że mnie zaniesiesz.
- Chyba... to to jest szantaż.
- Chyba to masz wybór. Zostać tu grzecznie albo wnieść mnie na górę. - Brunet zmarszczył lekko brwi, słysząc w głosie Felixa nutkę stwierdzenia "I tak tego nie robisz, więc tu zostajemy''. Chłopak poczuł, że jego duma została nieco urażona. Bo co? Bo on nie da rady? To, że jest kilka centymetrów niższy, nic nie znaczy.
- To chodź - mruknął, podnosząc się gwałtownie do pionu, aby już po chwili chwycić młodszego pod kolanami, a drugie ramie owinąć wokół wąskiej talii.
- Chang... - Wyrwało się z ust młodszego, gdy Changbin już podniósł go do góry i stanął na równych nogach. Chciał, to ma, prawda?

Brunet, trzymając Felixa mocno w ramionach, skierował się na schody, by szybciutko po nich wejść, patrząc tylko i wyłącznie przed siebie i ostatecznie znaleźć się w pokoju blondyna. Postawił ostrożnie młodszego na ziemię, będąc tak bardzo zadowolonym ze swojego "wyczynu", że nie potrafił powstrzymać się od triumfalnego uśmiechu. Bo co? Bo nie może? Oczywiście, że może. Przecież właśnie wniósł tego smarkacza po schodach, a on swoje waży.
- Skończyłeś się już popisywać? - Piegowaty wywrócił oczami, od razu siadając na swoim miękkim, pachnącym płynem do prania łóżku.
- Tak. Chyba tak - mruknął, rozwalając się obok Felixa jak żaba na liściu.
Changbin uwielbiał przebywać w tym pokoju. Było przyjazne, ciepłe, przytulne i po brzegi wypełnione Felixem. Gdzie nie spojrzał, widział tam ślad blondyna. Jego książki ułożone na półce, ciuchy dość niechlujnie poskładane i wciśnięte na półki garderoby oraz przeróżne zdjęcia, zawieszone tuż nad jego nosem, które otoczone jasnymi, ciepłymi światełkami, dawały sporo duszy pomieszczeniu.
- Kiedy to wydrukowałeś? - Brunet pokazał na jedną z fotografii, przedstawiającą ich obu, robiących głupie miny. O ile dobrze Seo pamiętał, to te, gdzie Changbin marszczy nos z czapką na głowie, a Felix wystawia język, robiąc przy tym zeza, zrobili dwa tygodnie temu przed treningiem. O! A to z Pentagonem pięć dni temu.
- Wczoraj. Pomyślałem, że czegoś tu brakuje.
- Brakuje tu moich głupich min? - Młodszy zaśmiał się cicho, również rozkładając się na dwuosobowym, dużym łóżku.
- Brakowało tu ciebie głupku. - Na usta Changbina wkradł się lekki uśmiech. Oprócz tych głupich, zabawnych zdjęć, było tu też miejsce na ich wspólną, uroczą fotografię, gdzie po prostu są razem. Uśmiechając się i wyglądając na tak bardzo szczęśliwych.
- To moje ulubione. - Felix pokazał obrazek palcem, szczerząc się jak głupi.
- Z naszej pierwszej randki, prawda?
- Mhm - mruknął blondyn, kiwając głową. - Zajmuje honorowe miejsce obok mamy. - Starszy przeniósł swój wzrok w bok, na zdjęcie wiszące na lewo od ich wspólnego. Widniał na nim mały, piegowaty, roześmiany chłopiec w ramionach mamy, która wygląda, jakby trzymała swój największy skarb.
- To zaszczyt. - Changbin zaśmiał się cicho. Gdzieś z tyłu głowy był pełen żalu, że nie pozna matki Felixa. Wiedział, że jej obraz, który jasnowłosy mu stwożył, jest wyidealizowany, bo tak się opisuje utraconych bliskich. Mimo to brunet naprawdę chciałby, aby była tu teraz razem z nimi; aby oglądała teraz jakiś denny serial i roniła łezkę, gdy główni bohaterowie w końcu wyznają sobie miłość. Changbin wiedział, że blondyn na pewno byłby szczęśliwy, mając ją u boku. Jednak... czy Felix byłby tym samym człowiekiem, gdyby jego mama żyła? Nie. Lepszym pytaniem było - czy oni w ogóle by się poznali, gdyby nie nagła śmierć rodzicielki młodszego.
- Binnie... - Brunet zamrugał podwójnie, przerzucając swój wzrok na Lixa, który przez cały ten czas wgapiał się w twarz starszego jak w obrazek. Changbin nawet nie wiedział, kiedy się zamyślił, ale krótki, motyli pocałunek, który młodszy złożył na jego ustach, skutecznie ściągnął go na ziemię... choć może raczej wybił jeszcze bardziej w obłoki.
- Za co to? - zapytał, spoglądając w duże, ciemne źrenice Felixa, w których odbijały się światełka, okalające zdjęcia.
- Tak po prostu. - Młodszy wzruszył ramionami, ciągle trzymając na ustach szeroki uśmiech. - Musi być jakiś powód, abym cię całował?
- Tak. Potrzebujesz oficjalnego pozwolenia na piśmie.
- Och, przepraszam.
- Powiedzmy, że ci wybaczam. - Changbin zaśmiał się, podnosząc się do siadu, tylko po to, aby już po chwili pochylić się nad twarzą Felixa.
- Gdzie twoje pozwolenie? - Młodszy zachichotał cicho, czując, jak brunet splata ich dłonie, a ciepły oddech okala mu buzię.
- Ja nie potrzebuję - mruknął cicho, bojąc się, że jeśli powie coś głośniej, to ta chwila pryśnie.  

[w trakcie poprawek]•I am not• //ChanglixWhere stories live. Discover now