¹².To nie tak

2.5K 302 55
                                    


               W samochodzie zapanowała grobowa cisza. Changbin dawno nie czuł się tak bardzo skrępowany. Gdyby miał przy sobie nóż to prawdopodobnie pokroiłby nim atmosferę jak masło. Brunet odwrócił głowę w stronę Felixa, który oparty łokciem o drzwi auta, patrzył pusto w przestrzeń za oknem.
- Myślę, że za pieniądze z wygranej kupię nowy czaprak. - Max przerwał ciszę, miętoląc w dłoniach rozetę i małą statuetkę. Gdy wszyscy usiedli na swoich miejscach w aucie, okazało się, że najstarszy syn pana Lee zajął pierwsze miejsce. Nie obyło się bez uszczypliwych komentarzy w stronę blondyna, który w oczach Maxa przegrał. Changbin dałby se uciąć palce, że policzek Felixa lekko drgnął, gdy jego przyrodni brat się odezwał.
- Zasłużyłeś. - Pan Lee uśmiechnął się ciepło do syna i poklepał go wolną ręką po ramieniu. - Cieszę się twoim sukcesem, dobra robota Max - dodał, a Bin poczuł, jak szlag jasny go trafia. Przecież blondyn dosłownie otarł się o zwycięstwo, a dla tak młodego konia, jakim jest Pentagon to ogromne osiągnięcie.
- Dobrze, że chociaż jedno z nas osiągnęło dziś sukces. - O ty chuju. W głosie Maxa było czuć jad skierowany w stronę Lixa. Blondyn nawet nie zareagował i jedynie siedział w ciszy z kamiennym wyrazem twarzy, obserwując widoki za szybą.
- Mam nadzieję, że następnym razem dasz z siebie więcej. - Ton pana Lee nieco się ochłodził, gdy zwrócił się w stronę swojego młodszego syna.
- Tak tato... - Felix odpowiedział z ledwo słyszalnym drżeniem głosu.
                  Co do jasnej anielki odpiernicza się w tej rodzinie. Brat, który upokarza brata, ojciec, który karci go za osiągnięcie i jeszcze dodatkowo nikt nie może się odezwać. Changbin poczuł ucisk w sercu. On czuł się okropnie, a co dopiero musiał przeżywać Felix w którego wszystkie te pociski były skierowane.

Brunet kompletnie nie rozumiał zachowania mężczyzny i chłopaka o włosach w kolorze popielatego brązu.


***

                Dojechawszy na miejsce, młodszy wyskoczył z samochodu jak poparzony pod pretekstem potrzeby skorzystania z toalety. Changbin odprowadził go wzrokiem, czując, że poleje się woda. Felix, mimo iż czasem nie dawał po sobie poznać, był naprawdę delikatny. Poza tym, kto nie byłby delikatny, gdy twoja własna rodzina daje ci kopniaka w tyłek.
- Zaprowadź Pentagna do boksu. - Pan Lee, po tym, jak wyprowadził kasztana z przyczepy, rzucił uwiąz w ręce Bina i wrócił do przyczepy. Czy Seo powinien się odezwać? Powiedzieć, że nie powinien tak traktować Felixa? Nie. Prawdopodobnie przysporzyłby mu kłopotów, których młodszy na pewno miał w zapasie. Dlatego w milczeniu skierował się do stajni, w której Pentagon miał swój boks.
 Snuł się razem z koniem powolnym krokiem - on, bo intensywnie myślał, rumak, bo był najzwyczajniej zmęczony. I tylko suchy piasek, skrzypiał pod podeszwami jego trampek i podkutych kopyt, a popołudniowe słońce oświetlało im drogę.
- Jak można tak traktować własne dziecko? - powiedział do wałacha. - To okropne. - Wprowadził go do budynku, a inne konie wystawiły głowy, aby zobaczyć kto, ich odwiedza. Teoretycznie, Changbin wiedział, jak można traktować tak własne dziecko. Przecież jego rodzice wcale nie traktowali go lepiej. Chociaż... Brak zainteresowania to nie to samo, co odwalanie czegoś takiego. Szczególnie że pan Lee wydawał się naprawdę dobrym rodzicem.

          Seo wprowadził kasztanka do boksu i odpiął karabińczyk od granatowego kantaru. Poklepał konia po szyi, a ten schylił się po siano, gdy po ścianach budynku zaczęły rozchodzić się czyjeś kroki. Changbin wyjrzał zza drzwi.
- Myślałem, że coś cię tam zassało - zażartował, próbując rozweselić blondyna, który z subtelnie opuchniętymi oczami i roztrzepaną grzywką, wędrował w stronę konia.
- Już jestem - odpowiedział, a Bin, pomimo gorąca, które panowało na dworze, poczuł, jak owiewa go chłód. To było dziwne, nowe, nieswoje i wcale nie podobało się brunetowi. Gdzie podział się tamten cudowny promyk szczęścia, który potrafił rozjaśnić nawet najciemniejszą noc? Najwidoczniej chwilowo, schował się za chmurami, aby pozwolić burzy przejść przez ziemię.

[w trakcie poprawek]•I am not• //ChanglixWhere stories live. Discover now