⁵⁷~.Tęskniłem za tobą

1.9K 200 70
                                    


      Sobota wieczór, a po pokoju Felixa roznosiło się ciche mruczenie lecącej z głośnika komputera piosenki. Złota czupryna kiwała się i podskakiwała w rytm muzyki, rozrzucając jasne kosmyki po czole, by raz co raz wpaść w osłonięte kurtyną czarnych rzęs oczy. Chłopak siedział na czarnym fotelu z jedną nogą podciągniętą pod pierś, a drugą spuszczoną luźno na podłogę. Robił wkładkę do zeszytu z francuskiego, gdzie rozpisał wszystkie, problematyczne punkty nauki tego języka. Czasy, ściąganie, kilka czasowników nieregularnych, porównania i jeszcze kilka innych. Pisząc to wszystko, zachodził w głowę, dlaczego wybrał język diabła w berecie i pasiastej bluzce z bagietką w ręku, a nie hiszpański. Jednak na co poszedł, na to poszedł i w ostateczności nie idzie mu wcale tak źle.

     Felix należał do osób, które uwielbiały mieć ładne, przejrzyste notatki. Równo podkreślone nagłówki, tematy zaznaczone falistą linią, tabelki robione od linijki oraz staranne wykresy. Niestety charakter pisma trochę to psuł, a fakt, że nauczyciele dyktują zwrotki, jakby chcieli zostać drugim Eminem, nie pomagał. Dlatego często nie podobały mu się strony w jego zeszytach i później albo je przepisywał, albo olewał temat i stwierdzał, że mu się nie chce. W tym pierwszym przypadku zawsze spotykał się z komentarzami przyjaciela ze szkoły, iż jego notatki wyglądają na babskie. Jednak Kevin i jego lekarskie pismo było zmorą nauczycieli, a by go uciszyć, wystarczyło tylko o tym wspomnieć.

      Aczkolwiek wkładka wkładką, ona zawsze jest przydatna, a ostatnią zgubił. Siedział więc i pisał, mając nadzieję, że skończy za kilka minut. Pisał właśnie tytuł "Futur simple", gdy leżący obok, tuż przy pisakach, telefon zawibrował, sygnalizując przychodzące połączenie. Felix pomyślał, że to Max dzwoni, by zaprząc go do jakiejś roboty w stajni. Ewentualnie to Changbin, chcący uciąć choć kilkuminutową pogawędkę, przeciwko której blondyn nic nie ma. Wręcz odwrotnie, ucieszyłby się, słysząc głos swojego chłopaka. Brakowało mu go. Jego uśmiechu. Jego uszczypliwości. Jego bycia totalnie nieśmiesznym. Jego udawanej powagi. Jego ciepła. Jego pogrążonej w zamyśleniu twarzy. Jego wszystkiego.

     Jednak na wyświetlaczu widniała nazwa "Wiewiórka", którą Seo własnoręcznie ustawił, gdy Lee otrzymał swój numer od Jisunga. Felix uniósł brwi do góry, zaskoczony, że to Han dzwoni. Chwycił więc za komórkę, wciskając zieloną słuchawkę i mając nadzieję, że ten niespodziewany telefon nie jest niczym złym. Od rana ściskało go dziwne, niepokojące uczucie, które wiązało żołądek i napawało ruchy nienaturalną impulsywnością. Blondyn miał wrażenie, że jest zestresowany, ale nie potrafił dojść do powodu niespokoju.
- Halo? - mruknął do słuchawki, odchylając się do tyłu, by oprzeć o oparcie krzesła.
- Felix? Hej...
- Hej... coś się stało? - Lix zmarszczył brwi. Jisung brzmiał nienaturalnie. Jego głos był wysoki i pełny trwogi, jakby właśnie ujrzał ducha na własne oczy lub jakby wyrwał się z rąk terroru. Blondyn mógł też usłyszeć łamanie w słowach, które wypowiadał.
- Nie... znaczy, chciałbym powiedzieć, że nie, ale tak... - Serce chłopaka zabiło mocniej, prawie wyskakując w piersi, a żołądek zrobił podwójne salto, sprawiając, że Felixowi zrobiło się niedobrze. Przez głowę przeleciały mu już najczarniejsze scenariusze, a gardło zacisnęło się, jakby owinięte grubym, szorstkim sznurem.
- Jisung... - zaczął udawanym, spokojnym głosem. - Co się stało? - Han zamilkł, a do uszu blondyna dochodził tylko irytujący, powodujący migrenę, szum. Jednak w końcu granatowowłosy nabrał powietrza w płuca z głośnym syknięciem, na które młodszy zadrżał.
- Changbin został postrzelony. Będzie operowany.

***

      Donośna rozmowa roznosiła się po korytarzu w akompaniamencie brzdęku sztućców i stukania talerzyków. Wendy rozkładała właśnie trzy nakrycia, szykując stół do obiadu. I choć zapiekanka, będąca specjałem dziewczyny, ciągle siedziała w piekarniku, jej zapach unosił się w całym domu, pobudzając ślinianki do pracy. Pan Lee zaczął już nawet zacierać ręce, nie mogąc doczekać się posiłku (to ja). Jednak Felix nie czuł nic. Nie czuł, nie słyszał, praktycznie nie widział. Pobladły sunął się po schodach, ramieniem ocierając o poręcz, a nogi były jak z waty — wątłe, słabe, drżące. Zszedłszy z ostatniego stopnia, złapał się dłonią o framugę, aby przypadkiem nie stracić równowagi, gdyż świat w zaledwie kilka chwil zaczął wirować, jakby ktoś ściągną go z rozpędzonej karuzeli. W ustach zrobiło się sucho, a spocone dłonie drżały w nagłym przypływie emocji. Zrobiło mu się gorąco, choć ciało dygotało w nagłym napływie dreszczy. Czuł się jak w gorączce, doprawionej siarczystym policzkiem z ręki przyjaciela.
- Wszystko w porządku? - Wendy, dostrzegłszy brata, ściągnęła brwi i odłożyła biały talerzyk na stół. - Jesteś strasznie blady... - dodała szybko, widząc, że Felix praktycznie zlewa się z kolorem ścian w przedpokoju, a złote muśnięcie w odcieniu skóry chłopca znikło.
- Źle się czujesz? - Pan Lee wtrącił się, zaniepokojony brakiem reakcji oraz stanem syna. I choć w pierwszej chwili pomyślał, iż blondyn być może próbuje symulować, aby zapewnić sobie przyjemny tydzień w domu, musiał odrzucić tę myśl, gdy Lix pokręcił powolutku głową w przeczącym geście. Cały dygotał, a szczęka wisiała, jakby w buzi trzymał ołowianą kulkę. Próbował zdobyć się na jakieś słowa, ale gula, znajdująca się w gardle utrudniała mówienie, prawie dusząc zszokowanego chłopaka. W końcu jednak musiał zdobyć się na jakieś słowa; musiał poprosić ojca, aby zawiózł go do szpitala, bo w innym przypadku chyba umrze z nerwów.
- Changbin... - mruknął słabo drżącym głosem. - ...jest w szpitalu... - Ostatnie słowo ledwo przeszło mu przez gardło. Czuł, że następne będą jeszcze trudniejsze do wypowiedzenia, gdyż gula w gardle przybierała niewyobrażalnych kształtów i uniemożliwiała mu oddychanie. - po... - zająknął się, przełykając ciężko ślinę. - postrzelili go...

     Dźwięk rozbijającej się porcelany przeszył uszy Felixa, wywołując nasiloną falę ciarek i dreszczy, która spłynęła po plecach chłopaka. Panu Lee wymsknął się z dłoni jeden z eleganckich kubków, które wycierał, aby przygotować sobie wieczorną kawę zbożową, która będzie musiał poczekać, a białe naczynko już nigdy nie będzie zdolne do użytku. Jednak któż przejmowałby się głupim kubkiem, gdy dostało się właśnie na twarz informację, że ktoś, kogo znasz, dostał kulkę gratis.
- Co... - Wendy mruknęła, wytrzeszczając oczy i nie mogąc w to uwierzyć.
- Kiedy? Co się stało? - Starszy mężczyzna, zamrugał niespokojnie, słysząc dudnienie serca w uszach. Nie wiedział nawet, czemu ta wiadomość uderzyła w niego z tak ogromną siłą i odbijała się po głowie, malując przed oczami różne czarne scenariusze. Felix jednak na jego słowa pokręcił głową, łapiąc się mocniej framugi drzwi. Wiedział tylko, że brunet został postrzelony i prawdopodobnie właśnie znajduje się na sali operacyjnej. Nie znał okoliczności tego, jak to Jisung nazwał, "wypadku", ani kiedy miał miejsce.
- Musimy jechać do Pohang - stwierdził twardo, a pan Lee skrzywił się nieznacznie.

     To nie tak, że nie chciał pojechać, aby zobaczyć, co stało się z Changbinem. Chciał zawieźć tam syna, by zobaczył swojego chłopaka i być może, lecz broń Boże, trzymać go za dłoń przy ostatnim wydechu. Bał się jednak, że wpłynie to negatywnie na stan psychiczny Felixa. Dlatego stał pomiędzy odmówieniem a zapakowaniem chłopca do auta.
- Tato, proszę - jęknął błagalnie, widząc, że pan Lee się waha. Spojrzał jeszcze na oblicze ojca wielkimi, ciemnymi i proszącymi źrenicami, a dolna warga drgnęła prawie niezauważalnie. Musiał tam pojechać. Po prostu musiał.
- Felix... nie wiem, czy to do...
- Błagam - jęknął, a raczej zawył, będąc gotowym rzucić się ojcu do stóp, oby tylko go podwiózł. A jeśli nie, wsiądzie w pierwszy lepszy pociąg, bus czy złapie przypadkowe auto, jadące do Pohang i zaryzykuje.

     Pan Lee skrzywił się ponownie, nie będąc przekonanym, czy to dobry pomysł. Jednak gdy Felix spoglądał na niego błagalnym spojrzeniem, a twarz malowała się bladym, chłodnym beżem, zmiękł. Westchnął cicho, rozglądając się na boki, a szczególnie na porozrzucane po podłodze, ostre kawałki porcelany, które przecież ktoś musi sprzątnąć. Chciał schylić się, by zebrać chociażby te większe, ale Wendy już chwyciła za zmiotkę i szufelkę.
- Posprzątam, lećcie. - Uśmiechnęła się słabo w zdezorientowaniu. Nie wymieniła z Changbinem zbyt wielu zdań, ale sądząc po tym, jak często bywał w tym domu oraz sposobie, z jakim Felix patrzył na niego, a on na Lixa, chłopcy nie byli sobie obojętni. Musiałaby być głupia, aby nie zorientować się, że między tym brunetem, a jej kochanym bratem coś iskrzy, a ona nie miała nic przeciwko temu. Pan Lee zaś ciągle nie był pewny całego tego związku. Jednak wynikało to raczej z ojcowskiej troski jak z niechęci do osoby Seo. W końcu ostatnio był bezproblemowy w obsłudze. Aczkolwiek kiwnął głową na propozycję córki i westchną cicho.
- Ubieraj się, zaraz wyjeżdżamy.

[w trakcie poprawek]•I am not• //ChanglixOù les histoires vivent. Découvrez maintenant