⁵⁹.Potrzebujesz czegoś?

1.7K 194 36
                                    


     Felix podciągnął nogi pod brodę, przeglądając ostatnie notatki z francuskiego oraz historii. Jutro zaczynał właśnie tymi przedmiotami, a ich nauczyciele, choć niezmiernie mili, byli też bardzo wymagający. Niestety blondyn w całym chaosie oraz przypływie emocji, zapomniał wziąć ze sobą zeszyt czy chociażby podręcznik i musiał polegać na dobroci przyjaciół, którzy domagali się wpierw wyjaśnień, dlaczego Lee prosi o notatki. Changbin zaś leżał jak zwiędłe warzywo, przyglądając się swojemu chłopakowi, który ignorował go od dobrych dwudziestu minut.
- Felix... - Odpowiedział mu absolutny brak reakcji oraz ciche westchnienie na fakt, że prawdopodobnie jutro zostanie zapytany z historii, gdyż facet uczepił się go już drugiego dnia szkoły. - Wracasz dziś wieczorem? - Seo chciał szturchnąć blondyna czymkolwiek. Najpierw spróbował dosięgnąć go dłonią, jednak ból towarzyszący zginaniu torsu triumfalnie zwyciężał przy każdym spięciu mięśni. Później posłużył się nogą, aczkolwiek Felix siedział zbyt daleko, by brunet mógł go dosięgnąć. Changbin zaczął więc wiercić się na łóżku, krzywiąc z bólu i desperacko próbując szturchnąć młodszego. W tym celu podsuwał się coraz bliżej i bliżej krawędzi łóżka, będąc niemalże o włos od upadku. Jednak to działanie przyniosło ze sobą pożądany efekt.
- Tak - mruknął lekko zirytowany. Blondyn schował szybkim ruchem telefon do kieszeni i spojrzał na Seo niczym przedszkolanka na niesfornego malucha - surowo, ale z dozą rozczulenia oraz delikatnym uśmiechem. - Muszę jutro iść do szkoły - powiedział, pomagając Changbinowi ułożyć się z powrotem w wygodnej pozycji na szpitalnym, śmierdzącym środkami dezynfekującymi łóżku. Jeszcze ta okropna, szorstka, sztywna pościel, która zdawała się gryźć skórę chłopaka, gdy najdzie ją taki kaprys. Uratował go jednak kocyk, który pan Lee zawsze woził w samochodzie, a który Felix postanowił przynieść na salę, aby Changbin nie męczył się z nieprzyjemnym materiałem. Dlatego nakrył jego ciało owym kocem, pilnując, by chłopak został szczelnie przykryty.
- Zostanę tu sam?
- Chłopcy zostają, a gdy tylko będzie to możliwe, przewiozą cię do szpitala w Gyeongju. - Seo ciągle był słaby, choć odrobinę bardziej ruchliwy niż o poranku. Lekarze jednak zadecydowali, że poczekają z transportem chorego, gdyż bano się powikłań po operacyjnych. Brunet musiał więc pokornie czekać.
- Chłopcy też powinni chodzić do szkoły - westchnął, krzywiąc usta.

     Co prawda Chan skończył już szkołę, ale Jisung i Seungmin uparli się, że zostaną w Pohang, dopóki Changbin nie wróci do rodzinnego miasta. Nie chcieli zostawiać przyjaciela samego w nieznanym mu miejscu. A skoro przyjechali tu razem to i razem powrócą. Muszą tylko odrobinę poczekać.

     Felix uśmiechnął się gorzko, podciągając koc na klatkę piersiową Bina. Osobiście chciałby, aby brunet jak najszybciej znalazł się w Gyeongju, by mógł codziennie odwiedzać go po szkole. Siedzieć tu do wieczora, patrzeć jak starszy słodko śpi, śmiać się z niego, gdy nie będzie potrafił pomóc mu w lekcjach, spędzać z nim czas, dopóki godziny wizyt się nie skończą, a gdy Changbin zostanie już wypisany ze szpitala, obowiązkowo spędzą ze sobą cały dzień i noc, aby nadrobić stracony czas.
- Powinieneś się jeszcze zdrzemnąć - powiedział, kładąc mu dłoń na brzuchu i głaskał ostrożnie, by przypadkiem nie dotknąć miejsca, w którym chłopak został postrzelony. BamBam powinien cieszyć się, że nie spotkał Felixa na swojej drodze. Inaczej, blondyn chętnie rozkwasiłby jego twarz na losowej, najbliższej ścianie... a przynajmniej tak mu się wydawało.
- Nie jestem senny. - Changbin zawiercił się, podciągając lekko do góry, by poprawić swoją pozycję. - Szczerze, to chętnie bym wstał.
- Wiesz, że nie możesz... musisz odpoczywać. - Blondyn pokręcił głową. Też wolałby, aby Bin mógł wstać, pochodzić i najlepiej wrócił do domu, by wyczyścić wszystkie brudne boksy w stajni za karę. I zrobi to... Felix musi tylko odrobinkę poczekać.

     Changbin westchnął z rezygnacją. Miał już po dziurki w nosie tego leżenia, a nie pomagała mu myśl, że zostanie tu sam po dwudziestej. Zastanawiał się co u Jinbina. Czy już wie? Czy żyje w słodkiej niewiedzy? Co z rodzicami? Szpital chyba ma obowiązek poinformować ich o "wypadku". Brunet chyba jednak wolał, aby się tu nie pokazywali. Kosztowałoby go to zbyt dużo stresu i nerwów, a to ostatnie, czego mu teraz potrzeba.
- Co w stajni? - Seo zapytał, chcąc pociągnąć jakikolwiek temat. Skoro ma czas tylko do wieczora, powinien nacieszyć się Felixem, jak tylko może. Dlatego poklepał otwartą dłonią w materac, by młodszy wiedział, gdzie ma posadzić swoje odziane w czarne jeansy cztery litery.
- Nic specjalnego - westchnął, usadawiając się tam, gdzie Changbin chciał, aby młodszy usiadł. Zsunął szybkim, zwinnym ruchem trampka ze stopy, by podciągnąć nogę pod brodę i uśmiechnąć się lekko w stronę Bina, który spoglądał na niego zza kurtyny ciemnych rzęs.

     Felix zaczął opowiadać, co działo się przez ten cały czas w stajni. Mówił o Hyunjinie, który spadł z arabskiej siwki, gdy jedno chciało jechać w jedną stronę, a drugie w drugą. Opisał też klacz dość dokładnie, gdyż brunet nie widział jeszcze nowego nabytku pana Lee. Wspomniał o nowym, karym ogierze, który przyjechał dwa dni temu i zostanie, dopóki nie przyjmie jeźdźca. Opowiedział mu o wydarzeniach z nocy, gdy młodszy miał wrażenie, że ktoś go śledzi, a cała sytuacja skończyła się rozmową z Maxem i ukojeniem obu braci. Och i jeszcze pochwalił się zakupem nowego czapraka, gdyż poprzedni został przerzuty przez jednego z łaciatych kucyków. A Changbin leżał i słuchał, zatracając się w ciepłym, głębokim głosie blondyna, który był niczym miód na rany. Nie przeszkadzało mu nawet to, że w pewnym momencie rozmowa zeszła na temat szkoły oraz narzekania na nauczycielkę od francuskiego, która już na dzień dobry zapowiedziała zaliczenie z czasów.

    W międzyczasie Felix kreślił małe kółka na torsie Changbina, ciągle trzymając się jak najdalej rany. Salę szpitalną mieli na wyłączność, dopóki nie znajdzie się drugi nieszczęśnik, który zajmie miejsce obok bruneta. Jednak tak się nie stawało, dlatego Lix pozwolił sobie raz po raz na pogłaskanie swojego chłopaka po policzku, czy na krótkie smyrnięcie go opuszkami palców w nos. Brakowało im bliskości i nawet nie zdawali sobie sprawy jak bardzo.
- Yongbokkie... - Brunet mruknął, nazywając blondyna jego koreańskim imieniem, by odrobinę się z nim podrażnić. I choć Felix zawsze mówił, że nienawidzi, jak starszy go tak woła, tak z czasem zaczynał się przyzwyczajać, a gdy Changbin zdrabniał je, używając słodkiego do porzygu głosiku, gdzieś w głębi serca stwierdzał, że nawet to lubi.
- Słucham Binnie - mruknął, marszcząc brwi.
- Powiem ci coś, ale tylko na ucho. - Na te słowa Felix przewrócił oczami, dobrze wiedząc, co starszy właśnie chce zrobić.
- Jesteśmy tu sami, więc możesz powiedzieć mi to głośno. - Changbin skrzywił się, mrużąc oczy. Miał nadzieję, że młodszy łyknie haczyk, ale najwidoczniej ten trik jest już zużyty. - Jeśli chcesz buzi, to po prostu powiedz.
- W takim razie chcę buzi. - Seo uśmiechnął się triumfalnie, wiedząc, że koala nie odmówi czułości i bliskości, której musi być spragniony tak samo, jak Bin. Jednak Felix zaczesał złotą grzywkę za ucho, wykrzywiając twarz w zamyśleniu i skrzyżował ramiona na piersi.
- Nie zasłużyłeś - mruknął, kręcąc głową, a usta wygiął w demonicznym uśmieszku.
- Co...
- To... - burknął, marszcząc brwi, a w oczach zagościło delikatne poirytowanie. - Najpierw chcesz zerwać, potem wyjeżdżasz i nie ma cię, Bóg wie ile, a potem karzesz mi się martwić, bo dajesz się postrzelić. - Changbin skruszył się na te słowa, zaciskając usta w cienką linię. Wiedział, że spierdolił sprawę po całości, ale obecny stan nie jest jego winą. A miał taką ochotę na tego buziaczka.
- I to niby moja wina? - burknął, a maszyna obok skutecznie rejestrowała przyspieszające bicie serca. - Nie chciałem, aby te wydarzenia miały miejsce, więc nie możesz się dąsać. - Brunet zaczął wyrzucać z ust szybkie słowa, marszcząc brwi, gdy Felix jedynie przewrócił oczami, krzywiąc się na to, w jaką stronę poszła ta rozmowa.

     Ostatecznym zamiarem blondyna nie była kłótnia, jednak Changbin po prostu zasłużył sobie na mini opieprz, nawet jeśli nie powinien się teraz denerwować. Poza tym Lix doskonale wiedział, jak uspokoić irytację bruneta, dlatego podciągnął się do przodu i rozgarnąwszy zasłonę ciemnej grzywki na bok, złożył na czole starszego szybki, motyli pocałunek, który zakorkował Bina.
- Zadowolony? - zapytał, czując drobny wyrzut sumienia, że uległ zachciance starszego. Ponownie usadowił się przy boku Changbina, siadając na zgiętej nodze, a brunet jedynie kiwnął zawstydzony głową, czując, że jego policzki malują się soczystym różem. Minęło trochę czasu, od kiedy młodszy pocałowałby go chociażby subtelnie w czoło. I choć wszystkim wydawałoby się to stosunkowo mało, dla Bina był to ogrom.
- Przeszkodzę wam. -  Na głos dochodzący z wejścia chłopcy podskoczyli w miejscu, zalewając się nagłą falą gorąca, a gdy spojrzeli, kto taki im przeszkadza, poczuli ogromne zażenowanie i wstyd.
- T...tato... - Felix jęknął, patrząc na ojca z kamiennym i beznamiętnym wyrazem twarzy.

[w trakcie poprawek]•I am not• //ChanglixWhere stories live. Discover now