Pewnej nocy Jacen szlochał tak okropnie, że Maylin nawet na sekundę nie była w stanie zmrużyć oka. Nic nie pomagało, nawet ukrycie głowy pod poduszką. Chłopiec płakał i płakał, aż wreszcie, gdy nagle zapadła cisza, Maylin przeraziła się, że Jacenowi coś się stało. Wyszła ze swej sypialni, szybko zbiegając po schodach do salonu. Kiedy tylko pojawiła się w pomieszczeniu, Jacen znów zaczął płakać. Ten nieustający, pełen rozpaczy szloch budził w niej dziwne uczucia. Sprawiał, że pragnęła utulić chłopca w ramionach, ulżyć mu w samotności, jakoś zapewnić, że nie jest sam...

Szybko podeszła do kołyski. Nie miała żadnego doświadczenia z dziećmi, więc bała się wziąć go na ręce, ale niepewnie wyciągnęła dłoń, gładząc go po główce. Czując dotyk jej ciepłej dłoni, Jacen przestał płakać. Drobne rączki zacisnął w piąstki, ale otworzył oczy, spoglądając prosto na nią w ciemności salonu. Przemawiała do niego cicho i delikatnie, i tak się w tym zatraciła, że nawet nie usłyszała, kiedy ktoś stanął przy kołysce obok niej. Ze strachem uniosła głowę dopiero, gdy na jej ramieniu spoczęła męska dłoń. Ben musiał obserwować ją już od dłuższego czasu.

— Chcesz go potrzymać? — spytał cicho.

Maylin spłonęła rumieńcem, ale szybko skinęła głową. Ben delikatnie wyjął syna z kołyski i ułożył w ramionach kobiety, widząc, że ona sama nie chce ryzykować. Nigdy wcześniej nie trzymała niemowlęcia i nie wiedziała, jak powinno się to robić, więc bała się, że mogłaby zrobić mu krzywdę. Twarz Maylin rozświetlił uśmiech, gdy Jacen, utulony w jej ramionach, zaśmiał się, wyciągając rączki w stronę jej twarzy. Jedna z jego piąstek zacisnęła się na kosmyku jej włosów. Jacen nie płakał, ponieważ był głodny, czy ponieważ trzeba było go przewinąć. Płakał, bo jak każda żywa istota, potrzebował choć odrobiny bliskości. Potrzebował czuć, że jest kochany. Podobnie jak jego ojciec. Nie minęło wiele czasu, aż Jacen zasnął utulony w jej ramionach. Z pomocą Bena na powrót ułożyła go w kołysce. Mężczyzna nie spieszył się jednak, aby odejść. Przyznał się, że nie może znieść płaczu syna i co noc schodzi do niego, aby choć na chwilę go przytulić. Robi to po kryjomu, aby o niczym nie dowiedziała się jego matka. Przez moment jeszcze oboje spoglądali na śpiącego chłopca. A gdy wreszcie wyszli z salonu, zrobili to razem. Tamtą noc Maylin spędziła z Benem. Wylądowała w jego sypialni, jak niemal każdej kolejnej nocy. Leia nie była jednak głupia i chyba zdawała sobie sprawę, na co się zanosi. Rankiem, gdy Maylin wymykała się z sypialni Bena, wpadła na C-3PO, a przy śniadaniu Leia niby od niechcenia zauważyła, że w jej domu chyba zalęgły się jakieś gryzonie, bo strasznie hałasowały w nocy... Maylin myślała, że chyba spali się ze wstydu. Jednak te spotkanie z Benem przy kołysce Jacena stały się niemal ich rytuałem. Gdy tylko chłopiec zaczynał płakać w nocy, oboje zjawiali się w salonie. Układali go do snu, a resztę nocy spędzali w swoim towarzystwie. Czasem tylko rozmawiali. Czasem spędzali pełne pasji i namiętności godziny w sypialni Bena, a czasem wymykali się na plażę. Spacerowali w świetle gwiazd, lub kochali się na ciepłym piasku, podczas gdy fale oceanu łagodnie obmywały ich splecione ciała...

Maylin dobrze czuła się w towarzystwie Bena, ale ich romans nie mógł trwać wiecznie. Starała się więc nie angażować. Nie przyzwyczajać do Bena. Ani do jego syna. Po ukończeniu biografii Leii miała przecież wrócić do siebie. A prace nad książką powoli dobiegały końca. Nie mogła przeciągać ich w nieskończoność. Kiedy wreszcie postawiła ostatnią kropkę, jej dalsza obecność w domu Leii przestała mieć jakikolwiek sens. Książka miała być jeszcze poddana redakcji, lecz cały proces bardziej przypominał cenzurę. W biografii księżniczki nie mogły pojawić się żadne niewygodne fakty, czy informacje, które przedstawiałyby Leię inaczej niż jako zbawczynię galaktyki. Okraszoną oczywiście odpowiednią dawką ludzkich cech. Maylin powoli przygotowywała się więc do powrotu do swojego domu. Była już spakowana, gdy Ben zjawił się w jej pokoju. Uświadomiła sobie, że wszedł do niego po raz pierwszy, odkąd się poznali. Miał na sobie to samo ubranie, co wtedy, gdy pierwszego dnia otworzył jej drzwi. Przez moment nic nie mówił. Wbijał wzrok w podłogę, jakby zbierał myśli. Kiedy jednak odważył się odezwać, z jego ust nie padły żadne deklaracje wielkiej miłości, ani wielkie słowa. Gdy ich oczy spotkały się, poprosił ją po prostu, aby została. Mimo to, czuła, że w tym jednym słowie kryło się coś więcej – pragnienie czegoś, czego Ben chyba sam do końca nie potrafił określić. Zaskoczył ją. Nie wiedziała, co odpowiedzieć, co zrobić. Mogła wrócić do swojego pustego mieszkania, lub zostać tam, z Benem i małym Jacenem. Serce zabiło jej mocniej, lecz obawiała się, że jakiej nie podjęłaby decyzji, nie będzie ona dobra. Ale wtedy Ben podszedł do niej, ujął jej twarz w obie dłonie i wycisnął na ustach kobiety gorący pocałunek. Później przytulił ją, a gdy oparła policzek na jego piersi, po raz kolejny poprosił ją, by została. I wtedy Maylin podjęła decyzję. Postanowiła zostać. Choć nadal głęboko w niej pozostała niechęć do dzieci, nie była bez serca. Była normalną kobietą. Pragnęła kochać i być kochaną przez mężczyznę, którego wybrało jej serce. A ponieważ w tym przypadku mężczyzna ten miał dziecko, ono także stało się częścią jej życia.

Star Wars - OdwetDove le storie prendono vita. Scoprilo ora