I

857 54 16
                                    


Maylin wyrwało ze snu głębokie przeświadczenie, że coś jest nie tak. Że coś niebezpiecznego czai się w domu. Otworzyła oczy i usiadła w łóżku, rozglądając się po sypialni. Z trudem zdusiła narastający w piersi krzyk, choć wydawało jej się, że z każdego kąta pomieszczenia pełzną na nią cienie. Był środek nocy. Wszystkie znajome przedmioty nagle wydały jej się dziwnie obce. Wyciągnęła dłoń, macając drugą stronę łóżka. Uspokoiła się nieco dopiero gdy jej palce natrafiły na ramię leżącego obok mężczyzny. Ben, pogrążony w głębokim śnie, pochrapywał obok, więc nie mogło dziać się nic złego. Gdyby groziło im jakiekolwiek niebezpieczeństwo, wyczułby to jako pierwszy. Moc z pewnością podpowiedziałaby mu, że musi się zbudzić i zacząć działać, aby ochronić siebie i swą rodzinę.

Kobieta zauważyła, że firany zawieszone w oknach tańczą dziko, porywane gwałtownymi podmuchami wiatru. Po chwili nocne niebo przeszyła błyskawica, na moment rozświetlając wszystko oślepiającym blaskiem. Zaraz po niej po niebie przetoczył się głośny grzmot. Maylin odetchnęła. A więc to tylko burza... Nie ma się czego bać. Po kilku sekundach nawet firany zakończyły swój szaleńczy taniec, ponieważ okna zamknęły się automatycznie. Maylin na powrót położyła się, wtulając głowę w poduszkę. Przez pewien czas przekręcała się z boku na bok, nie mogąc zasnąć. To niepokojące przeczucie, że coś jest nie tak, nie chciało dać jej spokoju. Przez moment nasłuchiwała, czy nie usłyszy dobiegających z głębi domu hałasów świadczących o tym, że ktoś się włamał, lecz do jej uszu dobiegał wyłącznie dźwięk deszczu dzwoniącego o szyby oraz chrapanie Bena. Wreszcie przytuliła się do męża, pragnąc, aby otuliło ją ciepło jego ciała, a jej serce wypełniło poczucie bezpieczeństwa, jakiego doznawała zawsze, gdy trzymał ją w ramionach. Ben zamruczał sennie i objął ją, przyciskając mocno do swej piersi. Wtulił twarz w jej włosy. Kobieta westchnęła z ulgą. Mocno zacisnęła powieki i, otoczona silnymi ramionami męża, słysząc bicie jego serca, powoli zaczęła zapadać w sen, lecz wtem usłyszała pełen przerażenia i zgrozy krzyk, dobiegający z pokoju na końcu korytarza. Zdrętwiała na moment. Jacen..., przebiegło jej przez myśl. Krzyk rozbrzmiał ponownie, budząc także Bena, który nieco nieprzytomnym wzrokiem wodził po pomieszczeniu.

— Co się stało? — wymamrotał.

— Jacen — odparła szybko.

Czując, jak jej serce wali jak młotem, poderwała się na równe nogi, wybiegając prosto w ciemność korytarza, niepomna na swój wcześniejszy strach. Czuła, że Ben był krok, dwa za nią. Kiedy dotarła do drzwi pokoju dziecinnego, metalowe skrzydła automatycznie rozsunęły się przed nią, wpuszczając ją do środka. W pomieszczeniu panował mrok. Zaczęła macać dłonią ścianę w poszukiwaniu włącznika światła. Gdy palce kobiety natrafiły na przycisk, wdusiła go z całych sił. W pokoju zapłonęło kilka lamp jarzeniowych, oświetlając go ciepłym, żółtym blaskiem. Mijając porozrzucane po podłodze zabawkowe modele statków kosmicznych oraz pluszaki, Maylin ruszyła w stronę łóżka, na którym siedmioletni chłopiec wił się w spazmach strachu, szlochając przeraźliwie. Przysiadła na skraju posłania. Otuliła chłopca ramionami, przycisnąwszy go mocno do swej piersi.

— Jacen, już dobrze, nie bój się — mówiła, czule gładząc dłonią jego brązowe włoski, zaledwie o jeden odcień jaśniejsze od włosów jego ojca.

Jacen powoli ocknął się, spoglądając na nią ogromnymi, orzechowymi oczami, w których lśniło przerażenie. Przez moment nie był w stanie wykrztusić nawet słowa. Maylin przytuliła go mocniej, pragnąc zapewnić chłopca, że jest już bezpieczny. W jej ramionach nic mu nie grozi. Ale Jacen znów wybuchnął szlochem, zarzuciwszy rączki na jej szyję. Zaczęła go leciutko kołysać, ale nawet to nie pomagało. Jacen był przerażony, a ona zdawała sobie sprawę, dlaczego. Znów miał koszmary. Trzymała chłopca w ramionach aż do momentu gdy, wymęczony łkaniem, zasnął na jej rękach. Nie śmiała się jednak poruszyć, aby go nie zbudzić. Wreszcie Ben, który do tej pory tylko przyglądał im się z ramionami skrzyżowanymi na piersi, położył dłoń na ramieniu żony, ściskając je lekko. Maylin westchnęła cicho i sięgnęła ku jego dłoni. Ich palce splotły się.

Star Wars - OdwetWhere stories live. Discover now