Rozdział 14

33 6 2
                                    

Muzycy zatrzymali się kończąc grać ostatnie nuty utworu, a my skończyliśmy tańczyć wraz z nimi.

Przez mój umysł przetaczała się masa pytań na które chciała bym uzyskać odpowiedź, ale nie były w tym momencie ważne. Odrzuciłam je w kont oczyszczając umysł.

Pary na około nas ukłoniły się dziękując za taniec, a pozostali ludzie zaczęli klaskać. Poszłam w ich ślady, puszczając dłoń chłopaka i chwytając delikatnie suknie ukłoniłam się, a on zdziwiony z początku moim zachowaniem pochylił się lekko do przodu. Gdy oboje już się wyprostowaliśmy uśmiechnęłam się do niego. Uchyliłam już usta chcąc coś powiedzieć, ale w tle zauważyłam mężczyznę z żółtą maską. Patrzył się na mnie wymownie dając mi do przypomnienia o naszym dzisiejszym celu. Opuściłam lekko głowę, tak, że grzywa ukrywała w cieniu moje oczy.

-Miło cię widzieć. - Powiedziałam na tyle cicho by usłyszał to rudzielec, ale nikt więcej.

Wyminęłam go i przedzierając się przez tłum bogato ubranych dostojników i obserwujących mnie z zniesmaczeniem dam, dotarłam do obrzeży pomieszczenia. Słyszałam, że ktoś idzie za mną, ale nie miałam potrzeby spojrzeć za siebie. Przede mną znajdowała ściana pozakrywana wielkimi i ciężkimi bordowymi zasłonami, za którymi ukryte były wielkie szklane okna i drzwi. Otwierając je wyszłam na jeden z zamkowych balkonów. Podeszłam wolnym krokiem do rzeźbionej kamiennej balustrady. Oparłam na niej swojej dłonie i westchnęłam głęboko, zaciągając się orzeźwiającym nocnym powietrzem.
W zaskakującej ciszy dało się słyszeć cykanie koników polnych, ciche otwieranie szklanych drzwi, lekkie kroki i stuknięcie zamykanych drzwi.

- Nagisa, co się dzieje? - Odwróciłam się powoli w stronę chłopaka, którego złote oczy bacznie obserwowały moją osobę. Stał zaledwie parę kroków ode mnie z kieliszkiem jakiegoś trunku w dłoni.

Wyrwałam mu pospiesznie kieliszek i całą jego zawartość zamaszystym ruchem wylałam przez barierkę, odstawiając puste naczynie na płaskiej powierzchni murku. Książę spojrzał się na mnie zdziwiony, ale o nic nie pytał. Westchnęłam cierpiętniczo.

- Wytłumaczę ci wszystko pokrótce. -Zdjęłam z twarzy niewygodną maskę. - Jestem płatnym zabójcą, a ty jesteś moim celem. - Wskazałam na niego trzymaną w dłoni maską.

Złotooki na początku wydawał się lekko zdziwiony, gdy wspomniałam o swoim aktualnym zawodzie, ale i tak przyjął to lepiej niż myślałam.

- Nie jesteś przestraszony czy chociażby zaskoczony?

- Spodziewałem się, że wujek w końcu kogoś najmie. - Wzruszył obojętnie ramionami.

- Co? - Teraz to raczej ja byłam tą bardziej zdziwioną osobą z naszej dwójki.

- To długa historia. - Machnął ręką, dając znać bym nie pytała o nic więcej.

- Nie martw się, mamy bardzo dużo czasu. - Nie dałam mu spokoju. Złapałam go za ramię i przyciągnęłam bliżej barierki.

- Śmiem w to powątpiewać, ale w porządku. Opowiem ci pokrótce. -Westchnął - Na tronie wcześniej zasiadał mój ojciec. Więc oczywistym jest, że koronę po nim powinienem przejąć ja. Wyjątkowo ze względu na mój młody wiek tymczasowo krajem zarządza mój wujek przybierając tytuł króla. W momencie kiedy osiągnę pełnoletność automatycznie korona przejdzie w moje ręce. - Zrobił tutaj krótką pauzę. - Z tego co zauważyłem wujkowi za bardzo spodobało się siedzenie na tronie, więc chce się mnie pozbyć.

Mój umysł zaskakująco szybko przetrawił wszystkie nowe dane, tworząc od razu masę pytań. Niestety nie było mi dane zadać ani jednego.

- Nagisa, brawo! - Usłyszałam z boku znajomy głos i ciche klaskanie. - Wykonałaś świetnie swoją część roboty, teraz czas bym ja wykonał swoją.

W cieniu pod jednym z filarów stojących przy ścianie stał Koro-sensei z tą maską uśmiechniętej żółtej ośmiornicy. W tym momencie ten uśmiech wydawał się przerażający, niczym potwora z jakiegoś horroru. Zrobił krok w stronę rudzielca. Automatycznie stanęłam przed Karmą oddzielając go od mistrza.
Czarnowłosy zatrzymał się z metr przede mną i przesunął maskę na czubek głowy, obdarzając mnie zdziwionym spojrzeniem.

- Nie pozwolę. - Hardo spojrzałam prosto w oczy Koro-senseia, rozkładając ręce na bok. - To mój przyjaciel.

- Przyjaciel powiadasz. - Udał zamyślenie, podkreślając je tak charakterystycznym gestem dla tego stanu, przyłożył dłoń do brody. - I co my teraz poczniemy?

Rudzielec stanął przede mną, mimo moich protestów, odcinając mnie całkowicie od mistrza.

- Mogę  zapłacić ci dwa razy więcej, niż zaoferował ci mój drogi wujek. - Pewny siebie i z powagą wymalowaną na twarzy stał dumnie wyprostowany naprzeciw człowieka, który w każdym momencie mógł odebrać mu życie.

- Ciekawa propozycja. - Brunet udał, że rozważa propozycję księcia. - Zgoda. - Z szerokim uśmiechem wyciągnął rękę w stronę rozmówcy, w celu zawarcia umowy. Złotooki z poważną miną uścisnął dłoń uśmiechniętego zabójcy. - Miło się robi z tobą interesy.

- Jak podasz mi kwotę, wyślę jutro do ciebie sługę z pieniędzmi. - Karma z nadal poważną miną puścił jego dłoń.

- Nagisa ją jaśnie wysokości poda, a teraz za wybaczeniem zostawię was samych. - Ukłonił się lekko i przechodząc przez szklane drzwi opuścił taras z powrotem nakładając na twarz maskę uśmiechniętej zmutowanej ośmiornicy.

Wraz z jego odejściem zapanowała przenikliwa cisza, w której słychać było tylko cykanie świerszczy i nasze oddechy. Księżyc oświetlał wszystko, nie zasłaniany przez żadne chmury. 

Dopiero teraz, gdy sytuacja się uspokoiła do moich oczu dotarło piękno dzisiejszego wieczora.

Odwróciłam się na pięcie, a suknia zaszeleściła akompaniując ten ruch. Stałam na wprost barierek za którymi lśnił w blasku księżyca przepiękny ogród z małym stawem po środku, w którego tafli odbijał się księżyc tworząc swą kopię. Ów widok, aż zapierał dech w piersiach. Można rzec, że uzależniał swym pięknem, nie pozwalając oderwać od siebie wzroku. 

- Moja mama stworzyła ten ogród. - Rudowłosy stanął obok mnie, również spoglądając w stronę ogrodu i pochłaniając wzrokiem jego wspaniałość. 

- Musiała być wspaniałą kobietą. - Stwierdziłam nadal nie odrywając wzrok od widoku.

Przez krótką chwilę panowała między nami cisza, ale nie była jakaś niezręczna, a skądże, napawaliśmy się samą swoją obecnością. 

- Mam wiele pytań. - Karma postanowił jednak przerwać ciszę. Zdjął maskę i odkładając ją na kamienną balustradę odwrócił się w moją stronę, a ja poszłam w jego ślady. Staliśmy teraz twarzą w twarz, naprzeciw siebie, spoglądając sobie w oczy. 

- Ja też mam wiele, ale ... - Przerwałam na chwilę wypowiedź by dobrać odpowiednio słowa. - mamy przed sobą jeszcze wiele czasu.

- Prawda. - Złotooki pokonał dzielącą nas odległość i delikatnie położył dłonie na moich policzkach unosząc moją głowę lekko do góry. Nie zadowolona z tego gestu, zmusiłam go do zabrania dłoni, samej zarzucając mu ręce na kark. Położył delikatnie dłonie na mojej talii i przybliżył znacząco nasze twarze, tak że nasze usta dzieliły milimetry.- Tęskniłem. - Wyszeptał prosto w moje usta. 

- Ja również. - Wyszeptałam tylko tyle i przyciągnęłam rudzielca do siebie złączając nasze usta w pocałunku.




~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Po długiej przerwie przybywam z rozdziałem.

Powiem szczerze w ogóle mi, jako autorce się nie podoba, ale nadal żywię nadzieję, że wam się spodoba. 

Kolejny rozdział raczej za szybko nie ujrzy światła dziennego, bo tworzę inne, własne opowiadanie i raczej na tam to mam więcej pomysłów, niźli na to ...

Ale spokojna głowa, na pewno będą kolejne rozdziały :)

Tak swoją drogą zastanawiam się, jak potoczyć akcję tejże historii ...


You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Sep 26, 2018 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Błękitna różaWhere stories live. Discover now