Rozdział 7

32 5 8
                                    

Księżyc ukryty za płynącymi chmurami wisiał na  nieboskłonie informując wszystkich go obserwujących o zbliżającej się północy. Wszyscy  byli zmęczeni wydarzeniami dnia minionego. Sen w takim momencie był jak dar od Boga, którym obdarował wszystkich, ale skorzystać z niego teraz mogli tylko wybrani. W tymczasowym obozie wybrańcami okazali się żołnierze, którzy korzystając z daru, spali oparci o drzewa lub na posłaniach przy gasnących po woli ogniskach.  Kobiety i dzieci pogodzone ze swoim niewolniczym losem, również spały tuląc się do siebie na niewygodnych deskach wozów w poszukiwania ciepła i pocieszenia. Pechowcy, niosąc na barkach swoje życie, jak i innych nie mogli zmrużyć dzisiejszej nocy oka, a przynajmniej do czasu swojej zmiany. Pechowcami tymi byli strażnicy pilnujący jeńców, jak i ci patrolujący okolice obozu. Do nieszczęśników tych nie należeli tylko wojownicy. Dzisiejszej nocy do tego grona należały jeszcze dwie kobiety, walczące o swoje życie na wolności. Młoda dziewczyna o błękitnych, niczym bezchmurne niebo za dnia, włosach kryjąca się pod maską chłopaka i  kobieta o włosach granatowych, jak niebo nad nimi. 

Co chwilę usłyszeć można było cichy szmer liści lub dźwięk łamanych gałązek. Oznaczać to mogło, że albo żołnierze patrolujący okolicę nie próżnowali bądź jakieś dzikie zwierzęta wyszły na nocne polowanie. Obie opcje nie były sprzyjające dla kobiet, gdyż obie oznaczyły niebezpieczeństwo.

Rozejrzałam się ostrożnie po okolicy. Nikt nie może wiedzieć, że jeszcze nie śpię. Oparta o deski wozu z lekko pochyloną głową obserwowałam strażników. Widok śpiących osób i panująca cisza sprawiały, że moje powieki mimowolnie opadały mi, zachęcając mnie do oddania się w ramiona Morfeusza. Niestety nie mogę tego uczynić. Musimy uciec. I właśnie ta myśl za każdym razem przywracała mi tymczasową trzeźwość umysłu. Ponownie rozejrzałam się ukradkiem po okolicy. Nie tylko mnie ogarniała senność. Nawet dorosły i doświadczony wojownik byłby wykończony po całodniowym marszu, nie licząc opadającego poziomu adrenaliny we krwi. 

Przyszli niewolnicy, sługusy, dziwki i nie wiadomo co jeszcze przebywali na dwóch wozach, których pilnowało trzech strażników. Na początku było ich ośmiu, ale pięciu nie wytrzymało i poszli spać i nie zapowiadało się raczej by miał ich ktoś na razie zastąpić. Na nasze szczęście pozostali stróże wyglądali, jak by mieli za chwilę paść twarzą na trawę i odejść do krainy pięknych snów  i marzeń.

Zerknęłam na siedzącą niedaleko kobietę o włosach granatowych jak dzisiejsze pochmurne niebo. Mimo swojego wieku i lekkich worków pod oczami wyglądała młodo, jakby dopiero niedawno skończyła dwadzieścia parę lat. Włosy miała zebrane w luźnego koka z którego uciekło parę pasemek. Dodatkowo wieku odejmował jej strój,  w którym na co dzień chodziła. Biała obcisła lekko  koszula podkreślała jej obfite piersi, a duży dekolt jednocześnie odsłaniał wyraziście zarysowane obojczyki i szczupłą szyję na której wisiał srebrny wisiorek z małym również srebrnym medalionem. Jej talię usztywniał brązowy gorset wiązany na plecach. Zaczynał się on tuż pod piersiami kończył na biodrach. Długa ciemno brązowa spódnica sięgająca normalnie do ziemi zakrywała jej teraz nogi. 

Również spojrzała w moją stronę i gdy nasze spojrzenia się spotkały posłała mi delikatny uśmiech, który miał na celu dodać  mi odwagi podnieść na duchu, ale sprawił tylko, że jeszcze bardziej się zestresowałam. Odwróciłam wzrok. Przymknęłam oczy i skupiłam się na nasłuchiwaniu. Próbowałam wychwycić jakieś oznaki aktywności kogoś lub też czegoś grasującego w lesie. Nie wiem ile tak siedziałam. Od dłuższego czasu nie mogłam wychwycić żadnych dźwięków, pomijając oczywiście szum wiatru i szelest liści oraz ciche chrapanie pogrążonych we śnie ludzi.

W końcu do moich uszu doszedł cichy szmer. Odwróciłam delikatnie głowę w jego stronę i ujrzałam, jak kolejny żołnierz przegrał zaciekłą bitwę z Piaskowym Ludkiem osuwając się na trawę obok wozu. 

Przeniosłam spojrzenie na kobietę, którą zwę matką. Jej spojrzenie było pewne i zdeterminowane. Szczękę miała mocno zaciśniętą ze stresu i lęku, a na jej szczupłej szyj odznaczyły się napięte mięśnie. Lekko kiwnęła głową. 

Zamarłam. W tym momencie również i mnie opanował lęk, ale obie wiedziałyśmy dokładnie, że musimy to zrobić, jeśli nadal chcemy żyć wolne. 

To był znak do działania.




~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Umm, tak ... Prawdę mówiąc pogubiłam się w tym co chciałam napisać ... Wymyślając to opowiadanie miałam zupełnie inny pomysł, ale go zapomniałam ... a więc wyszło coś takiego ...

Rozdział jak zwykle krótki, ale nie martwcie się, niedługo jak tylko ustalę co chcę napisać rozdziały powinny być dłuższe ...

A teraz bardzo ważne pytanie do was:

Wolicie bardziej czy mniej krwawą historię? Od waszych głosów zależą losy bohaterów, jak i ich życia ... 

Mam kilka pomysłów jak kontynuować to opowiadanie, ale nie wiem którą opcję wybrać ... T_T

Błękitna różaWhere stories live. Discover now