Rozdział 52 (41)

4.3K 386 74
                                    


Egzekucja.

Właśnie to czekało tego drania Vane'a. I nie chodziło wcale o coś pompatycznego, widowiskowego. Brutalna śmierć. Sean nie oczekiwał niczego mniej w drodze na ratunek Cassie. Na tym etapie, w jakim się znajdowali, łącząca ich dusze zażyłość była prawdziwie partnerska. A każdy wilk wskakiwał w ogień, kiedy ktoś mu blokował dostępu do ukochanej osoby. Tak więc widok oczu Rileya ciskającego gromy, gdy ten zobaczył ją okaleczoną na stole, wcale go nie zdziwił, a wręcz potwierdził jego przypuszczenia.

Wystarczyło mu kilka sekund, by rozeznać się w sytuacji i dojść do własnych wniosków. Podczas gdy Riley usiłował utrzymać swoją dziewczynę na nogach i po wnikliwym sprawdzeniu poziomu obrażeń, zakrył jej ciało swoją koszulką, pierwszym co spostrzegł Sean to facet skulony w kącie. Nieprzytomny i związany. I jeżeli był zdolny do tego, aby torturować kobietę, a następnie samemu się zakneblować, chciałby wziąć u niego lekcję.

Więc to nie on... a przynajmniej, nie on odpowiada za całość.

Idąc tym tropem, powąchał powietrze. Zapach krwi wypełniał jego nozdrza, a także ludzi, którzy się tutaj znajdowali. Złapał w tym jeszcze jedną, specyficzną woń mordercy i natychmiast rzucił się w pogoń, podążając za gryzącą barwą.

W kilkunastu krokach wydostał się na zewnątrz, ze zwierzęcym pomrukiem, ścigając pechowego uciekiniera.

Sean uśmiechnął się szeroko. Miał ten dziwny zwyczaj robienia tego nawet w sytuacjach, w których ten rodzaj reakcji był całkowicie niestosowny. Ale taki po prostu był. Co tu dużo gadać, niepoprawny optymista.

Paul Cartner wyrzucił z siedzenia kierowcy śliczną i całkowicie nieprzytomną blondynkę. Jej nieruchome ciało uderzyło o ziemię, co wzbudziło w nim kontrolowaną przypływ złość.

Sean chwycił w ostatniej chwili faceta za włosy i szarpnął wystarczająco mocno, by posłać go na łopatki. Zdziwiony jego siłą, wkrótce zamarł. Sean wyciągnął błyskawicznie broń, celując w gościa, zasługującego na najwyższy wymiar kary. Wsunął połowę ciała do auta, po omacku sięgając do kluczy i chowając je do kieszeni.

Wtedy pozwolił sobie na oderwanie wzroku od Paula, żeby dokonać oceny.

Dziewczyna żyła, z tego, co mógł zobaczyć, ale najwyraźniej dostała coś mocnego, co pozbawiło ją przytomności na dłużej. Nie wyczuwał krwi.

— No, proszę, proszę. — Przybrał ganiący ton. — Nie ładnie tak traktować kobiety.

— To nie jest tak, jak myślisz.

Jasne. Nagle, opanowała go chęć przestraszenia go. A ponieważ znany był z folgowania swoim pragnieniom, pozwolił, by z gardła wydostało się coś więcej niż zwykłe warknięcie. Obnażył ostre, wilcze zęby w szerokim uśmiechu, co jak przewidział, spowodowało, że mężczyzna zerwał się na nogi, odskakując w tył jak poparzony.

Drapieżniki zawsze wyczuwały, kiedy natykały się na coś w ich opinii o wiele niebezpieczniejszego od nich.

— Nieźle sobie nagrabiłeś. Prawdopodobnie nie masz zielonego pojęcia, co cię za moment czeka.

Kiedy Paul uniósł do góry pięści... Cóż, nie powtrzymał śmiechu. Parsknął głośno, lecz musiał mu oddać, że facet trzymał nerwy na wodzy. Tylko co mu po tym, jeśli zaraz skona w najgorszych męczarniach. Nie, żeby mu współczuł.

— Och stary. Wierz mi, jakkolwiek chciałbym ci skopać tyłek, ten zaszczyt przypadnie Rileyowi.

Sylwetka mężczyzny nie zdradzała obawy. Uznał z pewnością, że te zęby i warknięcia były wytworem wyobraźni. Ludzie zawsze starali się wszystko racjonalizować.

Wilczy Azyl (DO KOREKTY...)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz