Rozdział 7

8K 769 76
                                    

ILOŚĆ ROZDZIAŁÓW PLANOWANYCH NA DZIŚ : 2

NUMER : 1/2





Po wiadomościach, którymi tam beztrosko Sara ją zasypała, nie potrafiła wykrztusić z siebie żadnego słowa. Nawet gdyby chciała — a nie chciała — to zwyczajnie w świecie nie mogła. W jej umyśle, niczym echo powtarzały się usłyszane słowa : Riley jest jego bratem... bratem... bratem.

Pół butelki tequili, paczka żelków, wiśnie w czekoladzie i puchar lodów później, zwróciło jej zdolność werbalizacji.

— Ale — zaczęła rozpaczliwie broniąc się, nie całkiem wiedząc przed czym. Prawdą?— Ja go pocałowałam.

— Zrobiłaś to — potwierdziła z uśmiechem — Przyssałaś się do jego warg jak pijawka i zrobiłaś mu to.

Cassie spojrzała na nią z naganą w oczach — Ujęłaś to w taki sposób jakbym go zgwałciła — czknęła, po czym dodała obrażona — I wcale się nie przyssałam.

— Zasadniczo, nie spytałaś go o zgodę tylko go napadłaś. Można więc to zaliczyć jako gwałt. I przyssałaś się.

— Boże — jęknęła — Co on sobie o mnie pomyśli?

— A co ma myśleć facet? Proszę cię! Laska podeszła i pocałowała go. Koniec tematu.

Sięgnęła po butelkę, by nalać do kieliszka sobie i przyjaciółce.

— To wszystko twoja wina — burknęła wymierzając w nią palec — Gdybyś się nie zaręczyła — zamyśliła się i potrząsnęła przecząco głową, co wywołało głupkowaty śmiech Sary — Cofam to. Gdybyś mnie nie upiła na festiwalu, ta sytuacja by się nie zdarzyła.

Wzięła łyk i położyła się na dywanie.

— Wiesz coś w ogóle na temat tego człowieka?

— Z tego co wiem, to jest jakimś rodzajem żołnierza.

— Jakimś rodzajem — powtórzyła głucho, marszcząc niezrozumiale czoło — Jakimś rodzajem! To ty nie wiesz tego na pewno?

— Muszę iść — wypaliła, starając się okiełznać fałdy sukni i wstała lekko chwiejąc się — Narzeczony na mnie czeka.

— Oczywiście. Uciekaj, skoro tylko to potrafisz.

— Nie sprowokujesz mnie Cassie — pogroziła palcem — Mam dziś mega seksowną bieliznę i byłam na woskowaniu. Zamierzam dopaść mojego męża.

— Technicznie rzecz biorąc, nie jest jeszcze twoim mężem — odparła wesoło.

— Za to praktycznie ci złoję skórę, jeśli za pięć minut nie będziesz w łóżku.

Nie mając zbyt wielkiego wyboru pożegnała się z Sarą i zaczęła ogarniać syf, który narobiły, a potem doprowadziła się do porządku, na koniec udając się do łóżka.





Następnego dnia zawitała do niej niedziela, a to oznaczało, że cudowny weekend zmierzał nieodwracalnie ku końcowi, co jednoznaczne wiązało się z powrotem do Dallas. Zdaniem Cassie, te kilka dni zakończyło się zdecydowanie za szybko, ale nic nie mogła na to poradzić. W poniedziałek musiała pójść do pracy, koniec końców ściągnąć awizo przyczepione magnesem do lodówki, i dotrzeć na pocztę, by odebrać przesyłkę. Głównie jednak jej myśli krążyły wokół czterech 'dorosłych' mężczyzn, którzy czekali na nią, aby ich nakarmiła. Podejrzewała bowiem, że przez ten krótki czas pewnie zdążyli zjeść już wszystko co im naszykowała przed wyjazdem a teraz prawdopodobnie jedli odgrzewane świństwa lub głodowali.

Wilczy Azyl (DO KOREKTY...)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz