Rozdział 50 (39)

4.2K 376 81
                                    


Cassie nie potrafiła znaleźć w sobie odwagi. Punktu zaczepienia, w jakim mogłaby powziąć jakąkolwiek decyzję. Ułożyć plan. Wszystko się sypało, myśli uciekały spłoszone, rozprzestrzeniając się szybciej niż najgorszy wirus. Strach paraliżował każdą komórkę w jej ciele, doprowadzając do zupełnej pustki, jaka opanowywała stłamszony umysł. Wrzucona do bagażnika przesuwała się z boku na bok, w zdrętwiałych rękach związanych za plecami już dawno przestała prawidłową krążyć krew, a zraniona głowa boleśnie obijała się o jakiś metalowy przedmiot.

Prześladowała ją wizja lin, krwi i niebezpiecznych narzędzi, służących do tortur. Nie miała bowiem żadnych wątpliwości, że te właśnie ją czekały. Riley wyraźnie dał jej do zrozumienia, z czym się zmagały ofiary mordercy, który zaczajał się na nią od kilku miesięcy.

A teraz dopadł ją. Co więcej, wciągnął w to Venessę. Gdzie ona właściwie była? Czy w ogóle żyła? Nie zdążyła nawet sprawdzić, co z nią się stało, kiedy znalazła nieprzytomną kobietę na przednim siedzeniu pasażera. Zdziwiło ją to, ale zaraz potem, jak przez mgłę pamiętała osuwanie się na przyjaciółkę, ciche przekleństwo, ponieważ nie straciła całkowicie przytomności, a potem okropny, tępy ból głowy. Potem ledwie była świadoma, że jej ciało unosiło się, a następnie zostaje wrzucone w ciasne miejsce.

Na ułamek sekundy udało jej się uchylić powieki, by móc zobaczyć twarz tamtego. Odkrycie, że za tym wszystkim stał Vane, wstrząsnęło nią gruntownie. Do ostatniego momentu bowiem wierzyła, że jest niewinny. Dałaby sobie rękę uciąć... i to tyle w kwestii zaufania.

Jak mogła się tak pomylić? — Stawiała sobie pytania pozostawione bez odpowiedzi. — Jak on mógł nabrać wszystkich?

Rozpaczliwie próbowała to zrozumieć. Szukała jakichkolwiek oznak szaleństwa, zgłębiała każdą rozmowę, każde jego spojrzenie i gest.

Dlaczego? Dlaczego on to jej robił? Co nim powodowało?

Z gardła Cassie wydobył się jęk, gdy wjechali prawdopodobnie w jakąś dziurę i przedmioty w bagażniku zaczęły wpadać na nią, jedno po drugim.

Spokojnie. Riley ją odnajdzie. Znajdzie sposób.




***




Sean przeczuwał, że wydarzyło się coś niedobrego. Służył pod swoim liderem dłużej, niż trwał jakikolwiek jego związek z kimkolwiek, więc doskonale rozpoznawał subtelne sygnały. A dziś, właśnie teraz, z jakiegoś powodu Riley był zdenerwowany, kiedy odebrał telefon od Victora Stevensa. Nigdy przedtem nie widział go tak zaciętym.

— Sprawdź lokalizację Cassie — rzucił do niego, nie przerywając połączenia. W jego oczach błysnął mord.

Bez słowa uruchomił laptopa, namierzając sygnał pochodzący z nadajnika umieszczonego w naszyjniku Cassie.

— Przemieściła się godzinę temu.

Odwrócił laptopa tak, aby Riley mógł zobaczyć poruszający się po mapie punkt.

— Nie Victor, zostaw to mnie. Jadę tam za swoją drużyną i nie ręczę, czy tobie nie stanie się krzywda... Nic jej nie zrobię! — warknął na koniec.

— Co się stało?

— Cassie zniknęła z pracy w porze lunchu. Koleżanka zauważyła nieobecność i zadzwoniła na komórkę, ale miała wyłączoną. Zadzwonili na stacjonarny, żeby sprawdzić, czy nie wróciła do domu. Nie było jej tam, natomiast był Victor, który z kolei zadzwonił do mnie — Urwał, zwilżając wargi. W jego oczach błysnęła pewność. Prawdopodobnie to porwanie.

Wilczy Azyl (DO KOREKTY...)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz