Rozdział 36 ( 25 )

7K 754 202
                                    


:)





Cassie naprawdę cieszyła się, że liczba gości weselnych nie przekraczała stu osób. Lubiła zabawę, a także ludzi, jednak w ograniczonych jednostkach, ponieważ perspektywa szerszego grona była zbyt przytłaczająca. Nawet w okresie studiów wolała mniejsze, znane jej grupy niż poznawać jednego dnia rzeszę ludzi, których imion nie zdołałaby zapamiętać. A tu, wśród zaproszonych na uroczystość znała niemal każdego, bo miały z Sarą wspólnych znajomych.

Sama panna młoda wyglądała natomiast olśniewająco w ceremonialnej sukni, lecz na czas wesela przebrała się w coś luźniejszego i zwiewniejszego. Krótką — oczywiście białą — sukienkę, której gorset wyszywany był drobnymi kryształami, a smukłą talię, którą w ostatnich miesiącach molestowała, podkreślono satynowym, równie białym paseczkiem z kokardką. Dzięki wszytej halce kreacja układała się niezwykle pięknie i Cassie stwierdziła, że prezentowałaby się bardzo skromnie, gdyby nie była krótka do kolan. Ale to w jakimś stopniu pasowało do charakteru Sary, której nikt by nie oskarżył o brak śmiałości.

Ginger, brązowowłosa agentka nieruchomości i dobra koleżanka ze studiów, uniosła brwi, kiedy kąciki ust Cassie powędrowały do góry, a jej ciało podniosło się z krzesła, żeby wygłosić toast. Chociaż miała przygotowanych kilka, pod wpływem chwili zdecydowała się powiedzieć coś prosto z serca. Targały nią rozmaite emocje, a w głównej mierze zmieszanie spowodowane tym, co powiedział jej Riley.

Wbiła sobie paznokieć w udo, żeby odegnać obraz sierści znikającej na ciele Jareda, a także głos mężczyzny, wygłaszający niestworzone rzeczy, jak i te piękne słowa zapewniające o uczuciu, poruszające serce, a także wywołujące panikę. Ponownie skupiła się na parze młodej, przypominając sobie, że była tam nie dla siebie, lecz dla przyjaciółki. Jared i Sara zasługiwali na to. Ich miłość była czymś niezaprzeczalnym i namacalnym, więc starała się zawrzeć wszystko to, o czym pomyślała w kilku prostych zdaniach.

Wkrótce tłum biesiadników ucichł, gdy z jej ust popłynęły ciepłe słowa, które miała nadzieję, zostaną zapamiętane na długo.

—... I poważnie... Nigdy nie znałam tak upartych ludzi. Naprawdę! Jedne pary wyjeżdżają na wakacje, na wspólne imprezy, robią rzeczy, które zbliżają ich do siebie, ale oni — Zrobiła pauzę i wskazała przyjaciół z przekornym uśmiechem — Oni się kłócą, żeby się zbliżyć.

Po sali rozniosły się ciche śmiechy.

—... Tak. Uwielbiają to. Pamiętam, jak jeszcze dwa miesiące temu prowadzili cichą wojnę, ale żadne nie chciało przełamać milczenia. Przez chwilę nie było wiadomo, czy się zejdą ponownie, ale proszę bardzo... Stoją tutaj razem silniejsi w miłości i dojrzalsi. Bez żadnych tajemnic, wspierający się i ufający sobie nawzajem. Gdy jedno z nich słabnie, drugie rośnie w siłę, żeby wesprzeć. Zazdroszczę im tego, bo są dla siebie wsparciem w każdej sytuacji. Są równi sobie i chyba nigdy nie widziałam pary tak zgranej, jak oni. — Podniosła kieliszek do góry — Dlatego wznoszę toast za Sarę i Jareda, życząc im wielu kłótni, by ten ogień w was nigdy nie zgasł, tej samej ilości godzenia się, dzięki którym będziecie uświadamiać sobie, co macie i życzę spokojnych dni, abyście wywoływali zazdrość w samotnikach, tęskniących za miłością taką jak wasza. Wasze zdrowie!

Kiedy minęły oklaski, brzdęk uderzanych kieliszków rozniósł się niedługo po tym. Cassie skrzyżowała oczy z Rileyem, który wyglądał zabójczo w eleganckim smokingu, a który zresztą sama mu wybierała. Usiadła, milcząc, gdy Vane pochylił się do niej, żeby coś powiedzieć. Nie słuchała go niestety, wciąż czując na sobie granatowe spojrzenie.

Wilczy Azyl (DO KOREKTY...)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz