Rozdział 17

7.5K 775 53
                                    


W poniedziałek rano, Cassie, zapakowała się do autokaru w kierunku Dallas. Jared i Sara zawieźli ją na przystanek i pożegnali prędko, ponieważ spieszyli się od pracy. To miał być ich ostatni wspólny weekend w najbliższym czasie. Cassie musiała oszczędzać, teraz kiedy została pozbawiona środków do utrzymania. Planowała zacząć rozglądnąć się za czymś konkretnym, gdy wróci. Miała wprawdzie na oku pewną firmę, która zaczęła okres rekrutacyjny, ale chciała pogrzebać w kilku ofertach, nim się zdecyduje na coś.

Z takim nastawieniem usiadła w najbardziej oddalonym od drzwi miejscu, ponieważ wszystkie siedzenia z przodu były okupowane w większości przez starsze panie z wielkimi torbami wypchanymi po brzegi. Ostatnie wolne miejsce oddała pewnej kobiecie w zaawansowanym wieku. Facet, który siedział obok, nie pofatygował się, by pomóc biedaczce więc Cassie sama ruszyła w zamian i odeszła na tyły. Cham, pomyślała, opadając zdegustowana na siedzenie.

Otarła wilgotne czoło i zapatrzyła się przez okno. Zaczynały się upalne dni, więc jazda w pozbawionym klimatyzacji autokarze, była męcząca, a otwierające się drzwi na postojach, wywoływało w niej tęskne westchnienie. Byłyby orzeźwiającym punktem podróży, gdyby miała taką możliwość bycia blisko nich, tymczasem już po dziesięciu minutach jazdy w zatłoczonym, brzydko pachnącym wnętrzu miała dość, szczególnie że przysiadł się do niej jakiś spocony mężczyzna w średnim wieku i torturował rozmową na temat spadającego poparcia Donalda Trumpa. Naprawdę nie chciała słuchać o niekorzystnych wynikach republikanina. Nie mieszała się w politykę, w przeciwieństwie do jej średniego brata George'a, który potrafił każdą dyskusję, sprowadzić do polemiki na temat organizacji w kraju lub czymś równie nudnym.

Wyciągnęła telefon z kieszeni, szamocząc się nerwowo. Mężczyzna się nie zamykał, a ona miała wielką chęć, by posłuchać muzyki na swoich nowych słuchawkach, ale nie chciała być niemiła. Dlatego spoczywające na dnie jej torby kabelki, musiały przeleżeć tam, dopóki będzie miała okazję.

Niestety. Wysiadał w tym samym miejscu co ona...




***




Tom Foster. Mężczyzna. Lat trzydzieści dwa. Singiel, zamieszkały w dzielnicy, którą wszyscy nazywali 'dzielnicą bogaczy'. Lubił przepych i zdecydowanie miał skłonności, do otaczania się drogimi rzeczami. Pozer — stwierdził Riley oglądając kolekcję figurek afrykańskich, dziwną rzeźbę francuskiego artysty oraz obrazy, które były wywieszone niemal na każdym centymetrze mdlących, brzoskwiniowych ścian.

Z niesmakiem pokręcił głową i wolnym krokiem ruszył do sypialni. Zamierzał ostrożnie się rozejrzeć, a wiedział, że mężczyzna zawsze wracał z pracy od razu do domu, więc miał jeszcze dużo czasu na to.

Przetrząsnął pokój, ale po wielu minutach nie odkrył nic podejrzanego, więc postanowił sprawdzić inne pomieszczenia. Wpierw jednak chciał zbadać biuro. Może tam coś mu wpadnie w ręce...




***




Obserwował ją od kilku ładnych minut, jak niemal każdego dnia od dwóch tygodni. Nie chciał jednak teraz przerywać jej myśli. Siedziała zgarbiona na ławce przed budynkiem, który niedawno opuściła. Wiedział, że tego dnia miała przesłuchanie. Po jej minie wywnioskował, że rozmowa nie poszła dobrze, więc dał jej chwilę, aby pozbierała się w sobie, zanim pozwolił jej się dostrzec.

Wilczy Azyl (DO KOREKTY...)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz