Rozdział 51 (40)

4.2K 423 99
                                    


Patrzył na leżące nieprzytomnie ciało partnera bez złości, bądź odrobiny smutku, jakie powinien odczuwać w tej chwili. Jedynie żal, że coś się skończyło. Przewidział taki obrót zdarzeń. Przewidział, że prędzej czy później to się stanie, nie mając co do tego wątpliwości, zwłaszcza przy tak zróżnicowanych wypaczonych usposobieniach, jakie posiadali. Podczas gdy jego samego cechowały wykalkulowane działania i wyrachowanie, Vena ryzykanctwo, co stanowiło przeciwwagę do niemal nieokiełznanej przez nikogo gwałtownej natury, z którą tylko on mógł sobie poradzić. Ich współpraca trwała kilkanaście lat, podczas których uważnie go analizował. Znał każdą jego słabość. Z łatwością odczytywał jego reakcje. 

A jednak, dziś go czymś zaskoczył. Nie posłuchał, czekając potulnie, aż da mu znak. Tym samym zniszczył między nimi harmonię, ład, który dla każdego duetu musiał być niezachwiany. Inaczej to nie miało sensu. Inaczej wszystko się sypało. A to on ustalał zasady, nie Vane.

Wszystko zniszczone. Fakt, że od tego momentu to, co znał, do czego przywykł, miało ulec zmianie, powodowało w nim na krótko pustkę. Vane bowiem wypełniał dziurę, dopełniał fantazję, ponieważ sam nie potrafił wykonać jednej rzeczy, którą tamten czynił z radością. Nie potrafił zgwałcić. To po prostu go nie kręciło. Uważał, że ten czyn był zarezerwowany dla kogoś innego, podczas gdy sam odnajdywał zaspokojeniem na wyższym, bardziej duchowym poziomie.

Nie mógł mu tego wybaczyć, ale dobrze się złożyło. Jak zwykle Vane był nieostrożny, ale nie na tyle, by go wkopać. Skoro telefon Venessy został usunięty z drogi, jak i Cassie, a kamery nie zarejestrowały, gdzie dokładnie skierował się przechwycony Sedan, ten cały żołnierzyk i jego napakowani przyjaciele mogli krążyć naprawdę długo, zanim dotrą do tego miejsca. Pewnie na pierwszy odstrzał sprawdzą dom jego byłego partnera. Potem będą sprawdzać miejscówkę Toma Fostera, jako że właśnie tam odnaleziono miesiące temu szczątki kobiet. Ale to była ślepa droga. Te dziewczyny były wynikiem nieudolności Vane, z którymi on nie miał nic wspólnego. Pomógł mu jedynie z umieszczeniem zwłok tam, gdzie mogły się szybko rozłożyć i nikt by ich nie powiązał z Vanem.

Jak teraz patrzył na to z dystansu, facet już od dłuższego czasu stanowił prawdziwy wrzód na jego tyłku, lecz to ignorował, póki wykonywał ulegle polecenia. Trzymał go przy sobie nie tylko przez wzgląd na zdolność do bezlitosnego podporządkowania sobie kobiety, ale również z przyzwyczajenia i własnej wygody. Może też z sentymentu, ponieważ dawno temu połączyła ich szczególna więź, jaka może tylko łączyć dwóch zbrodniarzy, z podobną przeszłością i tym samym pociągiem do zadawania cierpienia innym.

Miał wtedy nie więcej niż dziewięć, czy dziesięć lat, wciąż tkwiąc w systemie, kiedy poznał młodszego o cztery lata chłopca, zjawiającego się w progu domu. Marnego, wychudzonego i o wiele za małego do tej wielkiej głowy, jaką posiadał. Nędza najgorszego gatunku, której on z kolei nigdy nie zaznał. No więc ten maluch bardzo szybko stał się oczkiem w głowie tych świętoszkowatych opiekunek. Jak on sam, który widział śmierć swojej matki z rąk faceta, jego domniemanego ojca. Bo najwidoczniej jabłko w tym wypadku nie upadło daleko od jabłoni. W każdym razie ten rodzaj traumy zawsze wzbudzał litość, co umiejętnie wykorzystywał. Był sprytny i niezwykle rozwinięty umysłowo, dając mu przewagę nad rówieśnikami, którzy omijali go szerokim łukiem, wiedząc, że nic dobrego by nie wyszło z uczynienia z jego życia koszmaru. Zazdrościli mu zwyczajnie tego, że wszystko uchodziło mu płazem.

Natomiast Vane... on był inny. Niepewny przykurcz, w dodatku niemal niemowa, często stawał się popychadłem dla starszych dzieciaków z ich „domu". Został zabrany od swoich patologicznych rodziców i umieszczony w nim do czasu, aż ktoś zdecyduje się go wziąć pod swoje skrzydła. Wyglądał na ten rodzaj dzieciaka, nad jakim zwykle roztaczano nadmierną opiekę w przypadku dorosłych. Zawiść u dzieciaków złaknionych uwagi. Bardzo prędko więc się stał celem przepychanek i dowcipów, niekiedy poważny zatargów. Nigdy nie wołał o pomoc ani się nie skarżył.

Wilczy Azyl (DO KOREKTY...)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz