Rozdział 10

8.5K 921 126
                                    

Życzę miłej lektury!




Boże, pomyślała z euforią Cassie. Ten facet kłócił się niewiarygodnie z wizerunkiem, w który uwierzyła widząc go pierwszy raz. On jest uroczo aspołeczny. Podejrzewała również, że sam nie był całkiem świadomy tego, że jego słowa były najsłodszą przeklętą rzeczą jaką słyszała, jeżeli to co mówił wcześniej o irytacji do rozmów, było tak silnie zakorzenione w nim, jak twierdził.

Powoli zaczynała go coraz bardziej rozumieć. Mówił prawdę, nie siląc się na typowe zagrywki podrywaczy, z jakimi miała na co dzień do czynienia. Nie lubił ludzkiego jazgotu, ale podobał mu się jej głos. Nieświadomy niczego dalej skupiał się na drodze, jakby właśnie powiedział, że ziemia ma kształt elipsy.

Co za facet. Porusza czyjeś serce, a potem żyje sobie z czymś takim niewinnie nieświadom, że wstrząsnął czyimś światem. Co z kolei nasunęło jej pytanie, ile kobiet zdawało sobie sprawę z jego ukrytego uroku i czy naprawdę nie zauważał, jak jego słowa mocno działają na nie? W każdym razie działało na nią.

Miała nadzieję, że nie dostrzegł rumieńców na twarzy. Pewnie i tak by nie wiedział dlaczego się pojawiły, bo taki właśnie był. Nie uważała go za głupka, ale jego brak zdolności towarzyskich był ożywczy. Trochę jak niezdarny miś. Nie był ani subtelny czy szarmanckim, mimo to powodował, że nie potrafiła się opanować.

— Zamilkłaś — burknął patrząc na nią ukradkiem.

Cassie zagryzła wargę i po chwili zaczęła.

— Cóż. Nie wiem za bardzo co mam powiedzieć w tej sytuacji.

Odchrząknął.

— Powiedziałem coś nie tak?

— Nie — zapewniła żarliwie — Zamyśliłam się odrobinę. Sara wspominała, że nie mieszkasz w Forth Worth.

Skinął głową nieznacznie.

— W Denton.

— Kiedy się wyprowadziłeś tam?

Wtedy Riley zaczął opowiadać jak to w wieku osiemnastu lat chciał wstąpić do wojska, a jego ojciec był temu przeciwny i kazał mu się wynosić. Dupek, pomyślała, ale zdziwiło ją to, że Riley nie mówił z urazą o tym. Tak jakby to było całkiem normalne, że rodzice wyrzucają własne dzieci z domów. W głowie jej się nie mieściło.

Podczas gdy Cassie obrzucała nieprzyjaznymi epitetami pana Stevena Davenporta, Riley zagłębiał się w opowieści. Natychmiast spostrzegła, że mówił o totalnym odludziu. Nie zdziwiło ją to, że wybrał sobie takie miejsce, aby żyć. Ujęła ją natomiast tęsknota kiedy mówił o tym, że wyczekiwał urlopu, aby się zrelaksować tymczasem wszystko potoczyło się niezgodnie z jego planami.

Co sprowadzało się do tego, że facet lubił porządek w swoim życiu. Charakter mężczyzny, coraz bardziej zarysowywał się w jej umyśle.

— Więc nie masz sąsiadów.

— Nie, a przynajmniej nie takich, którzy wyskakują z domu, aby spytać czy posiadam cukier. Nawet gdyby tak było, nie zapukaliby.

— Może, gdybyś nie warczał tak przy każdym wypowiedzianym słowie, gdy ktoś cię o coś pyta, to nie byłby problem.

— Nie warczę.

— Warczysz.

Odchrząknął.

Wilczy Azyl (DO KOREKTY...)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz