13|Never Enough|

400 30 16
                                    

To było wręcz nierealne. Kolejny tydzień minął mi bardzo szybko, ale za to w jaki sposób. Nigdy w życiu nie czułem się jeszcze tak szczęśliwy i tak swobodnie. Wszystko było idealne. Każda sekunda ostatniego czasu, była niesamowita, nawet jeśli nie robiłem wtedy nic specjalnego. Czułem się tak bezpiecznie, nie bałem się ani trochę o to, co będzie za kilka dni, po prostu cieszyłem się tym, co było. Miałem przy sobie Harry'ego. Wciąż niedowierzałem, jak szybko się to wszystko miedzy nami potoczyło. Można by to nazwać taką błyskawiczną miłością, jak często opisane są w książkach, taka która rodzi się w błyskawicznym tempie, ale potem umiera równie szybko. Różnica była jednak taka, że oboje wiedzieliśmy bardzo dobrze, że ta miłość nie zniknie tak szybko, być może nawet nie zniknie nigdy. Życie z Harrym było nieprzewidywalne, czasami szalone, ale jedocześnie takie delikatne. Nie żałowałem ani jednej minuty spędzonej z nim. Byłem zakochany, tak cholernie mocno i głęboko zakochany, że naprawdę momentami mnie samego to przerastało. Patrzyłem na niego i zwyczajnie zaczynałem się uśmiechać jak wariat. Miałem tak ogromne szczęście, czasami wydawało mi się, że to naprawdę jest jakiś sen, a ja naprawdę nie chciałem się nigdy obudzić.

Po tym zabieganym trochę tygodniu przygotowań, dzisiaj Harry miał otworzyć po raz pierwszy swoją kwiaciarnie. Przez ostatnie sześć dni zrobiliśmy wszystko, żeby nagłośnić jej otwarcie jak się tylko dało, w czym bardzo pomogła nam Lottie. Biegała po mieście rozdając pojedyncze kwiatki każdemu na ulicy z doczepionymi karteczkami informacyjnymi, rozwieszała wszędzie śmieszne ulotki i polecała znajomym; oboje byliśmy jej bardzo wdzięczni. Ale Gemma też nam bardzo pomogła. Rozmawialiśmy z nią przez Skype'a i to ona właśnie wpadła na pomysł rozdawania kwiatów; jednocześnie cieszyłem się, że w końcu mogłem ją poznać.

Wszystko, jak nam się zdawało, dopięte już było na ostatni guzik; okna były pięknie umyte, kwiaty równo poustawiane w wazonach i doniczkach, kasa przygotowana do użytku, a w kącie za ladą stał popielaty fotel dla mnie, żebym mógł przez cały czas pisać i obserwować jak radzi sobie mój chłopak. Chociaż Harry troszeczkę się denerwował, wiedziałem, że wszystko wyjdzie idealnie, miał smykałkę do kwiatów i do kontaktów z ludźmi. Poza tym cały czas miałem zamiar go wspierać, a wiedziałem, że dla niego wiele to znaczyło.

Podszedłem do niego i odsunąłem jego trzęsące się dłonie od guzika w białej, zwiewnej koszuli, którego nie mógł zapiąć. Zrobiłem to za niego, a potem stanąłem na jego stopach i uniosłem się na palcach, aby być na jego poziomie wzroku. Jednym palcem zakreśliłem delikatnie kształt jego warg i uśmiechnąłem się pogodnie, chcąc dodać mu otuchy.

-  Nie denerwuj się, przecież będę tam dla ciebie - powiedziałem uspokajająco i w miejsce opuszka ułożyłem swoje usta. - Już czas schodzić - oznajmiłem i jeszcze na krótką chwilę objąłem go w pasie, żeby po chwili się odsunąć i pociągnąć go za rękę w stronę wyjścia z mieszkania.

Zeszliśmy po schodach zabierając po drodze mojego laptopa i przeszliśmy przez klatkę schodową do kwiaciarni. Stanąłem przy ladzie opierając się o jej blat i uśmiechałem się cały czas delikatnie. On też się uśmiechnął, to był dla niego wielki dzień. Podszedł do drzwi i je otworzył, po czym przekręcił tabliczkę z napisem zamknięte na otwarte. Westchnął głęboko, pomału się uspokajając. Poprawił koszule wsuniętą w spodnie i przeczesał dłonią włosy, a ja jedynie patrzyłem i czułem jak rozpala mnie widok jego srebrnych sygnetów wplątanych w jego bujne loki i przygryziona warga. Odgoniłem pożądanie, narastające we mnie z każdą sekundą, bo teraz ewidentnie nie była na to pora. Musnąłem jeszcze raz jego policzek i poczułem jak jego dłoń ląduje na moim pośladku i ściska go krótko przez spodnie.

- Panie Styles, jest pan w pracy! - udałem oburzonego i skradłem mu całusa zanim się od niego odsunąłem na dobre. - A teraz przestań się denerwować i ciesz się, jestem tu cały czas przy tobie, kochanie - dodałem, na co się zarumienił delikatnie i zmarszczył nos.

Regain Inspiration || LarryDonde viven las historias. Descúbrelo ahora