11|Half a Heart|

351 36 29
                                    

Minęła dwudziesta pierwsza. Minęła dwudziesta druga, a pózniej kolejne piętnaście minut. Odchodziłem od zmysłów. Zacząłem mowić sam do siebie. Ręce mi się trzęsły i nie byłem w stanie nawet dobrze chwycić telefonu do ręki. Czekałem na niego już od conajmniej półtorej godziny, a jego ciągle nigdzie nie było. Dzwoniłem już z milion razy i wysłałem jeszcze raz tyle wiadomości. W odpowiedzi dostawałem jedynie ciszę. Przeszedłem się wokół Londynu, myśląc, że może wybrał się na spacer po koncercie nie chcąc od razu ze mną rozmawiać, ale nigdzie go nie było. Dzwoniłem do Nialla, Zayna i Liama, którzy się zmartwili prawie tak jak ja i obiecali rownież do niego dzwonić i go szukać w mieście. Byłem im niezmiernie wdzięczny, szczególnie Niallowi, który co chwilę pisał mi, żebym się uspokoił i że Harry zaraz się znajdzie, co być może nawet odrobinkę pomagało, ale tylko troszeczkę. Byłem kompletnie spanikowany. Zostawiłem w domu przy wejściu kartkę, że gdyby wrócił, to ma do mnie od razu zadzwonić, a ja sam robiłem kolejne kółko wokół Londynu.

W końcu zmarnowany, sfrustrowany i ledwo powstrzymujący łzy, doszedłem do domu mojej mamy, gdzie otworzyła mi uśmiechnięta Lottie. Kiedy zobaczyła moją minę, od razu krzyknęła do Fizz, żeby zabrała bliźniaczki do pokoju, a następnie wciągnęła mnie za rękę do salonu.

- Louis, Louis co się stało? - zapytała zmartwiona mama, która siedziała obok Daniela na kanapie.

- H-harry...

Głos całkowicie utkwił mi w gardle, które ściskało mi się boleśnie. Ciężko mi się oddychało i co chwilę dostawałem ataków spazmów. Miałem na sobie jego bluzę, której zapach jedynie jeszcze bardziej przypominał mi o tym, że go tu nie ma i że nie wiem gdzie jest.

- Oddychaj, Louis musisz nam powiedzieć, co się dzieje z Harrym - powiedział spokojnie Daniel, więc wziąłem się w garść.

- Nie wiem, nie ma go, powinien być przed dziewiątą, a wciąż go nie ma. Dzwoniłem, pisałem, szukałem go nawet po całym Londynie, z resztą nasi przyjaciele nadal to robią, ale go nigdzie nie ma - głos łamał mi się co trzecie słowo. Tak ciężko było mi to powiedzieć, wbijałem paznokcie w wewnętrzne stronie dłoni, starając się wyładować frustracje.

- Okej, okej, gdzie widzieliście się ostatnio, kiedy wyszedł i dokąd - wtrąciła mama, wiem, że też zaczynała się denerwować.

Byłem im wdzięczny, że teraz nie zaczynają mnie wypytywać, dlaczego aż tak się nim przejmuje, ani o żadne szczegóły, bo z moich wypowiedzi, chyba mogli wywnioskować już, że to zdecydowanie nie jest tylko mój przyjaciel.

- O-o dwunastej jakoś, pokłóciliśmy się, bo paparazzi zaczęli się mną interesować i mnie ścigać po Anglii i ja-a powiedziałem, że nie mogę się z nim teraz pokazać w mieście, więc o-on się zdenerwował na mnie i powiedział, że w takim razie sam jedzie na koncert, na który kupiłem nam bilety z okazji jego urodzin ostatnio i jak wyszedł tak nie mam od niego żadnych wieści. Chyba wyciszył telefon.. - wyrzuciłem wszystko z siebie na jednym wdechu i ledwo powstrzymywałem reakcje nerwowe mojego organizmu, takie jak na przykład zaczęcie krzyczeć aż nie stracę głosu.

- Co? Czekaj.. Louis, o jakim koncercie mówisz? - wtrąciła zaniepokojona Lottie.

- Zespołu The 1975, w Birmingham.

- O jezu.. - pisnęła i złapała się za włosy. - M-mamo.. Pokaż mu - widziałem narastający strach w jej oczach, chciałem nią potrząsnąć, żeby powiedziała mi co ma na myśli, zaczynałem jeszcze bardziej panikować.

- O czym wy..?

Nie skończyłem, bo widziałem jak mama sięga po pilota i trzęsącą się ręką włącza telewizor. Zaczął lecieć kanał z wiadomościami, a ja wlepiłem wzrok w ekran. Widziałem młodą dziennikarkę z mikrofonem, karetkę i.. zawalony budynek.

Regain Inspiration || LarryWhere stories live. Discover now