2|Don't Forget Where You Belong|

552 44 9
                                    

Zameldowałem się jeszcze poprzedniego dnia w pobliskim hotelu, w centrum Londynu, znajdującym się niedaleko London Eye i zaledwie kilka kilometrów od mojego domu rodzinnego. Położyłem się spać dosyć wcześnie, będąc wyczerpanym podróżą. Nigdy nie lubiłem sypiać w pokojach hotelowych, nie mogłem zasnąć, a pózniej ciągle coś mnie budziło, jednak tej nocy spało mi się wyjątkowo dobrze. Wstałem bardzo późno, bo kiedy po przebudzeniu się spojrzałem na budzik, było trochę po dwunastej. Nie miałem w zwyczaju tak późnego wstawania, ba nigdy w życiu chyba nie wstałem tak późno, jednak podróż i zmiana czasu naprawdę wyjątkowo mnie wyczerpały.

Zwlokłem się leniwie z łóżka i w pierwszej chwili zacząłem szukać swojej walizki, dopiero po chwili przypomniawszy sobie, że odpoczywa sobie ona teraz przecież w Tokio. Pieprzone lotniska. Otworzyłem swój niewielki bagaż podręczny i wyrzuciłem wszystko, co w nim miałem na fotel. Wziąłem z kupki ubrań należących do Harry'ego Stylesa pierwsze lepsze rzeczy i przebrałem się w nie w łazience, uprzednio biorąc krótki prysznic i szorując dokładnie zęby. Przyjrzałem się swojemu odbiciu w lustrze i miałem ochotę aż się zaśmiać na cały głos widząc to, jak tragicznie wyglądałem.

Naprawdę bardzo mocno za długie dżinsy niedość, że miałem podwinięte na kilka razy do kostek, to zasuwały mi się jeszcze co chwilę z bioder, pomimo paska, który miałem mocno ściśnięty w pasie. Błękitna koszulka chociaż była w miarę dobra mi na szerokość, to sięgała mi do połowy uda i wygladała jakbym nosił ją po starszym bracie, który w dodatku był koszykarzem. Jeszcze jedynie bluza Harry'ego jakoś w miarę sensownie na mnie wygladała, chociaż ciągle była na mnie przydużawa. Westchnąłem powstrzymując parsknięcie i wsunąłem buty, które były jedyną częścią garderoby należącą do mnie. Zagarnąłem jeszcze torbę na ramię, w której zostawiłem tylko najbardziej potrzebne rzeczy i laptopa, po czym wyszedłem z hotelu, mając nadzieję, że nie spotkam nagle przypadkiem jakiegoś projektanta, który akurat znałby mnie przez znajomosci Eleanor i mógłby z satysfakcją wyśmiać moi strój. Chociaż jakby pomysleć to można by chyba uznać, że teraz wyglądam na takiego roztargnionego pisarza, brakuje mi tylko sterty notesów z wystającymi, luźnymi kartkami z każdej strony i niechlujnie zawiązanego szalika.

Zatrzymałem jakąś taksówkę na poboczu, zaraz przy hotelu, po czym usadowiłem się na miejscu pasażera, obok kierowcy. Musiałem chwilę zastanowić się nad adresem, co mnie zmartwiło, bo nie sądziłem, że mógłbym kiedykolwiek zapomnieć nazwę ulicy, czy numer tego domu. Po kilku sekundach podałem jednak taksówkarzowi odpowiedni adres i zacząłem oglądać panoramę Londynu przez boczną szybę.

Po niecałych dziesięciu minutach jazdy zapłaciłem kierowcy i wysiadłem z pojazdu stając twarzą w twarz z miejscem, które kojarzyło mi się najlepiej jak tylko mogłoby się cokolwiek komukolwiek kojarzyć. Był to oczywiście mój dom rodzinny, dom w którym spędziłem jakieś dziewiętnaście lat mojego życia. Miejsce, które nauczyło mnie co to jest prawdziwy dom, gdzie mam go szukać i w kim. I chociaż nigdy po wyprowadzce z niego nie poczułem się już tak bezpiecznie, ani dobrze jak tu, to nigdy nie żałowałem tego, jak potoczyło się moje życie.

Wszedłem przez czarną, metalową furtkę na nieduży, ale bardzo kolorowy ogródek i skierowałem się pod drzwi wejściowe. Zapukałem mocno kilka razy, a na moją twarz już wypłynął mimowolny uśmiech. Wiedziałem, że jest ktoś w domu, ponieważ mama spodziewała się mojej wizyty, poza tym nieczęsto wychodziła z domu od rana, bo zajmowała się moimi młodszymi siostrami. Nie musiałem czekać długo, bo już po chwili drzwi się otworzyły, a w nich stanęła moja młodsza o szesnaście lat siostrzyczka Phoebe.

- Lou! - zapiszczała tym swoim dziecięcym głosikiem i rzuciła się na mnie z uściskiem.

Podniosłem ją i przytuliłem najmocniej jak potrafiłem. Tak bardzo tęskniłem za nią i resztą. Pomimo, że bardzo dobrze żyło mi się w Bostonie, to zawsze ciężko było mi być tak daleko od rodziny. Może nie wyglądam na takiego z zewnątrz jednak jestem totalnie miękki w środku, bardzo sentymentalny i przede wszystkim bardzo przywiązuję się do ludzi. Wiele razy myślałem o przeniesieniu się na stałe do Anglii z powrotem, jednak nie służyłoby to karierze Eleanor ani mojej. Nie mogłem też za często odwiedzać ich w ciągu roku, bo co chwilę zawalony byłem swoimi sprawami dotyczącymi książki, lub pokazami El, która była projektantką, na których nie śmiałbym się nie pokazać.

Regain Inspiration || LarryWhere stories live. Discover now