3|What a feeling|

541 49 26
                                    

Poniedziałek i wtorek były nadzwyczaj męczące. Ślęczałem nad laptopem w pokoju hotelowym czując jak złapało mnie delikatnie przeziębienie, więc nie chcąc się rozchorować zostałem w łożku. Udało mi się nawet jakimś cudem zmęczyć kilka stron, ale nie były zbyt emocjonujące.

Wtorek był jeszcze gorszy, bo jedynie nudziłem się, ciągle krzątając się od knajpki do knajpki i szukając jakiejś nadzwyczajnej inspiracji, która mogłaby spłynąć nagle na mnie nie wiadomo skąd, jednak, jak zapewne wszyscy się domyślają, nie nastąpiło to ani w pierwszej, ani w szóstej restauracji, którą tego dnia odwiedziłem. Tego dnia napisałem może z dwie strony, ale były jeszcze bardziej monotonne niż poprzednie.

W środę było lepiej, znacznie lepiej. Nie padało pierwszy raz od weekendu i wcale zbyt mocno nie wiało, co dało mi możliwość dłuższego przebywania na dworze, bo temperatura okazała się naprawdę znośna. Tak więc znalazłem sobie miejsce na jakiejś ławeczce w centrum Hyde Parku i przesiedziałem na niej pół dnia wdychając soczysty zapach trawy po kilkudniowym deszczu i delikatny zapach kwiatów, które zaczęły rozwijać się gdzieniegdzie już na rozpoczętą niedawno wiosnę. Udało mi się dokończyć czwarty rozdział, z czego byłem bardzo zadowolony i musiałem przyznać, że nawet w miarę mi się on podobał. Nie był oczywiście na miarę innych moich powieść, ale mogłem chyba uznać, że był zadowalający. Resztę tego dnia spędziłem na spacerowaniu i udało mi się też wpaść na chwilę zająć się najmłodszymi siostrami, kiedy mama chciała wyjsć do sklepu, a starsze dziewczyny gdzieś wyszły.

Czwartek wyglądał jak dokładna kopia wtorku z tą różnicą, że ubrany byłem w coś innego. No i różnił się jeszcze tym, że nie napisałem kompletnie nic, ale właściwie jakoś specjalnie się tym wyjątkowo nie przejąłem.

No i nadszedł piątek. Musiałem uprać w hotelowej łazience jedną parę bokserek i koszulkę, bo już nawet te pożyczone ubrania od Harry'ego Stylesa, dziwnego chłopaka z samolotu, mi się skończyły. Z zawodem stwierdzić jednak musiałem, że podziałem gdzieś swoją jedyną koszulkę, więc skończyło się na tym, że wyprać musiałem jedną z tych za dużych od niego. Ubrałem się pospiesznie nie chcąc tracić zbędnego czasu i wyszedłem z hotelu o trochę wcześniejszej porze niż zazwyczaj. Wybiła przed chwilą dziewiąta, a zazwyczaj wychodziłem po dziesiątej.

Odkąd się obudziłem miałem dziwne przeczucie, że dzisiejszy dzień jest jakiś inny niż poprzednie i byłem jakoś tak bardziej pozytywnie nastawiony do wszystkiego.  Ruszyłem powolnym spacerem z hotelu i zdecydowałem, że na dzisiejsze śniadanie obiorę punkt, w którym jeszcze nie zawitałem od przyjazdu tutaj. Dojście do niego zajęło mi sporo ponad pół godziny jednak pogoda była jeszcze lepsza niż w środę, więc nie przeszkadzał mi dłuższy spacer, nawet mi to odpowiadało.

Punktem docelowym była niewielka kawiarenka na rogu jakichś mało znanych przecznic. Była zaprojektowana trochę w stylu vintage, w każdym razie było w niej bardzo przytulnie. Odkąd pamietam była to moja ulubiona kawiarnia, zawsze uwielbiałem do niej przychodzić i przesiadywać w niej całymi godzinami. To miedzy innymi tutaj zrodził się pomysł na moją powieść Ciche bicie serca. Tutaj został napisany jej pierwszy rozdział oraz został napisany tutaj jej ostatni rozdział. Tutaj wszystko się zaczęło i miedzy innymi dlatego tak dobrze wspominałem to miejsce. Zastanawiałem się przez większą część drogi dlaczego wcześniej nie wpadłem na pomysł odwiedzenia tego miejsca, skoro mogło mi przynieść jakąś wenę.

Przeszedłem więc przez szklane drzwi i usłyszałem jak brzdąkniecie dzwoneczka powieszonego przy drzwiach obwieszcza wszystkim moje wejście do środka. Pomimo tego, że nie zmarzłem po drodze, w środku było jeszcze cieplej i przyjemniej, za co dziękowałem sobie w duchu. Podążyłem za odgłosem cicho strzykającego drewna pod wpływem ognia i odwróciwszy się zauważyłem stolik dla co prawda dwóch osób, jednak idealnie umiejscowiony w kącie pomieszczenia zaraz przy kominku. Zająłem samotnie miejsce na kanapie pod ścianą i wyłożyłem laptopa od razu na blat stołu. Po chwili podeszła do mnie kelnerka, a ja zamówiłem zieloną herbatę i rogalika z dżemem truskawkowym. Zapytała, czy będzie ktoś jeszcze jednak zaprzeczyłem jedynie kiwnięciem głowy.

Regain Inspiration || LarryWhere stories live. Discover now