Epeisodion XIII

845 115 23
                                    

Wyglądam tak samo, ale nie jest w porządku. Potrzebuję walczyć w obliczu stania się potworem, choć wewnętrznie pożera mnie tylko desperacja.
____________________________

Z dnia na dzień stawało się coraz trudniej. Katsuki przez jedną, krótką chwilę liczył, że skrzydła od tak, po prostu sobie znikną. Mylił się, gdyż w ciągu tygodnia powiększyły się o trzy centymetry. Na razie nie były specjalnie widoczne, ani wyczuwalne pod ubraniem, ale co jeśli nagle staną się większe? Przerażała go ta myśl, ale nie miał zbytnio czasu, żeby się tym zadręczać, bo treningi były ważniejsze.

Yuuri nadal nieświadomy swego rzeczywistego losu pakował walizki. Nieustannie wydzierał się na Viktora, bo ten zostawiał wszystko gdzie popadnie, przed młodszy ciągle się potykał. Zdenerwowany rzucił w niego klapkiem. Oczywiście miękki but uderzył go w głowę, ale dobrze mu tak, niech się nauczy sprzątać, skleroryk jeden.

Piękne kostiumy leżały w bezpiecznych opakowaniach, czekając aż Yuuri w nich zabłyśnie. Nie był pewien, czy Pedro rzeczywiście coś w nich zmienił, ale nie miał nawet ochoty tego sprawdzać. Tak czy inaczej zatańczy najwspanialszą desperację jaką kiedykolwiek świat widział i nikt nie powtórzy jej w choćby podobnej wersji, bo nikt nie poczuje jej aż tak dosadnie. Kolejny Grand Prix niebawem się zacznie. Czas pokazać konkurencji nowego Katsukiego.

¤

Podróż nie była zbyt długa, ani o dziwo męcząca. Już jutrzejszego wieczoru zacznie się ich mordercza walka o zwycięstwo, moment, od którego nie będzie już można zwracać uwagi na słabszych, tylko pozostawić ich z tyłu ze swoimi przereklamowanymi układami o miłości.

Yuuri leżał odprężony na torsie Viktora, pozwalając, by głowa unosiła mu się i opadała wraz z jego spokojnymi oddechami. Nikiforov obejmował go w pasie, co jakiś czas głaszcząc. W apartamencie panowała całkowita cisza, a kochankowie gnietli się na jednoosobowym łóżku, gdyż były zbyt ciężkie, by zsunąć je ze sobą. Ta cudowna chwila wytchnienia otulała ich słodką sennością, której oddawali się we własnych objęciach.

Magiczny moment przerwało nagłe walenie w drzwi, które otworzyły się z hukiem. W progu pojawił się Plisetsky, przewracając oczami na widok zakochanych. Yuuri zacisnął dłonie na bluzce Viktora.

- A ty nie znasz terminu prywatność? - warknął.

- Uspokój się panie trenerze - prychnął z pogardą.

- Trochę jesteś ostatnio nerwowy, Yuuri - szepnął Nikiforov, głaszcząc go za uchem, próbując tym samym uchronić ich od kolejnej kłótni

- Jestem nerwowy, bo zaczęły się zawody - a na moich plecach rosną skrzydła niczym u...

W jednej chwili zdał sobie sprawę o co tak naprawdę chodzi. Zrozumiał, że wszystkie ostatnie wydarzenia łączą się w jedno. Najtragiczniejsze z możliwych.

To wcale nie żaden rak, czy inna śmiertelna choroba... Tylko nieśmiertelna.

Usiadł na łóżku, wbijając wzrok w jakiś nieokreślony punkt i całkiem znieruchomiał.

- A temu co? Płyta się zacięła? - spytał  blondyn.

- Yuuri, coś nie tak? - Viktor objął go lekko, patrząc z dołu w nieobecne oczy.

A Yuuri zdał sobie sprawę, kim tak naprawdę jest. Nigdy nie był człowiekiem. Był demonem. Jak mógł nie połączyć tych faktów wcześniej? Dlaczego był aż tak głupi?!

Return to be Demon 》Victuuri ✔Where stories live. Discover now