Epeisodion XI

951 100 49
                                    

Odpowiedzialny za wszystkich na raz i każdego z osobna.
Oczy przeszklone, świadomość nie dobra.
Jedno wielkie przeświadczenie,
Że szczęście potrwa nieskończenie...
_______________________________

Obudził go nieznajomy dotychczas szum. Otworzył oczy z czystej ciekawości, ale nic przyjemnego go nie spotkało. Jasne światło podrażniło odzwyczajone od niego źrenice. Poczuł ciężar, spoczywający na jego brzuchu. Uniósł się lekko w górę, spostrzegając, że to głowa Viktora, który musiał zasnąć, zmęczony czuwaniem nad chłopakiem.

Yuuri dotknął jego włosów, patrząc na powbijane w skórę igły. Od razu zrobiło mu się od tego niedobrze, nie chciał sobie nawet wyobrażać jak się tam znalazły. Delikatny dotyk zbudził Nikiforova, który od razu podniósł się z niewygodnej pozycji, starając się nie zwracać uwagi na ból pleców.

- Yuu, mój skarbie - szepnął, ściskając jego rękę. - Już myślałem, że się nie obudzisz.

Katsuki spojrzał na niego, jakby zupełnie nieobecny, leżąc wygodnie na miękkiej, niebieskiej poduszce. Nie zdawał sobie nawet sprawy, że nadal ma do niczego już niepotrzebne zatyczki w nosie, a jego oczy otoczone są purpurowymi cieniami.

- A co się tak właściwie stało? - pogładził palcem jego obrączkę.

- Dostałeś krwotoku wczoraj w restauracji, a potem zemdlałeś. Nie pamiętasz tego? - Yuuri przecząco kiwnął głową. - Przecież przebudziłeś się w karetce... Twoje oczy wyglądały... jakby były żywym ogniem...

Katsuki rozchylił usta na to zaskakujące stwierdzenie. Czy to w ogóle możliwe? Może Viktor był po prostu w szoku i coś sobie ubzdurał?

- Możemy wrócić już do domu? - szepnął, czując jak głos grzęźnie mu w gardle.

- Zapytam się lekarza, kiedy dostaniesz wypis... Yuu, dlaczego płaczesz? - spytał z przejęciem, ścierając samotną łzę z jego policzka.

- No bo... Sprawiam ci same problemy. - głośniej wypuścił powietrze, żeby stłumić drżenie swego głosu.

- Przestań tak mówić, to nie twoja wina! Jesteś po prostu wycieńczony, tylko i wyłącznie przez moje zaniedbanie - wziął całą winę na siebie, mimo że nie było to do końca prawdą. Nie mógł przecież kontrolować dwudziesto-pięciolatka bez przerwy.

- Jak ja bym chciał być silniejszy... - załkał cicho. Chodziło mu już nie tylko o psychikę, ale i wytrzymałość, żeby mógł więcej trenować, bez negatywnych skutków takich jak ten.

Już niedługo będziesz... Szepnął tajemniczy głos w jego głowie...

¤


Po kilku dniach Katsuki mógł wrócić do domu, ale pod warunkiem, że będzie odpoczywać conajmniej dwa tygodnie. Było to dla niego strzałem w kolano, bo połowa września pójdzie w długą, co być może zauważy na jego występie, ale tym razem Viktor zamierzał go przypilnować. Zajmował się nim, skakał i zabawiał, nie pozwalając mu ani na moment zatracić się w depresyjnych rozmyślaniach. Japończyk był dla niego nieustannym wyzwaniem i czasem na poważnie wykańczał rezerwy jego energii. Jednak kochał go ponad wszystko na tym świecie i często miał wrażenie, że chłopak nawet stąd nie pochodzi.

Krucha jak lód duszyczka, w tak samo drobnym i delikatnym ciele. Słodki głos, którego kochał słuchać nie ważne czy to w dzień czy w nocy, nie ważne czy śmiał się, czy jęczał. Jeszcze to nieśmiałe spojrzenie wyrazistych oczu... To wszystko było wystarczającym argumentem, by nieustannie o niego walczyć, nawet kosztem własnego zdrowia.

Return to be Demon 》Victuuri ✔Where stories live. Discover now