Epeisodion VII

982 121 15
                                    

Bo rywalicja, to jest chleb powszedni nie dla tych, co chcą wspiąć się na szczyt, a dla tych, którzy nie chcą z tego szczytu schodzić.
_____________________________

Jak trening był owocny i cały dzień nie zostawił po sobie nic do życzenia, tak rano przestało już być tak kolorowo. Przynajmniej dla Yuuriego. Obudził się, przygnieciony przez ciało Viktora i może nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie fakt, że coś uwierało go w plecy, powodując straszliwy dyskomfort. Nie mógł tego wyjąć, dlatego zmuszony był zrzucić z siebie narzeczonego, który przeturlał się na drugi bok. Szczęśliwie miał tak twardy sen, że nawet nie poczuł tego gwałtownego ruchu.

Katsuki zaskoczony stwierdził, że nic pod nim nie leżało. Dlaczego więc tak się poczuł? Momentalnie zbladł, przypominając sobie o dziwnych wypustkach, które odkrył kilka dni temu. Cały w nerwach szybkim krokiem ruszył łazienki, o mało nie wpadając w międzyczasie na Makkachina. Zakluczył się na wszelki wypadek i ściągnął koszulkę, rzucając ją gdzieś za siebie. Gdy podnosił ręce widział swoje żebra w lustrzanym odbiciu. Westchnął cicho i obrócił się do niego plecami. Widok, który tam zastał z jednej strony go zszokował, choć z drugiej czuł, że tak się może stać. Jedno tylko słowo cisnęło mu się na usta.

- Cholera. - Niedojże wypustki wcale nie zniknęły, to jeszcze się powiększyły, a skóra wokół nich była zaczerwieniona w obrębie czterech centymetrów.

Chłopak dotknął jednej z narośli, a serce biło mu mocniej z każdym zmniejszonym dystansem. Pod opuszkami zdawał się wyczuwać metal, jakby ktoś wkręcił mu śruby w plecy. Nie chciało mu się nawet przestraszyć. Wolał pomyśleć, że za bardzo schudł i to łopatki mu się powyginały, nawet jeśli to idiotyczne.

Stanął przy przeciwległej ścianie, sprawdzając jak to wygląda z daleka. No i było tragicznie.

Założył koszulkę zrezygnowany i przygładził ją rękoma, by sprawdzić, czy widać pod nią wypustki. Na szczęście jeszcze nie. Usiadł na podłodze w salonie, starając się zebrać myśli. Po dwóch magicznych słowach okazało się to łatwiejsze - Grand Prix.

Położył czoło na wyprostowanym kolanie, oplatając dłonią nagą stopę. Po chwili zrobił to samo z lewą i odchylił się do tyłu, żeby zrobić mostek. Niewiele brakowało mu do dotknięcia kostek, lecz znając już swoje możliwości, nie zamierzał teraz odpuścić. Kiedy druga dłoń zbliżyła się do celu, poczuł rwący ból w łopatkach, przez co padł na podłogę z głośnym hukiem i zagryzł język, by stłumić jęknięcie.

To było zupełnie co innego, niż wtedy, gdy łyżwa rozcięła mu skórę. Bolało po stokroć bardziej, jakby chciało go rozerwać od środka, nie jak naciągnięte mięśnie, nie jak złamane kości, tylko jak coś nieuchwytnego, próbujące go zabić.

Podniósł się z ziemi i znów zatrzasnął w łazience. Ręce mu drżały i przez chwilę nie mógł złapać oddechu. W ostatnim akcie desperacji chwycił ręcznik i zatkał nim sobie usta, zanim jego gardło rozerwał krzyk. Uderzał wolną pięścią w umywalkę a jego myśli przelewały się niecenzuralnymi wyrażeniami, których na głos chyba nigdy by nie powiedział.

Dopóki nie pojawiły się te dziwne rany, Yuuri nie odczuwał żadnego bólu, a teraz był tak słaby jak każdy zwykły śmiertelnik. Stracił to, co go wyróżniało, był narażony na te same kontuzje co reszta łyżwiarzy. Teraz, kiedy wreszcie zaczęło mu coś w życiu wychodzić?

¤

Minęło kilka dni bez żadnej poprawy, a może i nawet pogorszeniem. Japończyk ćwiczył nowe programy, skupiając się na razie na "obliczu zmiany". Z każdą próbą wychodziło mu coraz lepiej, jedynym problemem było zmienianie tego układu co każdą z nich.

Return to be Demon 》Victuuri ✔Место, где живут истории. Откройте их для себя