14 // *take it slow*

238 32 13
                                    

Salzburg, 27 VI 2012

Kilka tygodni temu wróciłaś do Salzburga. Praca Cię wzywała, zdjęcia same się nie zrobią, rozumiałem i nie trzymałem Cię na siłę, choć wiedzieliśmy, że będziemy za sobą cholernie tęsknić. Od tamtego czasu widzieliśmy się tylko kilkukrotnie ze względu na Twoją pracę i mój powrót do treningów.

Coś dziwnego się z Tobą dzieje. Z każdym spotkaniem jakoś tak smutniałaś, nie miałaś ochoty na czułości. Byłem tym bardzo zaniepokojony, ale nie chciałaś mówić. A przecież mieliśmy nie mieć między sobą tajemnic. Pytałem też Hayboecka, ale nic mówić nie chciał.

Postanawiam zrobić Ci niezapowiedzianą wizytę i jestem w Salzburgu. Parkuję na parkingu nieopodal Twojego mieszkania. Nie wiem czemu, ale jestem zestresowany tą wizytą. Nie powinienem, mimo że bardzo się o Ciebie martwię.

W końcu decyduję się na wyjście z samochodu i leniwie wlokę się do budynku. Główne drzwi niskiego bloku są na szczęście otwarte. Stoję przed Twoim mieszkaniem i długo opieram się, żeby zapukać. Po dwóch minutach stania jak kołek delikatnie stukam palcami w drzwi. Jeden raz. Nic. Drugi raz. Nic. Nie otwierasz, mimo że słyszę głosy dochodzące z wnętrza. W końcu łapię za klamkę i powoli otwieram drzwi.

- Michael, Gregor nie może się dowiedzieć o niczym. - słyszę Twój zdenerwowany głos zza ściany przedsionka.

- Soph, musisz mu powiedzieć. - dociera do mnie głos Twojego przyjaciela.

- Nie mogę się dowiedzieć o..? - pytam podejrzliwie.

- Gregor? Co ty tu robisz? - Twój głos drży. Bardzo drży.

- Ja... Nie mogę. - siadasz na kanapie i kręcisz głową. Hayboeck kładzie Ci rękę na ramieniu, na co ja robię się czerwony z zazdrości i może nawet już złości, mimo że wiem, że jesteście przyjaciółmi. Przygryzasz nerwowo wargę.

- Sophie. Mieliśmy nie mieć przed sobą żadnych tajemnic, prawda? - siadam na fotelu na przeciwko Ciebie.

Patrzysz na mnie i w Twoich oczach widzę jak bardzo nie chcesz mi tego mówić.

- Gregor, ja... - spuszczasz wzrok w podłogę. - Ja byłam w ciąży.

- Schlieri, byle spokojnie. - mówi Michael, kiedy każdy mięsień mojego ciała mocno się napina.

- Byłaś..? - biorę głęboki oddech. - To było moje dziecko?

- Tak, Twoje. Ale... - nie wiem czy chcę słyszeć zakończenie, mimo, że się domyślam. - Usunęłam je. Nie byłam gotowa, jesteśmy zbyt młodzi, żeby wychowywać teraz dzieciaka.

Czuję jak robię się blady na twarzy. Miałem mieć dziecko. Z osobą, którą kocham nad życie. Jesteśmy młodzi, to fakt. Ale dalibyśmy radę. Wiem to. Jestem przekonany, że byśmy temu razem podołali.

- Cholera, Soph. Dlaczego mi nic nie powiedziałaś?! - unoszę głos i wstaję gwałtownie. - A ty, Michael? Wiedziałeś o wszystkim! Jak mogłeś mnie tak okłamać, kiedy pytałem czy wiesz co z Sophie!

- Gregor, proszę! - wstajesz za mną i łapiesz mnie za rękę. Wyrywam ją. Jestem naprawdę wściekły na to, co zrobiłaś. - To było dla mnie za dużo. Najpierw wypadek, a potem to.

Nic nie mówię i idę w stronę drzwi, łapię za klamkę i odwracam się jeszcze na chwilę do Ciebie.

- Dalibyśmy radę, Sophie. Ale jest już za późno. Zniszczyłaś to.

Szybko wychodzę z budynku i wsiadam do mojego pojazdu. Uderzam najpierw ręką, a potem kilkukrotnie walę czołem w kierownicę. Nie czuję kiedy zaczynam płakać. Nie czuję nic... Nawet nie wiem co powinienem w tym momencie czuć.

Wracam pod osłoną nocy do Insbrucku i wiem, że na pewno nie będę mógł zasnąć.





mimo, że tak troszkę było mi smutno, gdy pisałam ten rozdział, to go bardzo lubię

a jak Wam się podoba? xx

🔒daisies, chocolate & cigarettes // G. SchlierenzauerDonde viven las historias. Descúbrelo ahora