11 // *demon on the loose*

259 32 8
                                    

Innsbruck, 23.04.2012

Po siedmiu tygodniach od wypadku w końcu wychodzisz ze szpitala. Wraz z Twoimi rodzicami zadecydowaliśmy, że na czas Twojego pełnego powrotu do zdrowia nie wrócisz do Salzburga. W tym stanie zdrowia nie dałabyś sobie rady. Jako że Twoi rodzice wyjeżdżają często w delegacje, zaproponowałem żebyś na ten czas wprowadziła się do mnie. Wiedzieliśmy, że to szybko, jak na nasz niezbyt długi związek, ale wydaje mi się że to jedyne sensowne rozwiązanie. Ucieszyłaś się na tę propozycję.

- Jeśli czegoś będziecie potrzebować, dzwońcie. - mówi Twój tata.

- Tato, damy sobie radę. Jesteśmy dorośli. - zapewniasz go przez otwartą szybę samochodu.

- Dbaj o nią. - grozi mi palcem Twoja mama, a potem zaczyna się śmiać.

- Będę dbał jak o największy skarb świata. - kładę rękę na piersi.

Zamykasz okno i kiwasz rodzicom na pożegnanie.

- Jedźmy już, nie mogę już patrzeć na to miejsce. - mówisz, a ja odpalam silnik.

***************

- Dziękuję Ci, że zaproponowałeś mi tę opcję. - kładziesz mi brodę na ramieniu, kiedy siedzimy razem na kanapie w moim salonie. To znaczy, na ten moment naszym salonie.

- Czuję się trochę za to wszystko odpowiedzialny. - spuszczam wzrok na podłogę, a Ty kładziesz mi rękę na kolano.

- Proszę, nie wracajmy do tej sytuacji. - Wolałbym żebyś nie pamiętała naszej kłótni sprzed wypadku. - Nie chcę się z Tobą kłócić.

Patrzę Ci w oczy, po czym całujesz mnie w policzek. Oh, jak ja za Tobą tęskniłem. Odgarniam Ci blond kosmyki z twarzy i lustruję Twoją twarz. Szara po wielu tygodniach spędzonych w szpitalu, lecz to co ją rozpromienia to jak zwykle błękitna głębia Twoich oczu i ta iskierka w nich kiedy się do mnie uśmiechasz.

Świadomość, że jesteś już w domu, sprawia że moje serce wypełnia ciepło.

**************

Budzę się w środku nocy. Sprawdzam na telefonie godzinę, lecz światło wyświetlacza mnie oślepia. Dopiero po chwili dostrzegam na ekranie - 3:32. Patrzę na Twoją stronę łóżka i zdaję sobie sprawę, że Ciebie nie ma. Czyżbyś była tylko snem? Nie...

Przez uchylone drzwi dociera do mnie szloch. Gwałtownie wstaję z łóżka, żeby sprawdzić co się stało.

Siedzisz na kanapie w salonie. Głowę masz opartą na podciągniętym pod samą brodę kolanie. Dopiero kiedy obejmuję Cię ramieniem, odwracasz głowę w moją stronę.

- Sophie, co się stało? - pytam wycierając łzę z Twojego policzka.

- Miałam koszmar. - podciągasz nosem. - Śniło mi się, że zostałam sama. Całkiem sama. Że wokół mnie nic nie było. Nicość.

- Ćśśś. - obejmuję Cię szczelniej ramionami. - Jestem tutaj. Byłem i zawsze będę.

dopisek z dnia 17 X 2012: Szkoda, że wtedy jeszcze nie wiedziałem co nadejdzie potem...














strasznie nie podoba mi się ten rozdział, pisałam go chyba z 4 dni... uznajmy go za przejściowy

jeszcze nie wiem jak rozwiążę rozdziały pomiędzy tym co teraz jest a końcem, który powstał w głowie zanim wcześniejsze rozdziały :')

nie bijcie mnie za ten rozdział, jest na prawdę niefajny, następne będą lepsze, postaram się x

Edit!!! Nowa okładeczka by moja współlokatorka Alicja C. ❤️  dajcie znać jak wam się podoba ta nowa okładka 🙈

🔒daisies, chocolate & cigarettes // G. SchlierenzauerTahanan ng mga kuwento. Tumuklas ngayon