26 |ciągłość|

1.7K 153 2
                                    

Lola Kinney

Ben jest zdziwiony, gdy rozgląda się po naszym mieszkaniu. Nie zamknęłam drzwi od sypialni, więc wodzi bałagan, który tam jest, a na kanapie..

O Boże.

Mój stanik.

– Okej, jestem zaskoczony – siada na kanapie, nie zauważając tej części bielizny, oczywiście dopóki ona na niego nie spada.

Kurczaczki.

Ups.

Ben patrzy przerażony, gdy zabieram to z jego kolan.

– Wybacz, Luke jest tym, który sprząta.

To prawda.

Jestem bałaganiarą.

To takie dziwne.

Luke jest taki dziwny.

Moja gwiazda, która sprząta i gotuje. Chyba wygrałem najwyższą nagrodę.

Czasem naprawdę czuję się nie wystarczająco dobra.

Nigdy o tym nie mówię, nawet Lukowi, ale trudno będzie być wystarczającym w tym świecie.

– Ja też gotuję – mówi Ben – Mogę cię nauczyć, a potem powiesz mu, że to ty dla niego ugotowałaś.

– Nie mogłabym cię tak wykorzystać – mówię – Wystarczy, że będziesz spał na tej kanapie.

– Jestem naprawdę zaskoczony, że tutaj mieszkacie.

– Chciałam coś, na co byłoby stać mnie. A Luke kocha mnie na tyle, żeby mi na to pozwolić.

– Nigdy nie byliśmy biedni, wiesz? – bardzo mnie tym zaskakuje – Luke zawsze różnił się trochę od pozostałej trójki. No może nie tak bardzo od Caluma, chociaż jego rodzina jest bardzo cicha i taka zamknięta w sobie. Trudno się wbić do ich małego kręgu. U nas zawsze było inaczej. Więc.. co chciałem powiedzieć? Nigdy nie byliśmy biedni, ale to nie znaczy, że wiedzieliśmy czego chcemy. Luke zawsze dużo myślał. Bardzo bardzo dużo i bardzo intensywnie, jednak nikt go nie słuchał. Nie wiem, jak to powiedzieć, żeby nie wyjść na złego brata. Luke miał problem z przebiciem się, z zainteresowanie ludźmi tym, co ma do powiedzenia. Rozumiesz?

Kiwam głową.

– Potem przebił się przez wszystko i stał się tym kim jest dzisiaj i nagle zdałem sobie sprawę, że sam mam problem z przebiciem, że nikt nie słucha, dlatego potrzebowałem przerwy od Sydney – patrzy na mnie, po czym prycha – Nie mam pojęcia, dlaczego ci właśnie o tym powiedziałem – kolejne prychnięcie.

– Los Angeles to nie najlepsze miejsce, żeby się o tym przekonać.

– A może najlepsze? Może przypomni mi, co kocham i kim jestem?

– Dobrze, więc jednak chcę zobaczyć, jak Ben Hemmings gotuje.

– Też uważam, że to świetny pomysł, a ta kanapa jest całkiem wygodna.

– Naprawdę mam dwie lewe ręce w kuchni – mówię mu.

– Dlatego pieprzyć przepisy. Luke i tak nie powie, że mu nie smakowało. Najwyżej zagram kartą, starszego, zmęczonego lotem.

– Na pewno umiesz gotować? – jestem zdezorientowana,

– Przekonamy się wkrótce.

Nie wiem, jak miałby mnie tego nauczyć, ponieważ łączy ze sobą tonę przypadkowych rzeczy, które nie maja dla mnie sensu.

Gdy Luke wraca nie jest sam, przyprowadził ze sobą Caluma.

– Cześć, ludzie! Cholera, ale to miejsce jest małe...

– Jest przytulnie – przypominam mu – Mogę ci urządzić twój dom w podobnym klimacie.

Calum uśmiecha się szeroko.

– Jest tu strasznie dziewczyńsko, zbyt, jak na mój gust.

– Co robicie?

– Ugotowaliśmy obiad – nie zamierzam przypisywać sobie całej zasługi za to, ale coś tam pomogłam.

– Cześć, brachu – mówi Luke z szerokim uśmiechem – Dobrze cię widzieć.

Podchodzi do niego, żeby go uściskać, a po chwili Calum robi to samo. Luke przytula mnie od tyłu.

– Dzięki, że się nim zajęłaś.

– Uwielbiam twojego brata.

– Cóż, Hemmingsowie mają to coś, a teraz daj mi buzi.

Obracam się, żeby cmoknąć go w usta, ale on na tym nie chce poprzestać, więc moje plecy z hukiem uderzają o lodówkę, a on całuje mnie bardzo mocno.

Tak strasznie go kocham.

– Calum, jako gość możesz przygotować talerze – mówi Luke i znowu mnie całuje.

To takie niegrzeczne.

– Nie wiem gdzie, stary.

– Nie ma tu dużo szafek, koleś.

Uwielbiam to mieszkanie.

Może dlatego, że dzieje się w nim tyle magii i miłości, a może dlatego, że jest pierwszym moim miejscem, a może z powodu wszystkich tych rzeczy.

– Przyszliśmy porwać was na imprezę – mówi Calum – Napisaliśmy dzisiaj dwie piosenki. Musimy to uczcić.

– I twój przyjazd – Luke zwraca się do brata – Tylko bez upijania się w trupa – szczypie mnie w policzek.

– Też się upiłeś – fukam.

– Dobrze, dzisiaj bez upijania.

– Będziemy tańczyć? – kocham tańczyć.

– Dobrze.

– Ja odpadam.. jestem wykończony..

– Musisz iść! – krzyczę – Będzie super, Ben.

– Tak będzie super. Wyciągnie cię do tańca...

– Dobrze, Calum, z tobą też zatańczę.

W końcu siadamy do jedzenia.

To jest pyszne.

Przepyszne.

Luke i Calum rozpływają się nad tym daniem, zjadając trzy porcje.

– Cholera, stary, to było lepsze niż nie w jednej restauracji.

– Dzięki – Ben jest skromny.

– Jadam dużo gotowego żarcia... chcesz zostać moim kucharzem?

– Calum, nie jadasz dużo gotowego żarcia, jadasz kupę żarcia z drogich restauracji, bo ciagle ci coś nie pasuje. Jesteś taki wybredny.

– A my dlaczego nie poszerzamy naszych kubków smakowych? – pytam Luke'a.

– Bo kochasz moją kuchnie – mówi mi – Po za tym, czy nie o to w tym chodzi? Żeby żyć, jak para przeciętnych studentów?

A jakby żył beze mnie?

Był nieszczęśliwy, prawda?

To nie to, czego dla niego chcę.

Tylko zastanawiam się, czy nie zabieram my za wiele.

Dlatego dzisiaj będę bardzo imprezową dziewczyną.

ardor {Luke Robert Hemmings}Where stories live. Discover now