4 |Pod osłoną nocy|

2.8K 179 0
                                    

Luke Robert Hemmings

Lola śpi w naszym łóżku, zawinięta jedynie w naszą pościel. Wiem, że chce stąd wyjść równie mocno, co ja, dlatego zamierzam to zrobić. Już dosyć się tu nasiedzieliśmy, dlatego zamierzam wykorzystać ciemną noc.

Muskam ustami jej czoło, próbując ją obudzić, jednak ona tylko przewraca się na drugi bok. Łapię ją za biodro, ściskając nieco mocniej, pociągam zębami za jej ucho.

– Ubieraj pelerynę, Kapturku, twój wilk zabiera cię na przejażdżkę.

Gwałtownie obraca się w moją stronę, widać, że dopiero się obudziła, po jej małych oczkach, które pociera. Całuję ją w jedno, a potem w drugą powiekę.

– Wychodzimy?

– Nie mam czapki niewidki, dlatego potrzebujemy ciemnej nocy.

– Noc z reguły jest ciemna, kochanie. To coś ma nawet swoją specjalną nazwę, to zestawienie tych słów jest... – pociera znowu oczy – Cholera, która godzina? Nie mogę sobie przypomnieć...

– Ja ci nie pomogę, nie skończyłem szkoły.

– To nie jest śmieszne – dopiero teraz słyszę w jej głosie chrypkę – Masz talent, nie musiałeś...

– Lola, wiele ludzi kończy skończę i nic z tym nie robi. Jednak mają świadomość, że nie zmarnowali osiemnastu lat i mają dokument, który mówi, że mają jakiś poziom wiedzy. Powinienem to zrobić dla własnego ego, ale moje ego byłoby wtedy gdzieś indziej.

– Chcesz to zrobić? – bada teren, nie ocenia mnie, dlatego kocham ją jeszcze mocniej.

– Nie sądzę, że dałbym radę. Musiałbym zaliczyć więcej niż ostatni semestr.

– Jeśli będziesz chciał, pomogę ci, a jeśli nie to to nie czyni ci kimś gorszym, okej? Szkoła to nie wszystko.

Daję jej buziaka w czoło.

– Nie spodziewałem się takich słów, po piątkowej uczennicy – pstrykam ją w nos – A teraz wstawaj, noc jest jeszcze młoda.

– Myślisz, że nikt nie będzie nas śledził?

– Założę się, że są teraz pod jakimiś klubami i oczekują, aż wyjdą z nich pijane sławy. Jesteśmy w porównaniu z nimi nudni.

– Kocham być nudna – na jej twarzy w końcu pojawia się uśmiech – Z tobą! – wyskakuje z łóżka i po raz pierwszy od tygodnia dostrzegam w niej radość z życia – Co mam ubrać, gdzie idziemy?

– Cokolwiek.

– Dobrze.

Sięga do szuflady, w której trzymamy dresy. Sam mam na sobie jeden i zamierzałem się przebrać, ale gdy ona go na siebie wciąga, wiem, że nie muszę. Tonie w mojej zapinanej bluzie, ale póki się uśmiecha wszystko jest w porządku.

– Jak mają nas złapać, to niech nas złapią w pieprzonym Ferrari – mówię, gdy łapię za klamkę od drzwi – Biegniemy?

– Mówiłam ci, nie zwracać na siebie uwagi...

– Jest środek nocy, nikogo tutaj nie będzie – muszę w to wierzyć – Mogę zadzwonić po ochroniarza...ale wolałbym nie dzwonić do menadżera, bo to wykorzysta.

– Możemy zabawić się w Bonny i Clayda – sugeruje.

– Możemy być własną wersją...

Kiwa głową zanim zdążę dokończyć.

Zamykam drzwi, przekręcam zamek i ruszam za nią po schodach. Wydaje z siebie cichy pisk, nie chcąc pobudzić sąsiadów dodatkowym hałasem. Łapię ją przy Ferrari, naciągam jej czapkę na oczy, a ona robi to samo z moją. Stykamy się daszkami, zanim Lola nie obraca mojej czapki tył na przód.

– Nigdy ci nie powiedziałam, jak gorąco wyglądasz w tych czapkach – pochylam się do niej – Tajemniczy, nieśmiały..

Muskam ustami jej szczękę, czując jej powiększający się uśmiech.

– Czapki są małym zabezpieczeniem stojąc przy Ferrari.

– Czapki są seksowne, to dlatego je nosimy.

Całuję ją nie mogąc się dłużej powstrzymać. Lola pociąga za szlufki moich dresowych spodni przyciągając mnie bliżej. Dyszy w moje usta, gdy mój język wsuwa się do jej ust.. Lola odrywa się ode mnie.

– Jedźmy, czuję, że czeka nas przygoda – mój kapturek.

Lola Kinney

Myślę, że zapominamy, jak bardzo kochamy kochamy wolność, póki ktoś nam jej nie ogranicza.

Nie czerpiemy garściami z życia, bo myślimy, że na to jeszcze będzie czas, że kolejne wyjście na ulice będzie takie samo, jak poprzednie. To takie rzeczy nas właśnie gubią.

Dlaczego ludzie giną w wypadkach? Bo czują się zbyt pewnie na drodze.

Kierujemy się na autostradę, kocham widok z niej na ocean i mogłabym spędzić cały dzień na takiej podróży. Nocą, a raczej wczesnym porankiem widok jest zupełnie inny. Wchodzące słońce, przyprawia mnie o brak oddechu. Dlaczego nigdy tu nie byłam o takiej porze? Chciałabym zobaczyć o tej porze dnia Golden Gate.

– No to jedźmy – czyżbym powiedziała to na głos?

– Co?

– Może i to siedemset kilometrów, ale nikt się nie spodziewa, że to zrobimy.

– Teraz? – chyba w moim głosie iskrzy nadzieja.

– Pewnie, zatrzymamy się gdzieś po drodze albo zmienimy.

– Chcę się zatrzymać w wielu miejscach i tak nie mogę wrócić na uczelnie – to takie do dupy.

– Naprawdę to robimy? – pyta równie podekscytowany – Zamierzałem zabrać cię na plaże... ale w ten sposób będziemy nieuchwytni.

— Luke! To szalone! Ja nie mam ze sobą nawet telefonu!

– Ile razy mam ci powtarzać, żebyś nie wychodziła bez niego z domu? – przyjmuje stanowczy ton – Gdyby coś ci się stało...

Moja dłoń ląduje na jego kolanie, chcąc go uspokoić.

– Spokojnie, kochanie.

– Ja zawsze mam przy sobie telefon. Daj znać moim przyjaciołom i Andy.

– Jest środek nocy, może zrobimy to rano?

– Dobrze, zróbmy to rano. Cholera, nigdy nie byłem zbyt spontaniczny. Może byłem człowiekiem bez planu, ale spontaniczność to nie moja działka.

– Kocham cię – mówię mu – Z tobą wszystko jest lepsze.

– Musisz być cholernie zakochana, skoro wierzysz w to po tym gównie.

Nienawidzę tego, że się obwinia. Przysuwam się do niego, trącam nosem jego policzek.

– To nie twoja wina. Gdyby nie twoja kariera, może nigdy byśmy się nie poznali, a to by była największa strata w moim życiu.

– Ułóżmy piosenkę – mówi – Chociaż może ty ze swoim talentem wokalnym...

Wybucham śmiechem.

Po czym w tym samym czasie zaczynamy śpiewać naszą piosenkę.

Wszystko znowu jest lepsze.

ardor {Luke Robert Hemmings}Donde viven las historias. Descúbrelo ahora