2. Początek remontu i młody gniewny.

Începe de la început
                                    

Jechał teraz samochodem, który szczęśliwie zaczął w końcu współpracować i słuchając na pełen regulator Dżemu, starał się odgonić coraz to nowe wątpliwości, które rodziły się w jego głowie. Przecież on się załatwi już na samym starcie! Jak niby miał wynieść z tego domu meble, by przygotować pomieszczenia do jakichkolwiek prac?

– Cholera – mruknął pod nosem, krzywiąc się przy tym. Zatrzymał się na światłach i oparł łokieć o szybę, przeczesując nerwowo palcami swoje przydługie już, ciemne kosmyki włosów. Krystian nie raz proponował mu darmowe cięcie, ale Oskar bał się, że po tym zabiegu będzie musiał chodzić w czapce przez następne miesiące. I już nawet nie chodziło o to, że wątpił w zdolności przyjaciela, ale o jego wyobraźnię i upór, które często wymykały się spod kontroli. Choć tu należy zadać sobie pytanie, czy Krystek kiedykolwiek mieścił się w ryzach jakiejkolwiek kontroli.

Dom znajdował się na spokojnym osiedlu, w alei dla bogaczy, gdzie wystarczyło jedno, przelotne spojrzenie na posiadłość, by wiedzieć, że nie ma się do czynienia z szarym Kowalskim zarabiającym najniższą krajową. Na jednym z podwórek, w głębi, mieścił się pokryty liliową elewacją dom. Każdy normalny człowiek powiedziałby, że to biały, ale Oskar widział tam delikatne liliowe załamanie. Może to wpływ branży i zbyt częstego wybierania odcienia farb? Może obcowanie z Krystianem, a może tak jak blondyn uparcie twierdził „To te gejowskie geny. Możesz ubierać się w te swoje niemodne ciuchy i praktykować ten swój nabzdyczony, neandertalski styl, ale tego nie oszukasz".

W niedużej odległości od budynku mieszkalnego, do którego prowadził wyłożony granatowo-szarą kostką podjazd, znajdowało się inne, mniejsze pomieszczenie. Zapewne jakiś obszerny składzik. Oskar zaparkował przy chodniku, obok odpowiedniej bramy i podszedł do furtki, wciskając nieduży, czarny przycisk na domofonie.

– Słucham? –odezwał się kobiecy głos.

– Jestem Oskar Zeń. Byłem umówiony z panem Rudyńskim na remont parteru.

– Tak, tak. Potrzeba otworzyć bramę?

– Bardzo proszę, to wiele ułatwi.

Guzik ułatwi – pomyślał jednocześnie. Samochodem mebli nie wyniesie.

Rozległo się krótkie piszczenie i zaraz brama zaczęła powoli się otwierać. Oskar podziękował i wycofał się do swojego pojazdu, którym chwilę potem zaczął wjeżdżać na teren posiadłości. Nim zdążył wysiąść, z wnętrza domu szybkim krokiem wyszła szczupła szatynka o prostych, najprawdopodobniej skalanych prostownicą, włosach sięgających za ramiona. Kieszenie szarego, rozpinanego swetra skrywały jej dłonie, a obcasy czarnych półbucików stukały rytmicznie. Stanęła obok samochodu, mierząc go oceniającym spojrzeniem. Emanowała pewnością siebie. Ciężko było stwierdzić jednoznacznie ile miała lat. Jej twarz okryta była cienką warstwą podkładu matującego, skutecznie kryjącą wszelkie niedoskonałości, pozostawiając widocznymi jedynie te urocze, krótkie zmarszczki w okolicach oczu.

Oskar wygramolił się z pojazdu, starając się przybrać pozę opanowanego profesjonalisty. Kogo on do diabła starał się oszukać...?

Wymienił z kobietą uprzejmy uścisk dłoni. Zauważył, że się do niego uśmiecha.

– Artur przygotował już wnętrze, więc ma pan dom do dyspozycji. To znaczy parter, na piętro nie ma potrzeby się zapędzać. Na dole ma pan kuchnię i łazienkę, gdyby pan potrzebował. Proszę za mną, wszystko sobie pan zobaczy i przeczyta umowę.

Oskar zmarszczył nieznacznie brwi.

– Przygotował?

Kobieta już miała się odwrócić, ale ponownie spojrzała na jego zagubiony wyraz twarzy, uśmiechając się szerzej.

Ukryte cienieUnde poveștirile trăiesc. Descoperă acum