sehun

223 20 14
                                    

kwiecień 2018

- Mamo? - wołam, nie chcąc wierzyć własnym oczom. Po raz kolejny przebiegam wzrokiem po kartce i zaciskam zęby - Mamo, możesz tutaj na chwilę przyjść? - odwracam się w stronę drzwi, kiedy pojawia się w nich starsza kobieta - Możesz mi wyjaśnić, co to jest? - macham papierem na którego widok blednie - Jak długo miałem jeszcze o tym nie wiedzieć?

- Se Hun, uspokój się - słyszę - Wszystko ci wyjaśnię, tylko zejdźmy na dół - kiwam głową, prychając cicho pod nosem.

Tylko się nie rozpłacz.

---

- Se Hun, do cholery, nie możesz teraz unikać rodziców - Chan Yeol warczy na mnie, kiedy tylko przekracza próg mojego tymczasowego mieszkania - Jaki z ciebie bachor - starszy wzdycha i rozgląda się po salonie - Gdzie Han?

- W pokoju Guka - odpowiadam, zamykając za nim drzwi - Po co przyszedłeś?

Doskonale wiem, czemu tutaj jest.

- Uświadomić ci, że nie tylko dla ciebie jest to ciężkie? Mama przez ciebie płacze, dupku. Nie tylko ty jesteś zraniony - mój brat idzie za mną do kuchni i prawie przewraca się o leżące wszędzie pudła - Sehun.

- Prawisz mi tutaj kazania, ale na moim miejscu robiłbyś to samo - warczę, zasypując dwa kubki kawą rozpuszczalną i jeden czerwoną herbatą, dla Luhana.

- Może. A wiesz dlaczego? Bo bez względu na wszystko zawsze będziemy podobni. Bo jesteśmy braćmi - siada na stołku barowym, rzucając kluczyki na blat przed sobą.

- Nie wiem, czy do ciebie dotarło czy nie, ale nie jesteśmy braćmi - mówię gniewnie, próbując utrzymać ten sam ton głosu - Mój akt urodzenia jest wypisany na nazwisko Oh. Kobieta, która mnie wychowała, jest tak naprawdę siostrą mojej matki. Myślisz, że po czymś takim łatwo jest mi spojrzeć im w twarz? - ostatnie zdanie mimowolnie wypowiadam drżącym głosem.

Nie rozpłacz się, dzieciaku.

- I co po tylu latach masz zamiar się od nas wszystkich odsunąć? Nawet nie wiesz, jak rodziców zabolało to, że zmieniłeś nazwisko... Luhan, powiedz coś temu idiocie - zwraca się do mojego już narzeczonego i ujmuje w dłonie kubek z gorącym napojem, który dopiero co przed nim postawiłem.

Blondyn wzdycha, podchodzi do mnie i opiera się o blat po mojej prawej stronie. Moje ramię natychmiast go obejmuje i przyciąga jeszcze bliżej. Jego obecność uspokaja mnie.

- Chan ma rację, powinieneś na spokojnie porozmawiać z rodzicami. Poza tym ta zmiana nazwiska była śmieszna, teraz musisz wszystko wymieniać i nadal mylisz się w podpisie - cicho chichocze, a ja dźgam go lewą ręką w bok - No co?

- Nawet ty przeciwko mnie - syczę. Może i ma rację, ale nie potrafię mu jej przyznać.

- Słuchaj, ja chcę tylko w końcu przeprowadzić się do Chin. I nie ważne czy z Parkiem czy z Ohem - przewraca oczami i sięga po swoją herbatę - Poza tym ja i Baek jedziemy pomagać Kyungsoo z Jonginem.

- Dowiem się w końcu dlaczego Do zgodził się na ten ślub? - pytam, bo nadal nie mogę uwierzyć, że ten irytujący gość weźmie ślub szybciej niż ja.

Do niedawna ten cały Kyung Soo wzywał policję na jego widok. A teraz są krok od założenia szczęśliwej rodzinki.

- Kai oświadczył mu się w dniu ślubu jego ultimejta i tak wyszło - wyjaśnia Chan - Wiesz, Tae Yang - dodaje, kiedy spoglądam na niego głupawym wzrokiem - Boże, ty pewnie nie wiesz, kto to jest. 

- Nieważne - prycham, krzyżując ramiona na klatce piersiowej - Przekaż rodzicom, że będziemy w niedzielę na obiedzie.

- W tę niedzielę jest u Byunów - przypomina mi Han. Wzdycham i przewracam oczami, na co obydwaj się uśmiechają.

- Nieważne - powtarzam. Upijam łyk kawy i przecieram oczy dłonią - Skoro teraz już nie jestem Parkiem, to nie ma szans na przeniesienie mnie do Chin, co?

- Nic się nie zmieniło - wzrusza ramionami Yeol - Oprócz tego, że ojciec musiał wymienić wszystkie twoje pieczątki i plakietki, gówniarzu.

Przełykam ciężko ślinę. Ojciec. Ten cholerny światek papieru sprawił, że trudno jest mi nadal tak o nim myśleć.

Mimo wszystko.

- Jest bardzo zły? - skupiam wzrok na blacie przed moim, jak się okazuje, nadal bratem i czekam na odpowiedź. 

Z jednej strony wiem, że moje zachowanie jest cholernie dziecinne, ale z drugiej nie potrafiłbym żyć tak, jakby nic się nie stało. 

- Nie, bo zawsze byłeś pierdolonym synalkiem tatusia i niestety nie jest zły - uśmiecham się kącikiem ust i unoszę wzrok na starszego - Ja na jego miejscu wydziedziczyłbym cię za tę zmianę nazwiska... No ale z drugiej strony już nie muszę się za ciebie wstydzić - prycha, a ja przewracam oczami - Nie splamisz więcej tego nazwiska.

- Też cię kocham, Chan.

---

- Dwa tygodnie po ślubie Jongina będziemy już w China-

- Tydzień.

- Dobrze, kochanie, tydzień - zgadzam się natychmiast, nie chcąc rozzłościć narzeczonego. Kurwa, jestem takim pantoflarzem.

- Nie mogę się doczekać - Han uśmiecha się szeroko i właśnie dla takich chwil jestem w stanie wytrzymać te wszystkie godziny szkoleń przed wyjazdem - Dziękuję, Sehunah.

- Wiesz, że zrobię dla ciebie wszystko.

- Wiem, ale - urywa na moment i poprawia się w moich objęciach - Nie robisz tego przypadkiem, żeby uciec od rodziców? - pyta niepewnie.

Ma pełną świadomość, że ten temat jest ostatnio dla mnie dość ciężki. Odkąd dowiedziałem się, że jestem adoptowany, nie potrafię żyć dalej tak, jak gdyby nic się nie stało. Mimo więzów krwi i wspólnie spędzonych lat czuję dystans między mną a rodzicami i bratem.

A raczej sam go stworzyłem i pogłębiam.

- Nie, skarbie. To było planowane już od dawna - mówię beztrosko, czując, że w jakimś stopniu ma rację.

Chcę uciec. Chociaż na jakiś czas. Poukładać sobie to wszystko.

- Hun, rodzina to nie więzy krwi czy papierek, tylko uczucia. Nawet jeśli zmienisz nazwisko i wyjedziesz nadal będziesz dla nich synem. A oni twoimi rodzicami - Lu przekręca się tak, by patrzeć mi w oczy.

Przewracam oczami i teatralnie wzdycham.

- A Chan przygłupim bratem, wiem, kocie.

Sorry// chanbaek ☀️Where stories live. Discover now