XLIII

270 32 11
                                    

LU HAN

- Se Hun, jesteś idiotą - syczę, gdy jego zimne dłonie znajdują się pod moją koszulką - Se Hun, spieprzaj - warczę, a on przyciąga mnie do siebie - Muszę iść do pracy.

- Zadzwonię do fotografa, jeśli chcesz...

- Nie - wyrywam się z jego uścisku i stawiam bose stopy na dywanie - Muszę jakoś na siebie zarabiać - prycham, widząc, że obserwuje mnie kątem oka - Poza tym Su Ho wścieknie się, bo zbyt często urywam się z sesji.

- Nie musisz pracować, skarbie - kładzie obie dłonie pod swoją głową i przygląda mi się, kiedy wyciągam ubrania z szafy - Nie musisz nic robić, kocie - przeciąga się, a ja przewracam oczami. Po raz kolejny w ciągu ostatnich kilku dni wracamy do tego samego tematu - Spokojnie mogę utrzymać siebie, ciebie i Jeona.

- Wiem - mówię jedynie, bo nie jestem w nastroju na wykłócanie się z nim.

Cholerny dzieciak.

- Więc zostań ze mną w łóżku, kocie - wzdycham cierpiętniczo na jego słowa i trzaskam drzwiami, zmierzając do łazienki - Lulu... - słyszę jego jęknięcie, lecz nie zwracam na niego większej uwagi.

Powoli zmywam z siebie jego wczorajszy dotyk i pocałunki. Krzywię się, napotykając krwistą malinkę na obojczyku. Znów będę musiał się tłumaczyć fotografowi. "Hej, to tylko syn szefa, ten dzieciak, prezes czegoś tam, co mi grafik układa... miał ochotę mnie wczoraj wziąć na blacie w kuchni i możliwe, że wtedy zrobił mi malinkę. Nie gniewasz się, że muszę teraz nałożyć inną bluzkę? Oh, to świetnie..." takie wyjaśnienia raczej nie przejdą. Prędzej spaliłbym się ze wstydu, niż przyznał, że mnie i Se Huna coś łączy.

Nie chcę, żeby wszyscy w Byun'n'Park Company myśleli, że mam pracę dzięki dzieleniu łóżka z synem właściciela. I tak większość modeli jest wściekła, bo moim menagerem jest młodszy z braci Park.

- Mogę? - pyta Hun, na co podskakuję. Nie czekając na odpowiedź, wchodzi pod prysznic i obejmuje mnie w pasie - Chcę się tobą nacieszyć, skarbie - mruczy, delikatnie całując mnie w kark - Czemu musisz być taki uparty?

- Mam swoje zasady, Park - kładę mu głowę na ramieniu i uśmiecham się delikatnie - Nie chcę, żeby mówiono, że cię wykorzystuję.

- Nie obchodzi mnie, co o mnie mówią, Lu - mężczyzna kładzie swoje dłonie na moich biodrach - Jesteś piękny, kochanie.

Przewracam oczami na kolejne słodkie przezwisko, jakim obdarza mnie mój chłopak.

- Lubię swoją pracę, Hun - oznajmiam. Być może taki argument go złamie - Nie chcę reszty życia spędzić z dzieckiem w domu i czekać aż wrócisz z pracy. Co jeśli się rozstaniemy, hm? Z czego wtedy będę żył?

- Po pierwsze: nie rozstaniemy się - obiecuje mi - A po drugie: będziesz zostawał w domu z naszymi dziećmi - akcentuje wyraźnie liczbę mnogą, na co lekko się uśmiecham - Ale skoro nadal chcesz pracować... - poddaje się w końcu, a mój uśmiech automatycznie się powiększa - Tylko pod jednym warunkiem.

- Se Hun - warczę niezadowolony.

- Zostaniesz moim oficjalnym chłopakiem, kochanie.

BAEKHYUN

- To fizycznie nie możliwe - mamroczę, słysząc diagnozę lekarza. Biorę głębszy wdech i zaciskam dłonie na blacie jego biurka.

- Zdarza się o wiele rzadziej niż u kobiet, ale jest możliwe - tłumaczy mi po raz kolejny lekarz. Kręcę głową, zagryzając dolną wargę - Możemy powtórzyć badania na kolejnej wizycie, ale wynik jest dla mnie jednoznaczny.

- Nie - warczę, nie mogąc w to uwierzyć - To niemożliwe, jestem bezpłodny.

- Najwyraźniej nie - mężczyzna uśmiecha się do mnie łagodnie - Proszę zgłosić się jak najszybciej do lekarza, który stwierdził u pana niepłodność.

Wychodzę z jego gabinetu roztrzęsiony, w dłoni trzymając wykaz co mogę, a czego nie powinienem jeść. Z trudem powstrzymuję łzy, zbliżając się do swojego samochodu. Odpalam go, pozwalam mu chodzić i kładę głowę na kierownicy.

Otrząsam się z letargu, gdy słyszę pukanie w samochodową szybę. Zaskoczony spoglądam w stronę okna znajdującego się po stronie pasażera i mrugam kilkukrotnie, będąc pewnym, że mam jakieś przywidzenia. Niepewnie odsuwam okno po tamtej stronie i słyszę pytanie:

- Mogę wsiąść? - kiwam tylko głową i już po chwili mężczyzna zajmuje miejsce koło mnie. Obracam się w jego stronę, a on posyła mi delikatny uśmiech - Wiesz, słyszałem, jak lekarz za tobą wołał, że ciąża to nie koniec świata. Najpierw pomyślałem, że to może jakaś wpadka czy coś - mówi szczerze, a ja mam zamiar zaprzeczyć, jednak nim to robię, on dodaje:

- Ale później usłyszałem twoje nazwisko i po prostu za tobą poszedłem.

- To nie wpadka - odpowiadam w końcu, a on kiwa głową.

- Tak myślałem - mówi - I dlatego nie mogłem zrozumieć, czemu tak zareagowałeś... A teraz siedzę w twoim samochodzie - wzrusza ramionami i podaje mi dłoń - Jestem Tao.

Sorry// chanbaek ☀️Where stories live. Discover now