Rozdział XI

1.4K 92 6
                                    

Postanowiłam, że polecę do rodziców.  Chciałam ich wesprzeć. Niestety nie mogłam wyjechać na długo do Polski, ponieważ - studia. Ale na dwa dni udało mi się wziąć "wolne". Napisałam o tym do Toma:

Ja: Tom... wylatuję na dwa dni do Polski do rodziców. Bardzoo dziękuję ci za pieniądze!
Tom H.: Będę tęsknił... przyjemność po mojej stronie.
Ja: Ja za Tobą też :*
Tom H.: Kiedy wyjeżdżasz?
Ja: O 14.00.
Tom H.: Podwieźć cię? <3
Ja: Chętnie, dzięki! :)
Tom H.: To o 13.00 będę u Ciebie!

Zaczęłam się pakować, a w między czasie zadzwoniłam do taty i dałam mu znać, że będę. Bardzo się ucieszył i podał mi adres szpitala. Na szczęście leczenie mojej mamy już trwało, bo Tom przelał potrzebne pieniądze na konto rodziców. Co ja bym bez niego zrobiła...

10 minut przed 13.00 usłyszałam pukanie do drzwi. Otworzyłam. Tom wyglądał na... zdenerwowanego? Nigdy nie widziałam go w takim humorze.
- Tom.. coś się stało? Mi możesz wszystko powiedzieć.
Nagle jakby oprzytomniał i się uśmiechnął, ale jakoś tak sztucznie. Byłam niemal pewna, że coś przede mną ukrywał. Jego oczy wyrażały głęboki żal i smutek, lecz jego usta były uśmiechnięte.
- Nie... wszystko w porządku! To jak gotowa? - spytał nieswoim głosem.
- Widzę przecież, że coś jest nie tak.
- Wszystko jest dobrze, my darling - pocałował mnie, ale miałam wrażenie, że tylko po to, abym przestała się wypytywać. Jego zachowanie było co najmniej dziwne.

Pojechaliśmy na lotnisko. Tom był zamyślony. Na lotnisku pożegnaliśmy się, a on odjechał. Byłam bardzo zaniepokojona. Coś musiało się stać!

Pełna wątpliwości weszłam do samolotu i zajęłam swoje miejsce. Samolot wystartował, a ja zaczęłam panikować. Na śmierć zapomniałam o tym, że boję się startu samolotu! Trzęsłam się, ale jakoś przeżyłam.
Po paru godzinach dotarłam. Szybko wzięłam bagaże i zadzwoniłam po taksówkę. Do szpitala dojechałam po około pół godzinie, wstępując na chwilę do piekarni i kupując ulubione bułeczki mamy.

Niepewnym krokiem szłam korytarzem szpitala.
- Teraz w lewo, przejść ten korytarz i w prawo. Sala 126 - powiedziałam w myślach.
Wzięłam głęboki wdech i otworzyłam drzwi do sali, w której leżała moja mama.
Wyglądała na poważnie chorą. Worki pod oczami, zmęczenie na twarzy, widać było, że cierpi. Nie miała także włosów - skutek uboczny chemioterapii. Tata klęczał przy niej i trzymał ją za rękę. Przywitałam się z nimi i przytuliłam.
- Mamo... kocham cię - powiedziałam.
- Ja ciebie też, kochana. Nie martw się, lekarze są dobrej myśli, tak jak i ja - odparła słabym głosem.
- Tato, dziękuję, że się nią opiekujesz.
Tata skinął głową. Wyjęłam bułeczki.
- Przywiozłam wam na pocieszenie! Wiem, że je uwielbiacie - powiedziałam wesoło.
- Dziękujemy, córeczko! - powiedzieli chórkiem, a ja się roześmiałam. Po chwili w trójkę zajadaliśmy się bułkami z dżemem, a ja opowiadałam, co mi się przydarzyło. Stwierdziłam, że nie będę omijać tematu Toma. Po skończonej opowieści mama powiedziała:
- Nasza córka znalazła sobie chłopaka! - uśmiechnęła się.
- Mamo... nie jesteśmy parą - westchnęłam.
- Jeszcze - odparł tata, a my się zaśmiałyśmy.
Później weszła pielęgniarka mówiąc, że mama musi mieć zrobione badania. Pojechałam wtedy do mojego mieszkania i postanowiłam zadzwonić do Rachel. Rachel wiedziała już i chorobie mojej mamy, ale nie o tym, że byłam w Polsce.
- Cześć Rachel!
- Hej, Silv! Bardzo mi przykro z powodu twojej mamy...
- Wyzdrowieje. A ja mam dla ciebie niespodziankę! Jestem właśnie w Polsce!
- Super!! Musimy się spotkać! O 17.00 w parku?
- Pewnie!

Spotkałyśmy się w parku, do którego kiedyś wspólnie chodziłyśmy, jeszcze jako dzieci. Spacerowałyśmy sobie alejkami, a ja powtórzyłam jej moją opowieść.
- Oh. My. God - skomentowała - TOM HIDDLESTON cię kocha i ty się z nim całowałaś, więc praktycznie on jest twoim chłopakiem! WOW! Nie mogę w to uwierzyć! - krzyknęła.
- Cii, nie musi całe miasto o tym wiedzieć - zaśmiałam się.
- Ale ci fajniee!

Gadałyśmy sobie parę godzin, dopóki nie zrobiło się ciemno. Umówiłyśmy się, że kiedyś odwiedzi mnie i Toma w Londynie. Rozeszłyśmy się do swoich domów.

Zmęczona padłam na łóżko. Przed snem myślałam o Tomie. Martwiłam się. Bardzo. Zachowywał się dziwnie.
A oprócz tego jeszcze bałam się o mamę, ale starałam się być dobrej myśli. Grunt to pozytywne nastawienie.

Love me // Tom Hiddleston [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz