– Udało mi się znaleźć miejsce, gdzie go pochowano – dodał Olek. – W Radziszowie, to miejscowość niedaleko Krakowa...

– Wiem, gdzie to jest – powiedziałam.

– ...choć nie wiem, w której części cmentarza.

Przez chwilę milczałam, mierząc się z tym faktem. Faktem, że już nigdy go nie poznam, nie nakrzyczę, nie wygarnę, nie zapytam dlaczego... nie podziękuję... Drgnęła, bo nigdy wcześniej nie miałam takich myśli, a jednak, również to chciałam zrobić. Nie byłam normalną dziewczyną, normalność została mi odebrana, ale czy ona była czymś dobrym? Będąc inna, dokładnie taka jaka zostałam stworzona, byłam po prostu sobą. I zadziwiając samą siebie zauważyłam, że zaczęło mi to odpowiadać.

– Dzięki – powiedziałam po chwili.

Olek z Wiktorem spojrzeli na siebie.

– Że dowiedziałeś się tego wszystkiego dla mnie – dokończyłam i spróbowałam się uśmiechnąć.

Olek przez chwilę wydawał się zmieszany, ale w końcu zdawkowo skinął głową i spojrzał na mnie niepewnie.

– To była ta pierwsza sprawa, ale jest jeszcze jedna... – powiedział.

Wskoczył na łóżko naprzeciw mnie i pochylił się do przodu, opierając łokcie na udach. W ogóle nie widziałam w nim dziecinności i niefrasobliwości, którą charakteryzują się jego rówieśnicy, lecz pełną powagę.

– Sprawa z tymi łowcami talentów śmierdzi... – zaczął.

Zamrugałam oczami. Podchodziłam do tego sceptycznie. I co oni mają z tymi zapachami?

– Dziś był wyjazd jednego z kół naukowych, a po powrocie wśród nich zabrakło jednego z uczniów.

Zmarszczyłam brwi.

– Skąd o tym wiesz?

– Obejrzeliśmy nagrania z monitoringu. Wciąż mamy do nich dostęp – w odpowiedzi wyręczył go Wiktor.

Geniusz skinął na potwierdzenie. To w sumie dawało niezłe pole manewru. Przez głowę przebiegła mi myśl, że Wiktor może mnie obserwować, bo ostatnio zawsze zjawiał się znienacka tuż obok. Ale zaraz przepędziłam ją, zostawiając takie rozmyślania na później.

– To może nic nie znaczyć... – zawahałam się. – Mogli go zaprosić na jakieś szkolenie, mógł pojechać do domu, albo się rozchorować... no nie wiem, ale czemu od razu podejrzewacie, że to ma jakiś związek z łowcami?

– Oni też jechali na ten wyjazd i z niego nie wrócili.

Westchnęłam. No wiem. Łowcy talentów nie mieli zbyt przyjemniej aparycji, ale żeby od razu ich podejrzewać o... o nie wiem? Porwanie? Nie, nie, nie. Zbyt wcześnie na takie wnioski. Zbyt wcześnie. Choć ta dwójka wydawała się święcie przekonana o słuszności swoich przypuszczeń, ja wolałam podejść do tego sceptycznie.

– To co chcecie z tym zrobić? – zapytałam.

– Nie pakować się w ich łapy – powiedział Wiktor, który od dłuższego czasu siedział przy biurku, odwrócony w naszą stronę. – Powinnaś wycofać się z zawodów.

Wycofać? Wytrzeszczyłam oczy ze zdumienia, a gdy nieustępliwy wyraz twarzy Wiktora nie uległ zmianie, poczułam wzbierającą pod skórą złość.

– Więc o to chodzi? Nie podoba ci się, że jadę na zawody i wykorzystujesz pierwszy lepszy powód, by mi tego zabronić? Przecież na zawodach będzie masa ludzi, trenerzy, uczniowie... co może się stać wśród takich tłumów? Czy chodzi tylko o to, żebym nie jechała, skoro ty postanowiłeś nie jechać?

Nieidealna ✔Where stories live. Discover now