Rozdział 36.

4.5K 231 13
                                    

Głód zmienia ludzi.

Do końca tygodnia Isaac unikał mnie jak ognia, a ja unikałam Theo.
Lahey bał się rozmowy ze mną po tym jak stracił kontrolę.
Theo unikałam dlatego, bo to on odciągnął ode mnie loczka. Bałam się, że jak zwykle wmylyśli jakąś przysługę i tym razem nie będzie to taka głupota, jak pójście z nim na bal, który swoją drugą jest już w najbliższy czwartek.
Sobota okazała się dla mnie zbawieniem i katorgą. Nareszcie mogłam odpocząć od szkoły, ale nudziłam się tak bardzo, że mimo deszczu postanowiłam iść na spacer.

- Wychodzę - krzyknęłam do mamy, która siedziała w kuchni.

W pośpiechu założyłam buty i kurtkę i kiedy już łapałam za klamkę Wanessa krzyknęła:

- Stój!

Pstryknęłam palcami u prawej ręki i mruknęłam pod nosem, że było blisko.
Mama wyszła z kuchni i wręczyła mi parasolkę, a ja spojrzałam na nią błagalnie.

- Nie patrz tak na mnie. Jak wrócisz z mokrymi włosami to Cię udusze.

Jęknęłam i wyszłam z domu rozkładając parasol. Możecie mi się dziwić, ale uwielbiam spacery w deszczu, a raczej uwielbiam czuć krople deszczu na moim ciele. Zwykle kończy się to późnej katarem, ale warto.
I właśnie dlatego, kiedy już zniknęłam z pola widzenia mamy złożyłam parasol i uniosłam głowę. Zadowolona z siebie ruszyłam w stronę miasta. Nie miałam jakiegoś konkretnego celu, właściwe to nie miałam żadnego pomysłu gdzie miałabym iść.

***

Szlajałam się po Beacon Hills już od dobrej godziny. Deszcz ciągle padał, byłam już cała mokra, a w dodatku zgłodniałam. Na szczęście miałam przy sobie pieniądze, więc weszłam do jakiegoś sklepu i kupiłam sok i dwa batony. Kasjerka patrzyła na mnie, jak na wariatke, bo w dłoni trzymałam parasolkę, a mimo to byłam cała mokra.
Wyszłam ze sklepu i zaczęłam jeść pierwszego batona pod zadaszeniem budynku.

- Evans!

Na chwilę przestałam się skupiać na jedzeniu i rozejrzałam się dookoła. Mój wzrok padł na auto, z którego wysiadł Theo, przebiegł odległość między mną a pojazdem i stanął obok mnie.

- Co ty tu robisz i... czemu jesteś cała mokra skoro masz parasolkę?

Westchnęłam głośno i znów zajęłam się jedzeniem. W trakcie kiedy odkręcałam napój Theo zabrał mi drugiego batona i sam zaczął go jeść.

- Łapy precz! - oburzyłam się. - Głodna jestem, oddawaj.

Chłopak nic sobie nie robił z moich słów, więc postanowiłam przejść do czynów. Praktycznie rzuciłam się na niego celem odebrania mojej własności, ale ten wyciągnął rękę w górę i nie mogłam dosięgnąć mojego batona. Jęknęłam sfrustrowana, bo naprawdę byłam głodna.
Chłopak szybko odunął się ode mnie i zaczął pochłaniać jedzenie w takim tempie, że zniknęły moje wszelkie nadzieję na odzyskanie chociaż połowy batona.

- Nie płacz - powiedział podchodząc do mnie. - Pojedziemy do mnie i zamówimy pizzę. W akcie dobrej woli dam ci też cichy na przebranie.

Spojrzałam na moje ubrania, z których nadal lała się woda. Dobrze, że się nie maluję, bo wyglądałabym jeszcze gorzej.

- Nigdzie z tobą nie jadę.

Jak na zawołanie zaczęło mi burczeć w brzuchu, co Theo umiejętnie wykorzystał.

- Pizza.

Jedno, głupie słowo i zaczęłam mieć wątpliwości, które zniknęły, kiedy znów zaburczało mi w brzuchu. Zaklęłam pod nosem, a na twarzy Raekena pojawił się figlarny uśmieszek. Oboje szybko znaleźliśmy się w jego samochodzie, a kiedy chłopak miał juz ruszać powiedział:

- Przez Ciebie będę miał mokrą tapicerkę.

- Wiedziałeś, co brałeś.

Chłopak parsknął śmiechem, a ja dopiero teraz zdałam sobie sprawę z tego, że mogło to zabrzmieć dwuznacznie. Przewróciłam oczami i zaczęłam obserwować krajobraz za oknem samochodu. Dużo nie widziałam przez padający deszcz, ale samo patrzenie na krople wody było fascynujące... Co ja brałam?
Po kilkunastu minutach jazdy Theo zaparkował samochód przed swoim domem i znów biegiem pokonaliśmy odległość dzielącą nas od drzwi. Szybko weszliśmy do środka i już w progu Raeken obwieścił mi, że idzie po ręczniki. Zdjęłam buty i zaczekałam na niego koło drzwi, żeby nie musiał przejmować się powodzią.

- Trzymaj - powiedział rzucając w moją stronę ręcznik. - Idź do łazienki, chyba jeszcze pamiętasz, jak tam trafić, a ja zaraz znajdę ci coś na przebranie.

Kiwnęłam głową i ruszyłam w stronę łazienki jednocześnie wycierając ręcznikiem włosy.
Kiedy już do niej dotarłam stanęłam przed lustrem i parsknęłam śmiechem widząc, jak wspaniale wyglądam. Mokre włosy po kontakcie z ręcznikiem wyglądały tragicznie, policzki miałam tak czerwone, że wyglądałam jak dorodny pomidor. Moje ocenianie własnego wyglądu przerwał Theo, który właśnie wszedł do łazienki. W jednej ręce trzymał ubrania dla mnie, a drugą wycierał sobie włosy i, o zgrozo, nie miał na sobie koszulki.

- Zrób zdjęcie, zostanie na dłużej.

Wcale się na niego nie gapiłam! Ja tylko mało dyskretnie przyglądałam się jego klatce piersiowej i wyraźnie zarysowanym mięśnią.

- Nie mam przy sobie telefonu - mruknęłam odbierając od niego ubrania. - Dziękuję.

Położyłam ciuchy na pralce i już miałam zdejmować bluzkę, ale zauważyłam, że Theo nadal jest w łazience. Spojrzałam na niego wymowanie, ale ten tylko się uśmiechnął i powiedział:

- Widziałem Cię już w bieliźnie.

Miałam ochotę udusić go własnymi rękami za ten komentarz, ale się powstrzymałam. Zamiast tego użyłam moich mocy i za pomocą telekinezy wyrzuciłam chłopaka z pokoju i zamknęłam za nim drzwi. Wzięłam głęboki wdech i poczułam, że moje oczy wracają do normy.

- To był chwyt poniżej pasa! - krzyknął chłopak zza drzwi.

- Poniżej pasa to ty zaraz oberwiesz! Zamów lepiej pizzę!

Chłopak widocznie postanowił się ewakuować spod drzwi, bo zapanowała cisza.
Szybko się przebrałam w szare dresy z Nike i granatową, wciąganą bluzę należące do chłopaka.  Spojrzałam na moje odbicie w lustrze i uśmiechnęłam się widząc napis na bluzie. Brooklyn 68.
Tej bluzy na pewno mu nie oddam!

Planuję zakończyć Little Secret gdzieś po balu, więc niedługo zacznie się akcja ~ Marzycielka

Opublikowano: 15:51 15 października 2017

 Little Secret |Teen Wolf| ☑️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz