Rozdział 17

2.3K 168 39
                                    

[POPRAWIONY]

Jazda z Fran nigdy nie może obejść się bez szalonych rzeczy tak więc, zanim dotarłyśmy do mnie, to zdążyłam ze dwa razy przejechać na czerwonym świetle, stratować kwiatki w kawiarnianym ogródku i złamać kilka przepisów. Czyli nic się nie zmieniło.

Kiedy dotarłyśmy na miejsce, chłopcy już byli w środku. Na wejściu przywitały nas krzyki mojej mamy:

- No dobra... to możecie postawić tutaj, za to te rzeczy wystawcie na taras... pięknie!

- A to gdzie? - zawołał Felix z nieznanej dla mnie lokalizacji.

- To w kuchni... Ej! Nie podjadać mi tu nic! I tak zaraz wszystko dostaniecie, więc łapy precz!

Zdziwione popatrzyłyśmy po sobie i pewnym krokiem weszłyśmy do salonu.

- No nareszcie jesteście! - krzyknęła moja rodzicielka, kiedy tylko nas zobaczyła. - Chłopcy dzielnie się spisali w przygotowaniach do waszego ostatniego wieczoru przed wakacjami... - przerwała i ściszyła głos - należy im się ciasto. - Mrugnęła do nas porozumiewawczo, na co się zaśmiałyśmy. - W ogóle, co wam się stało z włosami co? - potarmosiła nas po nich. - Wyglądają jak po huraganie.

- Mamooo - jęknęłam. - Jechałyśmy samochodem - mruknęłam, próbując przywrócić moje włosy do stanu akceptowalności.

- No to wszystko jasne - zaśmiała się, na co westchnęłam cicho.

- No nareszcie! - krzyknął David, obejmując nas ramionami. - Ile można na was czekać... No, Carmen to jeszcze rozumiem, bo ona zawsze się spóźnia no ale ty Fran?! Muszę przyznać, że się na tobie zawiodłem - zacmokał zawiedziony, a my przekręciłyśmy oczami. - Felix! Rusz się tutaj na chwilę! - krzyknął.

- Czego? - mruknął, wchodząc do domu.

- Dobrze kochani - przerwała nam moja mama. - Tu macie kasę jakby wam czegoś zabrakło. Znacie zasady, możecie robić wszystko oprócz wielkiej imprezy i spalenia domu. Jasne?

- Tak ciociu - odpowiedzieli zgodnie.

- A i Felix! - zwróciła się do niego. - Mam wrażenie, że mnie nie lubisz. - Udała smutny ton.

- Nie skądże! - zaprzeczył szybko - Po prostu... - zająknął się - po tamtym meczu myślałem, że pani raczej nie będzie chciała mnie widywać. - Podrapał się po karku.

- Żartujesz sobie?! - Moja mama wyrzuciła ręce w powietrze, że aż się musiałam uchylić, na co David i Fran zareagowali śmiechem. - Ta akcja była mega! Dzięki Carmen nic się takiego nie stało, więc nie masz co narzekać.

- A co się stało? - spytał niedoinformowany David. - O czym mówimy, bo chyba coś mnie ominęło?

- Dwa lata temu był mecz - zaczęła Francesca - i Felix był pałkarzem i przypadkiem, o mało nie trafił pani Cortez piłką...

- Jestem ciocia, słoneczko, albo ewentualnie Marinette! - krzyknęła z tarasu moja mama.

- A Carmen złapała piłkę, zanim coś się zaczęło dziać... - dokończyła moja przyjaciółka, uśmiechając się do mnie lekko.

- I ja jako wielka fanka waszej szkolnej drużyny baseballowej jestem w stanie ci to wybaczyć tylko dlatego, że dzięki temu wygraliście mecz - poczochrała Felixa po włosach, na co ten się nieśmiało uśmiechnął. - No dobra. Muszę lecieć.

- A gdzie? - zapytałam.

- Do pracy po jakieś foldery. Nie wrócę raczej na noc, tylko jutro w południe, dobra?

Colorful Life | Nico Di AngeloOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz